Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Złudny wzrost PKB

Treść

Gospodarka rośnie jak balon nadmuchiwany samym optymizmem polskich konsumentów. Nie widać wzrostu inwestycji, a z importowanych do kraju półproduktów i części nie udaje się wyeksportować wyrobów gotowych. Ekonomiści ostrzegają, że nasz rozwój opiera się na kruchej podstawie. Nadchodząca drożyzna połączona z podwyżką VAT i zamrożeniem płac ostudzi konsumencki optymizm, chęć zakupów i wzrost gospodarczy.
Produkt krajowy brutto w drugim kwartale wzrósł - według Głównego Urzędu Statystycznego - o 3,5 proc. (po 3-procentowym wzroście w pierwszym kwartale), podczas gdy rynek spodziewał się podniesienia PKB na poziomie 3,2 procent. Głównym czynnikiem wzrostu był popyt krajowy, który był wyższy o 3,9 proc. w stosunku do analogicznego okresu roku poprzedniego. Spożycie ogółem wzrosło w ujęciu rocznym o 2,8 proc., przy czym spożycie indywidualne rosło szybciej niż publiczne (odpowiednio 3 proc. i 2,2 proc.). Na optymizm konsumentów przedsiębiorstwa odpowiedziały wzrostem zapasów, co wpłynęło na dalszą poprawę koniunktury.
Niestety widoczne są symptomy spowolnienia gospodarczego w kolejnych kwartałach, takie jak utrzymująca się niska dynamika inwestycji w Polsce oraz presja ze strony światowej gospodarki, która znów balansuje na krawędzi zapaści. Zagrożenia te można dostrzec na podstawie danych GUS, które wskazują na ujemny wpływ popytu inwestycyjnego oraz popytu zagranicznego (tzw. eksportu netto) na wzrost gospodarczy w drugim kwartale. - Dane o wzroście w drugim kwartale są nadspodziewanie dobre, ale niestety podstawy tego wzrostu nie są trwałe. Przede wszystkim źle rokuje w dłuższym okresie niska dynamika inwestycji. Udało się wprawdzie zahamować spadek, ale ożywienia nie widać. Nie sądzę, aby można było zastój tłumaczyć powodzią. Przeciwnie, kataklizm powinien wpłynąć raczej na przyspieszenie procesów inwestycyjnych - komentuje prof. Andrzej Kaźmierczak z Rady Polityki Pieniężnej. - Zwiększenie zapasów jako główny czynnik wzrostu PKB ma charakter nietrwały i wkrótce wpływ tego czynnika wygaśnie - zaznacza prof. Kaźmierczak. Zaskakujący jest, jego zdaniem, duży wkład spożycia ogółem we wzroście PKB, ale i do tego czynnika należy podchodzić ostrożnie, ponieważ jego korzystne oddziaływanie na tempo wzrostu tego głównego wskaźnika gospodarczego będzie malało. - Dane za sierpień pokazują spadek tempa wzrostu wynagrodzeń. W ujęciu nominalnym wyniosło ono 2,3 proc., a realnie 0,3 procent. To faktyczny zastój w wynagrodzeniach, który przełoży się na zahamowanie tempa wzrostu spożycia i wyhamowanie wzrostu produktu krajowego brutto - uważa Andrzej Kaźmierczak.
Podobnie wyniki gospodarcze podane przez GUS oceniają inni ekonomiści. - Spada wkład eksportu, inwestycji i akumulacji we wzroście gospodarczym, a to są najistotniejsze czynniki wzrostu - zwraca uwagę główny ekonomista SKOK Janusz Szewczak. - Jedynym motorem napędzającym wzrost gospodarczy pozostaje spożycie i konsumpcja indywidualna. Ale i one "siądą" ze względu na planowaną podwyżkę VAT, wzrost cen żywności, leków oraz kosztów utrzymania - prognozuje Szewczak. Przyhamowanie zakupów w drugiej połowie roku jest więc - jego zdaniem - nieuniknione, tym bardziej że podwyżkom cen towarzyszyć będzie wyraźne spowolnienie akcji kredytowej związane z wejściem w życie rekomendacji T zaostrzającej zasady przyznawania pożyczek przez banki. Banki, obciążone 26 mld zł złych kredytów udzielonych gospodarstwom domowym i podobną pulą niespłacalnych kredytów dla przedsiębiorstw, już obecnie wyraźnie ograniczają udzielanie nowych pożyczek.
Dobre wyniki gospodarcze za II kwartał to wynik euforii na rynkach i znakomitych nastrojów, jakie zapanowały w maju, gdy wydawało się, że kryzys światowy został przełamany - uważa Jerzy Bielewicz, finansista, szef Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek". - W rzeczywistości to, co można wyczytać z wyników GUS, brzmi złowieszczo: rośnie popyt, gdy inne czynniki wzrostu gospodarczego spadają, zwiększony import nie przekłada się na zwiększony eksport. Te dane świadczą o tym, że konsumenci i przedsiębiorcy poddali się fali optymizmu, który nie ma oparcia w gospodarczych realiach - ostrzega finansista. - Wzrost w USA, podobnie jak w Polsce, był napędzany wzrostem zapasów, czyli nadzieją, że uda się sprzedać produkcję. Tymczasem ostatnio nastroje diametralnie się zmieniły. Stany Zjednoczone zmuszone były skorygować w dół swoje dane o wzroście. Sądzę, że niedługo tego samego doświadczymy w Polsce - twierdzi Jerzy Bielewicz.
Małgorzata Goss
Nasz Dziennik 2010-08-31

Autor: jc