Zmiana prezesa lekiem na NFZ
Treść
Los prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia Jacka Paszkiewicza jest przesądzony. Wczoraj Rada NFZ pozytywnie zaopiniowała wniosek ministra zdrowia o jego odwołanie.
Premier Donald Tusk potwierdził, że podpisze wniosek o odwołanie Paszkiewicza. Wśród jego potencjalnych następców najczęściej wymienia się kogoś z dwojga wiceministrów zdrowia: Agnieszkę Pachciarz lub Jakuba Szulca.
Rada NFZ przychyliła się do wniosku ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza, co przesądza los Jacka Paszkiewicza. - Członkowie Rady zgodzili się z moimi argumentami - nie krył zadowolenia po zakończeniu posiedzenia Rady NFZ Arłukowicz. Podkreślił, że NFZ czekają teraz przeobrażenia. - Musimy zbudować system kompleksowej pomocy pacjentowi. System, który będzie promował efekt leczenia, a nie tylko sam fakt leczenia - podkreślił minister zdrowia. Nie podał jednak żadnych szczegółów, o jakie zmiany chodzi. Nie powiedział też, kto może zastąpić Jacka Paszkiewicza. Wśród najpoważniejszych kandydatów na stanowisko szefa NFZ wymieniani są wiceministrowie zdrowia: Agnieszka Pachciarz i Jakub Szulc.
Zdaniem Bolesława Piechy, ministra zdrowia w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, o ile o Jakubie Szulcu można powiedzieć, że jest osobą doświadczoną, która w resorcie zdrowia pracuje od czterech lat, o tyle o Agnieszce Pachciarz, która w marcu br. została powołana na stanowisko wiceministra, wiadomo niewiele. - Jest znana z tego, że nie jest znana. W związku z tym powierzanie jej środków finansowych w wysokości 60 miliardów złotych byłoby absolutnym ryzykiem. To świadczy o bardzo krótkiej ławce w PO - uważa poseł Piecha, szef sejmowej Komisji Zdrowia. I mówi obrazowo, że ewentualny awans Agnieszki Pachciarz, która - zanim przyszła do resortu zdrowia - zarządzała m.in. dwoma szpitalami w Wielkopolsce, można porównać do mianowania np. kasjerki w supermarkecie szefową całej sieci. - W biznesie takie rzeczy byłyby nie do pomyślenia, ale w polityce, pod rządami Platformy Obywatelskiej, wszystko jest możliwe - dodaje w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Bolesław Piecha. W jego ocenie, zmiana na stanowisku szefa NFZ to tzw. unik ochronny PO. - Rzuca się kogoś na pożarcie, mianuje się kogoś innego, kto nie wiadomo, czy się sprawdzi. Ale cała sprawa polega na tym, żeby dyskutować o zmianie, a nie o merytorycznych problemach, które trawią NFZ - uważa Bolesław Piecha.
Opinia Rady NFZ nie jest wprawdzie wiążąca i ma charakter opiniotwórczy, ale premier Tusk zapowiedział, że przychyli się do wniosku ministra zdrowia. Ma on trafić na biurko szefa rządu w czwartek. Wczoraj Tusk przyznał, że współpraca między ministrem zdrowia a szefem NFZ "jest niezbędna, by móc sprawnie działać".
Zapowiedź zmiany w NFZ z zadowoleniem przyjęły środowiska lekarskie. Jednak według nich, odwołanie prezesa Paszkiewicza to jedno, a spadek, jaki po sobie pozostawia, to drugie. - Prezes Jacek Paszkiewicz samowolnie wprowadził do umów między lekarzami a NFZ zapisy dotyczące karania medyków za błędy w wypisywanych receptach, pomimo że wcześniej zapisy te zostały usunięte z ustawy refundacyjnej przez Sejm. Wraz z prezesem Paszkiewiczem z umów powinny zniknąć także sankcje - uważa wiceprzewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Zdzisław Szramik. Usunięcie tych szkodliwych przepisów powinno być jednym z pierwszych posunięć następcy Jacka Paszkiewicza. W innym wypadku większość lekarzy - jak wcześniej zapowiedzieli - nie podpisze nowych kontraktów z NFZ w sprawie recept. Obecne umowy wygasają 30 czerwca, a to oznacza, że od 1 lipca pacjenci musieliby płacić 100 proc. za leki.
Jacek Paszkiewicz rządził finansami w polskiej służbie zdrowia od grudnia 2007 r. i był najdłużej urzędującym szefem NFZ. W ocenie środowiska medycznego, cechowały go arogancja i niechęć do negocjacji, co już na starcie powinno dyskwalifikować osobę pretendującą na tak eksponowane stanowisko. Paszkiewicz miał jednak bezwzględne poparcie ówczesnej minister zdrowia Ewy Kopacz. Na początku miał do niego zaufanie także Arłukowicz, który dzisiaj nie wyobraża sobie dalszej współpracy z Paszkiewiczem. Oliwy do ognia w ich wzajemnych relacjach dolała sprawa importu docelowego leków cytostatycznych na raka i kwestia refundacji leków. Nie bez znaczenia była też odmienna wizja ministerstwa i NFZ co do funkcjonowania centrali Funduszu, nad którym Bartosz Arłukowicz chce mieć większą kontrolę.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik Wtorek, 29 maja 2012, Nr 124 (4359)
Autor: au