Zeznania przedwyborcze
Treść
Były senator i pilski biznesmen, zdaniem prokuratury odgrywający czołową rolę w tzw. aferze korupcyjnej w Ministerstwie Finansów, na niespełna dwa tygodnie przed wyborami ponownie wystąpił o wydanie mu "listu żelaznego" gwarantującego, że w przypadku powrotu do Polski nie zostanie zatrzymany. Trzy miesiące wcześniej warszawski sąd uznał taki wniosek za bezzasadny, a za Stokłosą wydano europejski nakaz aresztowania (ENA). Wszystko może jednak wskazywać na to, że chęć złożenia zeznań przez Stokłosę tuż przed wyborami nie jest przypadkowa. Na stronach internetowych byłego senatora umieszczono pismo sygnowane przez jego żonę, sugerujące, jakoby biznesmen stał się ofiarą "spisku" z udziałem Kaczyńskich, ministra Zbigniewa Ziobry i dziennikarzy powiązanych ze służbami specjalnymi. Henryk Stokłosa od grudnia ubiegłego roku ukrywa się przed organami ścigania. Warszawska prokuratura zamierza bowiem przedstawić mu dwadzieścia dwa zarzuty związane z udziałem w aferze korupcyjnej w Ministerstwie Finansów. Jak ustalili śledczy - były senator i kontrowersyjny pilski biznesmen dzięki powiązaniom towarzysko-biznesowym z urzędnikami i jednym z poznańskich sędziów uzyskiwał wielomilionowe, nienależne zwroty podatkowe. Stokłosa miał zostać zatrzymany przez funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego, jednak - jak wszystko wskazuje - odpowiednio wcześniej otrzymał informację o planowanym zatrzymaniu, przekazał zarządzanie majątkiem w ręce żony i zbiegł. Zdaniem części mediów, dziś Stokłosa ukrywa się najprawdopodobniej w jednym z krajów Ameryki Południowej lub Skandynawii. Jak wynika z naszych informacji, prawdopodobnym miejscem pobytu byłego senatora jest Dania. Przed trzema miesiącami - w trakcie starań o wydanie "listu żelaznego" dla Stokłosy - jego prawnicy twierdzili, że biznesman ukrywa się, ponieważ rzekomo obawia się, iż jego zeznania mogą być wykorzystane do celów politycznych. Przed trzema miesiącami jednak sąd nie zgodził się na wystawienie "listu żelaznego", zapewniającego Stokłosie możliwość odpowiadania z wolnej stopy, uznając, że nie jest to niezbędne dla zapewnienia prawidłowego toku postępowania. Dziś - jak się okazuje - Stokłosa nie obawia się już rzekomego "wykorzystania jego zeznań do celów politycznych" i na niespełna dwa tygodnie przed wyborami ponownie zabiega o wydanie "listu żelaznego". - Mój klient chce przyjechać do Polski i o wszystkim opowiedzieć - mówi prof. Zbigniew Ćwiąkalski, obrońca Henryka Stokłosy i członek Honorowego Komitetu Wyborczego Platformy Obywatelskiej. Tymczasem niewykluczone, że niespodziewana chęć złożenia zeznań przez Henryka Stokłosę - zwłaszcza w takim terminie - może mieć charakter "przedwyborczy". Na stronie internetowej pilskiego biznesmana - o czym informowaliśmy w poniedziałek - pojawiła się bowiem kopia listu - rzekomo wysłanego na ręce przewodniczącego sejmowej Komisji ds. służb Specjalnych Pawła Grasia (PO), sygnowanego przez Annę Stokłosę, w którym udowadnia ona, że cała sprawa to spisek przygotowany przez "braci Kaczyńskich", Zbigniewa Ziobrę i dziennikarzy, jej zdaniem, powiązanych ze służbami specjalnymi. Na to, że internetowa publikacja może być elementem specjalnej prowokacji, zwrócił uwagę poseł Jędrzej Jędrych, wiceprzewodniczący speckomisji. - Komisja nigdy nie otrzymała takiego listu, nie dostaliśmy nawet zawiadomienia, jakoby został skierowany do przewodniczącego - mówił Jędrych. "(...) tak zwana afera Stokłosy ma od dawna wyraźnie polityczny charakter. Świadczą o tym fakty i wiele dokumentów, które powinny niezwłocznie stać się przedmiotem postępowania wyjaśniającego i prokuratorskiego. (...) W planach polityków PiS-u było aresztowanie mojego męża i naszej dyrektor finansowej już w grudniu ub. roku, co w konsekwencji miało doprowadzić do upadku naszej firmy (...)" - pisała Anna Stokłosa. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2007-10-11
Autor: wa