Żółta kartka za ustawę
Treść
Zakwestionowanie sensu istnienia mediów publicznych, a w perspektywie ich likwidacja - takie mogą być konsekwencje wejścia w życie przegłosowanej przez Sejm w nocy z czwartku na piątek ustawy o zadaniach publicznych w dziedzinie usług medialnych. Kanał informacyjny TVP Info nie będzie w stanie podjąć skutecznej rywalizacji z TVN 24, a wolność słowa w połączeniu z odpowiedzialnością oraz twórcza niezależność dziennikarska - odejdą do lamusa. Do takich wniosków doszli uczestnicy sobotniej sesji naukowej w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu poświęconej nowej ustawie regulującej rynek mediów w Polsce.
Otwierając sobotnią konferencję, założyciel WSKSiM ojciec Tadeusz Rydzyk podkreślił rosnącą rolę mediów we współczesnym świecie i znaczenie dokonywanych za ich pośrednictwem manipulacji wymagających od odbiorców dojrzałości i umiejętności selekcji treści destruktywnych. A do tego niezbędne są niezależne od wpływów partyjno-ideologicznych media.
Profesor Piotr Jaroszyński w wykładzie "Nowa ustawa medialna: między ideologią a biznesem" mówił m.in. o miejscu mediów w polskim społeczeństwie. Przypomniał, iż Naród Polski był zawsze na tyle dojrzały duchowo, by znać wagę posiadania niepodległego i suwerennego państwa, dzięki któremu sam decyduje o swoich losach. Z Narodem od zawsze związany był Kościół katolicki, a Polacy budowali swoją tożsamość wokół rodziny, gdzie kształtuje się pojęcie narodowości, miłość do Ojczyzny, pragnienie niepodległości i wiara. I właśnie do tych fundamentów - jak zaznaczył profesor - kształtowania polskiej tożsamości zaczęły przenikać media. - Po roku 1989 w mediach nie rozpoczęto walki o odzyskanie ciągłości duchowej Narodu po okresie zniewolenia komunistycznego - mówił profesor Jaroszyński. Zablokowano dyskusję na temat tej ciągłości, a skupiono się na wmawianiu społeczeństwu, że teraz wszystko jest demokratyczne, łącznie z wyborami, "które były bardzo często manipulacją". - W tym momencie rola mediów była kluczowa. Przy pomocy mediów można było bardzo szybko odzyskać świadomość narodową, ale tego nie zrobiono. Przez szkoły i podręczniki trwałoby to dłużej - relacjonował prof. Jaroszyński.
Przypomniał, że w roku 1989, kiedy rozpoczęła się transformacja, żyli ludzie dobrze pamiętający jeszcze czasy rozbiorów, co potencjalnie ułatwiało zachowanie ciągłości i tożsamości narodowej. Jednak z powodu wspomnianych zaniedbań młodsze pokolenia, urodzone po wojnie, pozostały z wiedzą i tożsamością uformowaną przez marksistowskie podręczniki, szkoły, a także media (np. deformujące obraz historii produkcje filmowe typu "Czterej pancerni i pies").
Zdaniem prof. Piotra Jaroszyńskiego, media nie pomogły w odzyskaniu dumy narodowej i świadomości narodowej, natomiast ważne stało się tylko to, jak przeżyć, czemu sprzyja kryzys ekonomiczny, bo człowiek traci z pola widzenia głębsze cele, a ważne staje się samo przetrwanie. Ważna stała się reklama i konsumpcja, natomiast poziom troski o sferę życia publicznego, przy pomocy mediów, docierający do milionów, zredukowano do poziomu troski o wegetację. Media nie ułatwiły także dyskusji na temat korzyści i strat związanych z przystąpieniem Polski do UE.
Przykłady? Z programów telewizyjnych i radiowych eliminuje się np. publicystykę, aby ludzie nie zastanawiali się nad ważnymi społecznymi problemami. Zmarginalizowano także rolę Kościoła katolickiego, stosując zasadę manipulacji polegającą na tym, że to, co ważne i wzniosłe, staje się małe i niepotrzebne, a to, co nieważne i nieistotne, zostaje umieszczone w centrum uwagi.
Profesor Jaroszyński wskazał również na genezę mediów prywatnych, które wyrosły z czasów I sekretarza PZPR Edwarda Gierka, bo wtedy doświadczenie zawodowe zdobywali dzisiejsi ich właściciele. Dla wielu polityków powiązanych z mediami prywatnymi media publiczne są zagrożeniem, ponieważ nie do końca da się przewidzieć, kto będzie nimi kierował, a więc nie można nad nimi całkowicie zapanować. Są więc opcjonalnie mało sterowne. Stąd pomysł nowych rozwiązań legislacyjnych, które tę sterowalność mają gwarantować.
Wolność dziennikarską fikcją?
Redaktor Wojciech Reszczyński, były dyrektor Informacyjnej Agencji Radiowej (zwolniony przez obecne kierownictwo wywodzące się z LPR i Samoobrony), w referacie "Wolność słowa, niezależność dziennikarska w świetle projektu nowej ustawy" nie ukrywał, że z ustawą związane są zagrożenia dla podstawowych wartości, jak wolność słowa w połączeniu z odpowiedzialnością oraz twórcza niezależność dziennikarska. Podkreślił, że jeszcze przed wejściem w życie ustawy "w mediach publicznych nastąpiła pełna recydywa komuny dzięki LPR, Samoobronie i PO".
Według niego, oficjalnym powodem likwidacji abonamentu stała się kwestia jego złej ściągalności. - Jednocześnie do jego niepłacenia zachęcał rząd i premier, co było wydarzeniem bez precedensu w Europie, gdyż nie zdarzyło się, aby urzędnicy państwowi świadomie uszczuplali dochody spółek Skarbu Państwa, za które są odpowiedzialni - mówił redaktor. Jego zdaniem, prawdziwy cel likwidacji abonamentu to pozbawienie obywateli bezpośredniego i osobistego wpływu na media publiczne poprzez opłacanie abonamentu i zastąpienie go środkami z budżetu, na który wpływ ma państwo i bieżąca polityka, co oznacza, że w ten sposób nad mediami kontrolę przejmuje państwo.
Według ustawy, bezpośrednie finansowanie mediów publicznych znajdzie się w kompetencjach KRRiT, która będzie dysponowała środkami otrzymanymi z budżetu, a zgromadzonymi na funduszu zadań publicznych. - Lecz w jakiej wysokości, jeszcze nie wiadomo. Mówi się o 800 mln zł, a więc poziomie z 2007 r., kiedy gospodarka rozwijała się jeszcze dobrze - relacjonował red. Reszczyński. Podstawą wydatkowania pieniędzy na realizację programu będzie udzielona licencja programowa. - Ze środków będą mogli korzystać nadawcy publiczni i niepubliczni. Ci ostatni na zasadzie konkursu, ale także przy współudziale nadawców publicznych. Tak skonstruowane licencje programowe mają i najprawdopodobniej będą tworzyć mechanizmy korupcyjne mimo zastrzeżenia, że KRRiT ma zadbać o równe traktowanie tych zróżnicowanych podmiotów - ostrzegał prelegent.
W jego opinii, dokonywanie przez KRRiT oceny licencji programowej przed jej wykonaniem przez nadawcę jest rozwiązaniem zbliżonym do quasi-cenzury. - W ten sposób członkowie KRRiT uzyskują bezpośredni wpływ na merytoryczne, dziennikarskie sprawy programowe. Może dokonywać się ingerencja w tematy i sposoby realizacji programów. Czy jedni nadawcy będą w ten sposób preferowani, a inni nie? - pytał.
Obecnie do mediów - jak informował Reszczyński - powróciła fala dziennikarzy partyjnych, co jest efektem współpracy PO, LPR i Samoobrony, a ta tendencja utrzyma się pod rządami nowej ustawy i będzie miała wpływ na "ograniczanie wolności słowa i niezależności dziennikarskiej".
Witold Kołodziejski, przewodniczący KRRiT, w wystąpieniu "Przyszłość telewizji w Polsce w świetle projektu nowej ustawy" przypomniał, że bardzo zróżnicowane ideowo i politycznie środowiska dziennikarzy, twórców, muzyków, literatów mówiły jednym głosem na konsultacjach sejmowych, opowiadając się przeciwko ustawie, i nie było ani jednego głosu pozytywnie oceniającego projekt ustawy medialnej. - Tryb wprowadzania ustawy budzi kontrowersje. Udawano, że założenia ustawy konsultuje się ze środowiskami - wyjaśniał szef KRRiT.
Zdaniem Kołodziejskiego, media publiczne według tej ustawy przestają być instytucjami, które mają realizować misję publiczną, a stają się spółkami prawa handlowego, które mają narzucone zadania. - W tym momencie przestaje istnieć instytucja, która ma tworzyć wyższe wartości poza tymi, na które otrzyma pieniądze - tłumaczył.
Podkreślił ważną rolę mediów w społeczeństwach, które w większości czerpią wiedzę z telewizji, i jeśli "telewizja jest na poziomie wegetacyjno-rozrywkowym, to również społeczeństwo żyje na takim poziomie, a pozostał już tylko wąski nurt społeczny, który czerpie wiedzę z innych źródeł".
Tymczasem media publiczne były budowane przez całe pokolenia Polaków i dlatego nie są własnością tej czy innej opcji politycznej czy kadencji parlamentu, a ta własność jest zagrożona". - Spółki regionalne (powstaną z oddziałów regionalnych) mają dać głos regionom, ale czy przypadkiem nie tworzy się ich po to, żeby móc obsadzić 16 nowych prezesów? - pytał przewodniczący.
Jak informował dzisiaj, rozwija się kanał TVP Info, ważny program mający zapewnić pełne spektrum informacji. - Ważnych jest kilka źródeł informacji, a przy rozwiązaniach nowej ustawy ta stacja może przestać istnieć i nie będzie mogła konkurować z TVN 24. Pozbawiamy się jednej z alternatyw, które można budować - podkreślił Kołodziejski.
Zgodnie z nową ustawą powołana zostanie nowa 7-osobowa KRRiT, nowe zarządy mediów publicznych, a KRRiT ma wpływ m.in. na powoływanie i odwoływanie prezesów tych zarządów. - Czuję, że wraca Radiokomitet (instytucja kierująca mediami w PRL). Nowa KRRiT uzyska pełnię władzy nie tylko nad finansami, nie tylko nad sprawami personalnymi w mediach publicznych, ale także nad samym programem, a więc mechanizmem licencji programowych - ostrzegał Kołodziejski, dodając, że sama KRRiT zdecyduje, jaka będzie przyszłość telewizji w Polsce.
Paweł Tunia, Toruń
"Nasz Dziennik" 2009-05-25
Autor: wa