Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Żołnierze Wyklęci" dla młodych

Treść

"Żołnierze Wyklęci" to nowa, wyjątkowa kolekcjonerska gra karciana, w której znaleźć możemy autentycznych bohaterów podziemia niepodległościowego walczących z komunistycznymi oprawcami. Historycy podkreślają, że zasadniczo wskazywanie młodym ludziom pozytywnych wzorców poprzez popkulturę jest rzeczą cenną, ale powinno się też uwzględnić pewien element wrażliwości przy ukazywaniu żołnierzy polskiego podziemia antykomunistycznego. O rzeczywiście cennej wartości gry mogliśmy się przekonać po obejrzeniu wideoklipu z jej zwiastunem na jednym z portali internetowych. Okazuje się, że posiada ona duży walor edukacyjny, gdyż prezentując na każdej karcie podobizny wybitnych żołnierzy powojennego podziemia antykomunistycznego, dołącza do niej krótką informację historyczną. Z całą pewnością ta cenna inicjatywa skierowana jest do młodego odbiorcy. Może on w ten sposób poznać autentycznie patriotyczne postawy, które trudno mu dostrzec w chaosie dzisiejszej kultury popularnej, promującej różnego rodzaju pseudoautorytety. Promocja "Żołnierzy Wyklętych" odbyła się 11 listopada w tarnowskim Teatrze im. L. Solskiego. Projekt dofinansowany jest ze środków ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Zdaniem Sebastiana Bojemskiego, historyka, członka redakcji pisma społeczno-historycznego "Glaukopis", wprowadzanie do popkultury pozytywnych, a jednocześnie tragicznych bohaterów, jakimi są - według niego - "żołnierze wyklęci", jest ze wszech miar właściwe. Zwraca on jednak uwagę, że przy tego typu inicjatywach należy uważać, by nikogo nie obrazić. - Trzeba też pamiętać, że czasami forma popularyzacji nie do końca musi współgrać z tematem - może bowiem ona naruszyć społeczną wrażliwość. Oczywiście nie mówię akurat o tym przypadku, ale ogólnie, w związku z podobnymi publikacjami, należy mieć tego świadomość - dodaje Bojemski. Doktor Mieczysław Ryba, historyk KUL, członek kolegium IPN, podkreśla, że takie popularne formy edukacji mogą mieć większe znaczenie dla szerokiego odbioru społecznego niż naukowe i specjalistyczne opracowania. - Ma to oczywiście swój głęboki sens, bo te ściśle naukowe wydania, których się teraz ukazuje bardzo dużo, są adresowane do wąskiego jednak grona specjalistów lub osób bezpośrednio niegdyś zaangażowanych w tego typu działania - twierdzi Ryba. W jego opinii, wprawdzie w ten sposób pogłębiają oni swoją wiedzę, a na bazie tego można rozwijać naukę, ale "jeżeli spojrzymy na pamięć historyczną Polaków, wtedy właśnie te formy popularne - nieraz może nawet niedoceniane w sensie naukowym - mają nierzadko większe znaczenie". - Tym bardziej należy to popierać, w szczególności jeżeli bierzemy pod uwagę młode pokolenie, które wychowało się w zupełnie innych czasach i nie miało nawet bezpośredniej styczności z tymi, którzy byli świadkami tych wydarzeń - zauważa Ryba. Jacek Dytkowski "Nasz Dziennik" 2008-11-25

Autor: wa