Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zwycięzca nie bierze wszystkiego

Treść

Przed zwycięską partią zapewne pojawi się dylemat koalicyjny. Czy w przypadku zwycięstwa Platformy Obywatelskiej czeka nas szeroka lewicowa koalicja? Czy raczej rząd mniejszościowy i liczenie, "że jakoś to będzie" do przedterminowych wyborów?
Większość sondaży, do których skądinąd należy podchodzić ostrożnie, wskazywała na przewagę Platformy Obywatelskiej nad Prawem i Sprawiedliwością. W zależności od czasu i tego, kto je zamawiał, różnice się zmieniały. Nie jest powiedziane, że zwycięzca weźmie wszystko - na układ sił politycznych wpłynie bowiem to, jak rozłożą się głosy. Przed wyborami pojawiały się opinie, że Jarosław Kaczyński, budując szeroki front poparcia, tak naprawdę czeka na wybory w 2015 roku, kiedy - śladem Viktora Orbána i jego partii Fidesz - uda mu się zdobyć większość pozwalającą na samodzielne rządzenie. - Dotychczasowe sondaże wskazywały raczej na niedoszacowanie jednej partii, a przeszacowanie drugiej. Ostatecznie jednak liczy się, kto będzie w stanie stworzyć większość koalicyjną. Rządy mniejszościowe nie mogą być konstruktywne, ponieważ są z reguły bardzo słabe - uważa Andrzej Maciejewski, politolog z Instytutu Sobieskiego. - Tak naprawdę wszystko zależy od tego, jak rozłożą się głosy i jak potoczą się później rozmowy koalicyjne, w których wezmą przecież udział wszystkie partie - podkreśla ekspert. Przegrana PiS wcale nie stwarza PO łatwiejszej sytuacji niż jego zwycięstwo. - Jeśli porażka PiS będzie niewielka i zmusi Platformę do bardzo szerokiej lewicowej koalicji, sądzę, że przy krótkiej perspektywie pogłębiającego się kryzysu planowane będą przyspieszone wybory - zauważa prof. Mieczysław Ryba, historyk z KUL. W końcówce kampanii Jarosław Kaczyński podkreślał, że jeśli Tusk znów będzie tworzył rząd, to w przypadku wejścia do Sejmu Janusza Palikota niewykluczona jest koalicja PO z jego antyklerykalnym i lewackim Ruchem. Czy taki układ ma realne szanse? - Pod koniec kampanii sytuacja robiła się bardzo nerwowa. Wystarczy spojrzeć na zachowanie Donalda Tuska z ostatnich dni. Wydaje mi się, że Tusk rozważa nawet opcję, że on sam nie będzie premierem. Bierze pewnie również pod uwagę rząd mniejszościowy, żeby całej kompromitacji nie brać na siebie. Jeśli nawet wszedłby w koalicję z Palikotem, to byłaby ona dość kłopotliwa dla samego Tuska - musiałby "kupować" co jakiś czas koalicjanta jakimiś ustępstwami. W takim układzie ogromne szanse będą miały przyspieszone wybory. Trudno przewidywać, że PO przetrwałaby za cztery lata, gdyby taki byt, jak sojusz ze skrajnymi lewakami, się utrzymał. Wchodzą tutaj w grę również sprzeczności wizerunkowe. Reasumując: okoliczności nie sprzyjają Platformie - ocenia prof. Ryba.
Paulina Gajkowska
Nasz Dziennik Poniedziałek, 10 października 2011, Nr 236 (4167)

Autor: jc