Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zawodny jak minister obrony

Treść

- Ani Bogdan Klich, ani Radosław Sikorski nic dobrego dla armii nie zrobili. Pan Klich nigdy nie odmówił premierowi uszczknięcia budżetu dla wojska. Bardzo złe zdanie mam również o panu Sikorskim. Jako minister obrony nie sprawdził się nawet w sytuacji symulacji podejmowania decyzji o zestrzeleniu samolotu uprowadzonego przez terrorystów. Takie ćwiczenia były przeprowadzane po ataku na World Trade Center - opowiada płk Dubaj. Z kolei minister Tomasz Siemoniak zaczął urzędowanie od rozwiązania specpułku. - To była decyzja nieprzemyślana, taka jednostka powinna istnieć - dodaje. Były szef 33. Bazy Lotnictwa Transportowego w Powidzu, który miesiąc temu odszedł z armii, komentuje również dymisje po katastrofie na Siewiernym. - Co do zawieszenia dziesięciu oficerów, z których ośmiu to moi bliscy koledzy, to jeden z nich do tej pory nie wie, za co został zawieszony. W ogóle nie jest związany z katastrofą smoleńską, odpowiadał za szkolenie z wychowania fizycznego i szkolenie strzeleckie w Siłach Powietrznych - mówi. Tymczasem przed katastrofą smoleńską do specpułku jeździło dwóch wysoko postawionych generałów, pracujących wówczas w Sztabie Generalnym, by wykonywać loty. Na tym polegał nadzór. - Mam na myśli obecnego dowódcę Sił Powietrznych gen. Lecha Majewskiego i szefa szkolenia Sił Powietrznych gen. Leszka Cwojdzińskiego. Ale tylko jeden z nich - Cwojdziński, został zawieszony - dodaje. - Do gen. Majewskiego w pewnym momencie dotarło, że jest po prostu niekontaktowy, zaczął pracować nad swoim wizerunkiem. Minął rok i wrócił do starych metod. Ale dowódca nie może operować tylko batem. Majewski ma na swoim koncie kompromitujące zdarzenia lotnicze, piloci wiedzą, o co chodzi. Powiem tyle: jako pilot instruktor oblatywacz mogę i powinienem wymagać od drugiego pilota, ale jeżeli sam czegoś nie potrafię, nie powinienem tego wymagać od innych - zaznacza oficer.
Nasz rozmówca odnosi się również do tego, co stało się 10 kwietnia ubiegłego roku pod Smoleńskiem. - Na Siewiernym załoga wykonywała prawidłowo podejście kontrolne. Pewne rzeczy inaczej wyglądają z ziemi, a inaczej z powietrza: podchodzę i gdy jest możliwość, ląduję. Gdy takiej możliwości nie ma, odchodzę, sprawdzam ilość paliwa i lecę na lotnisko zapasowe lub wracam na macierzyste. Sprawę mógł definitywnie zamknąć pan, który siedział na wieży lotniska w Smoleńsku, mówiąc: "Dziękuję panom, do widzenia, nie ma warunków". Tam powinna być jasna decyzja: zamykamy lotnisko, lądowała przecież głowa państwa. Ale z tego, co wiemy, to właśnie na tego pana na wieży wywierano niesamowitą presję - kwituje płk Lesław Dubaj.

Piotr Czartoryski-Sziler

Nasz Dziennik Poniedziałek, 7 listopada 2011, Nr 259 (4190)

Autor: au