Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zaporowe akcje Grada

Treść

Interes ma słodko-gorzki posmak. Pracownicy spółki obawiają się, że w sytuacji, gdy ich i rolników nie będzie stać na kupno akcji KSC, wtedy mogą zostać sprzedane przez państwo zachodniemu koncernowi. Ich zdaniem, udziały te powinny w takim przypadku pozostać w rękach Skarbu Państwa.

Żeby pracownik cukrowni bądź plantator buraków cukrowych mógł kupić preferencyjnie akcje Krajowej Spółki Cukrowej, będzie musiał wyłożyć maksymalnie 8 tys. zł w ciągu siedmiu lat. KSC ma partycypować w tym przedsięwzięciu i niejako skredytować własną prywatyzację, udzielając pracownikom pożyczek na zakup akcji. Stanisław Lubaś, przewodniczący NSZZ "Solidarność" w KSC Polski Cukier, w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" popiera metodę "kupowania spółki za pieniądze spółki". - KSC odłożyła już 100 mln zł spółki jako kapitał zapasowy w celu wsparcia procesu prywatyzacji i w ten sposób chce pomóc pracownikom, którzy nie mają środków na zakup akcji. Kwestie te były uzgadniane z resortem skarbu dwa lata - informuje Lubaś.
Związkowcy nie mają wątpliwości co do preferencyjnej sprzedaży 32 proc. akcji, ale niepokoi ich kwestia sprzedaży pozostałych 48 procent. Jak informuje Piotr Koszewski, naczelnik wydziału prasowego Ministerstwa Skarbu Państwa, prospekt emisyjny dotyczący planowanej oferty publicznej sprzedaży akcji Krajowej Spółki Cukrowej, czyli metody prywatyzacji, czasu jej trwania i ceny akcji Polskiego Cukru, przygotowany przez Konsorcjum Doradców na czele z BZ WBK, został skierowany do oceny do Komisji Nadzoru Finansowego. Tam z kolei usłyszeliśmy, że dopóki prospekt nie zostanie zatwierdzony, komisja nie może udzielać żadnych informacji w tej sprawie. - Wszystko zależy od tego, w jakiej postaci dokument jest przygotowany. Jeżeli prospekt jest profesjonalnie przygotowany, zawiera wszelkie wymagane informacje, to proces akceptacji trwa kilkanaście dni. W przypadku konieczności uzupełnienia czas zatwierdzenia się wydłuża - tłumaczy Katarzyna Mazurkiewicz z KNF. Na razie więc oficjalnie nie wiadomo, jak będzie wyglądał proces sprzedaży Polskiego Cukru.
Związkowcy opowiadają się za dwustopniową prywatyzacją. Zdaniem pracowników, druga pula - 48 proc. akcji - nie powinna być sprzedawana do czasu, aż pracownicy i plantatorzy spłacą zakup pakietu 32 proc. udziałów, co potrwa maksimum siedem lat. Dopiero po tym czasie można się zastanowić, co robić dalej. Początkowo resort skarbu przystał na taki wariant, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie. - Myślę, że stało się to pod naciskiem ministra finansów, który nie licząc się z konsekwencjami wyzbywania się majątku narodowego, za wszelką cenę chce mieć jak najwięcej pieniędzy w budżecie - uważa Stanisław Lubaś. To właśnie najbardziej niepokoi "Solidarność": czy nagle rząd nie postawi ich pod ścianą i nie powie: albo kupujecie 48 proc. akcji, albo my sprzedamy je komuś innemu. To może być dla pracowników i rolników spory kłopot, bo Polski Cukier to dobra firma, a więc jedna jego "komercyjna" akcja będzie droga.
Krajowa Spółka Cukrowa nabrała dużej wartości, bo doskonale radzi sobie na rynku, potrafiła wyjść z długów i dzisiaj ma ponad 300 mln zł zysku, z czego budżet państwa tylko w ubiegłym roku dostał ponad 100 mln zł dywidendy. Do tego dochodzi ogromny majątek spółki i także wartość samej marki. Co będzie, jeśli uprawnionych osób nie będzie stać na zakup akcji? Ministerstwo Skarbu Państwa może ogłosić wtedy, że "jest zmuszone" zmienić program prywatyzacji i zaoferować akcje KSC inwestorom zewnętrznym, czy to za pośrednictwem giełdy, czy przez wybór inwestora strategicznego.
Związkowcy z "Solidarności" proponują inne "wyjście awaryjne". - Zrobimy wszystko, by do zakończenia pierwszego etapu prywatyzacji, a więc przez siedem lat, ministerstwo skarbu nie pozbyło się pozostałych 48 proc. - deklaruje Stanisław Lubaś. Jego zdaniem, ten czas można wykorzystać na to, aby rolnicy i pracownicy przygotowali się finansowo na zakup akcji po cenach rynkowych. Zależy im też na tym, aby w prospekcie emisyjnym zapisać, że jeden podmiot może nabyć maksymalnie 1 proc. akcji. Stanisław Lubaś przyznaje, że zakup pakietu 32 proc. akcji i "zamrożenie" 48 proc. udziałów miałoby i ten pozytywny efekt, że po siedmiu latach rolnicy i plantatorzy będą właścicielami już 52 proc. udziałów w cukrowniczej spółce, bo teraz te dwie grupy mają w swoich rękach akcje stanowiące dokładnie 20,34 proc. kapitału zakładowego KSC. - Wówczas to my na walnych zgromadzeniach akcjonariuszy będziemy decydowali o przyszłości spółki i z pewnością nie pozwolimy jej sprzedać. Mamy nadzieję, że przyszły minister skarbu będzie prezentował nowy, korzystny dla kraju sposób myślenia. Obecny szef resortu skarbu w mojej opinii prezentuje pogląd, że należy się wyzbywać wszystkich spółek Skarbu Państwa, a więc sprzedać wszystko i za wszelką cenę. To droga donikąd - ocenia Stanisław Lubaś.
Wartość aktywów Krajowej Spółki Cukrowej wyceniono na ponad 2 mld zł, ale pracownicy boją się, że jeśli akcje Polskiego Cukru byłyby sprzedawane inwestorom, to nagle wartość spółki spadnie, tak jak to się stało kilkanaście lat temu przy prywatyzacji innych cukrowni. Szesnaście dolnośląskich cukrowni resort skarbu sprzedał wtedy za 240 mln zł, czyli za kwotę mniejszą niż równowartość gruntów pod dawną Cukrownią "Wrocław". - Prezydent Bronisław Komorowski wręcza ordery tym, którzy przyczynili się do tego haniebnego czynu, tymczasem w każdym demokratycznym państwie ludzi ci powinni być sądzeni i postawieni przed Trybunałem Stanu za wyprzedaż za grosze majątku narodowego - bulwersuje się przewodniczący "Solidarności" w Polskim Cukrze.

Zakusy na ustawę
Na szczęście dla pracowników cukrowni i plantatorów są oni w dobrej sytuacji, bo na razie chroni ich ustawa, która była przyjęta jeszcze przez Sejm III kadencji w 2000 roku. Autorka tej ustawy, była poseł Elżbieta Barys (wówczas AWS), przypomina, że w sejmowej Komisji Skarbu Państwa, Uwłaszczenia i Prywatyzacji był wtedy duży opór przed powoływaniem KSC, a ministerstwo skarbu sprzedawało wtedy na lewo i prawo państwowy majątek. Los ten podzieliły także inne cukrownie, jak chociażby wspomniana już Śląska Spółka Cukrowa czy pięć cukrowni kalisko-konińskich, które zostały oddane "za śmieszną sumę 75 mln zł". - To była złodziejska prywatyzacja. Natomiast firma Polski Cukier, z której nazwy szydzono, wyśmiewano, że nie jest nic warta, której powstanie trwało dwa lata mozolnej pracy, okazuje się, że jest dzisiaj warta co najmniej 2 mld złotych. Pamiętam, jak w dniu uchwalenia ustawy na galerii sejmowej siedzieli przedstawiciele niemieckich koncernów i wykrzykiwali przekleństwa. Tymczasem firma, która przynosi zyski i będzie przynosić jeszcze większe, jest i powinna być zawsze w polskich rękach - uważa Elżbieta Barys. - Gdyby nie zapis ustawowy, który wiąże obecnym władzom ręce, że akcje mogą być rozprowadzone tylko i wyłącznie w ramach pracowników i plantatorów, którzy nie mogą się ich wyzbywać na zewnątrz, to dzisiaj nie byłoby już tej spółki. Już dawno zostałaby rozprzedana - dodaje Barys.
Była poseł ma też nadzieję, że nie dojdzie w przyszłości do zmiany ustawy i sprzedaży pakietu akcji Polskiego Cukru np. na giełdzie. To dla wielu wciąż mało prawdopodobne rozwiązanie, ale które łatwo można sobie wyobrazić, de facto oznaczałoby koniec Polskiego Cukru. - Myślę, że nie będzie łatwo zagłosować w Sejmie przeciwko polskiemu podmiotowi i chętni pozbycia się tej gałęzi gospodarki dobrze zdają sobie z tego sprawę. Gdyby nie to i obawa przed społeczeństwem, to zrobiliby to przez te cztery lata. Wiem, że takie pomysły chodziły niektórym po głowie, ale po prostu bali się to zrobić. Ustawa nakłada obowiązek, by prywatyzacja była na rzecz pracowników cukrowni i plantatorów, i niech to się wreszcie stanie - podkreśla Elżbieta Barys.
- Nie ma planu "B" prywatyzacji Polskiego Cukru - mówi jeden z urzędników MSP. Co jednak będzie, gdy rzeczywiście rolnicy i pracownicy nie kupią akcji KSC? - Tego nikt nie wie, a jak wie, to przed wyborami na pewno nie ujawni takiego pomysłu - dodaje.

Mariusz Kamieniecki

Nasz Dziennik 2011-09-20

Autor: au