Zapłacą bank i kredytobiorcy
Treść
Z Jerzym Bielewiczem, prezesem Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek",
rozmawia Małgorzata Goss
Jako akcjonariusz mniejszościowy alarmuje Pan, że bank Pekao SA zawarł niekorzystne umowy z podmiotami powiązanymi, które narażają go na drenaż finansowy. O jakie umowy chodzi?
- UniCredit, właściciel dominujący, nakłonił polską spółkę Pekao SA do podpisania bardzo niekorzystnych umów z włoskim deweloperem Pirelli. Pirelli i UniCredit w chwili zawierania umów były powiązane kapitałowo poprzez wspólną spółkę pod nazwą Olimpia, która zarządzała Telecom Italia. Co więcej, prezes UniCredit Alessandro Profumo pełnił funkcję wykonawczą w Olimpii. UniCredit i Pekao SA jako spółki publiczne, notowane na giełdzie, miały obowiązek przekazania rynkom informacji o podpisaniu tzw. Porozumienia Chopin. Akcjonariusze muszą mieć wgląd w tego typu umowy, ponieważ mogą być one podpisane na korzyść jednej ze stron, drugą narażając na straty. Niestety, oba banki nie wypełniły tego obowiązku.
Umowa, którą zawarto na 25 lat, zabrania bankowi wszelkich transakcji na nieruchomościach i trudnych kredytach z innymi podmiotami niż Pirelli. Ponieważ każdy kredyt może stać się trudny, to w praktyce prawa te dotyczą wszelkich kredytów, według umowy przekraczających 200 tys. złotych. Pirelli otrzymał wobec nich prawo wyłączności, czyli może te złe kredyty odkupić, a jeśli Pekao SA chciałoby sprzedać innemu podmiotowi, musi uzyskać zgodę Pirelli. Podobne umowy UniCredit narzucił także swoim spółkom-córkom w Bułgarii i Rumunii.
Dlaczego to jest niekorzystne dla banku?
- Posłużę się przykładem z życia. Oto, mam mieszkanie i zawieram umowę, w której stoi, że gdybym chciał je sprzedać w ciągu 25 lat, to tylko Kowalskiemu, i jeszcze godzę się, żeby ten Kowalski mógł wyznaczyć cenę. Gdyby pani chciała sprzedać swoje mieszkanie, to z pewnością nie dałaby prawa wyłączności na przeprowadzenie tej transakcji tylko jednemu pośrednikowi. Właśnie takie prawa oddał bank Pekao SA na rzecz Pirelli. Włoski deweloper będzie zainteresowany odkupieniem złych kredytów (wraz z zabezpieczeniem w formie hipoteki na nieruchomości) po jak najniższej cenie. Istnieje duże niebezpieczeństwo, że odbywać się to będzie ze szkodą dla banku, a także - ze szkodą dla klienta - kredytobiorcy. Niewielu klientów zdaje sobie sprawę, że w Polsce w odniesieniu do kredytów zabezpieczonych hipotecznie obowiązuje zasada, że kredytobiorca musi zwrócić bankowi całość kredytu, a nie tylko wartość zabezpieczenia. Jeśli klient zalega ze spłatami pożyczki, a wartość zabezpieczenia w formie np. mieszkania czy innej nieruchomości okaże się zbyt niska, by pokryć dług wobec banku, klient nadal pozostaje dłużnikiem i bank prowadzi wobec niego windykację. Jeśli więc bank sprzeda Pirelli zły kredyt wraz z zabezpieczeniem zbyt tanio, odzyskując tylko część należności, to różnicę będzie musiał pokryć kredytobiorca. I to on straci. Pozostała należność banku nie będzie już zabezpieczona hipotecznie, a więc istnieje ryzyko, że bank jej nie odzyska. W takim przypadku to bank poniesie stratę. Niestety, prawo bankowe zostawia furtkę do tego rodzaju nadużyć.
Jak duży segment polskiego rynku nieruchomości może być potencjalnie objęty umową z włoskim deweloperem?
- Niemal wszystkie nieruchomości są w ten czy inny sposób zastawione w bankach. Pekao SA posiada ok. 20 proc. rynku kredytów. Można więc powiedzieć, że 20 proc. rynku nieruchomości w Polsce oddano na przestrzeni 25 lat włoskiemu deweloperowi.
Jako akcjonariusz mniejszościowy Pekao SA zwrócił się Pan do sądu ze skargą na działania banku...
- Zaskarżyłem m.in. sprawozdania finansowe, w których te umowy nie znalazły odbicia, oraz uchwałę o absolutorium dla prezesa. Założyłem kilka spraw, ale w żadnej sąd nie zajął się merytoryczną stroną zarzutów. Na podstawie rzekomych uchybień formalnych starano się odrzucić pozwy. W jednym wypadku sąd zmusił Pekao SA do udostępnienia mi tekstu umów pomiędzy Pekao SA a UniCredit i Pirelli. Generalnie jednak sądy uciekały od merytorycznych orzeczeń w tej sprawie.
W naszym kraju liczy się prawo potężnej instytucji finansowej, a nie akcjonariuszy mniejszościowych. Zwłaszcza gdy ta instytucja zatrudnia jako prezesa wpływowego polityka. Przykładowo: były prezes udzielił niebotycznych kredytów właścicielom imperiów medialnych - "Gazety Wyborczej" i TVN. Media te nigdy nie nagłośniły projektu Chopin.
Złożył Pan zawiadomienie do prokuratury na działania banku. Z jakim skutkiem?
- Jako dowód złożyłem w prokuraturze oryginalne teksty umów, które otrzymałem z sądu. Prokuratura odmówiła jednak wszczęcia śledztwa, a sąd tę decyzję potwierdził. Prywatnie zostałem poinformowany, że prokuratura nie ma pieniędzy na przetłumaczenie dokumentów z języka angielskiego... Byłem tym zbulwersowany, bo przecież moje doniesienie dotyczyło nadużyć na skalę miliardów złotych! Ostatnio z interwencją w tej sprawie wystąpił rzecznik praw obywatelskich, zawiadomiony przez posła Zbigniewa Kozaka. RPO zwrócił się do Prokuratury Krajowej o zbadanie, czy odmowa wszczęcia postępowania nie była przedwczesna.
Zwracał się Pan w tej sprawie do Komisji Nadzoru Finansowego?
- Zwracałem się z kilkoma skargami, zarówno przed, jak i po otrzymaniu z sądu dokumentów. W momencie zatwierdzenia przez KNF prospektu emisyjnego pozwalającego na połączenie Pekao SA z BPH zaskarżyłem tę decyzję w sądzie administracyjnym, ponieważ w prospekcie nie było informacji, że bank oddał wcześniej innemu podmiotowi prawa do swoich aktyw. Tego rodzaju umowa automatycznie rozciąga się na przejmowany bank i jego aktywa. Niestety, wojewódzki sąd administracyjny odmówił mi prawa do kwestionowania decyzji KNF. Złożyłem skargę kasacyjną. Obecnie sprawa jest w Naczelnym Sądzie Administracyjnym. To niewątpliwie nie jest zgodne z Konstytucją, żeby obywatel nie miał prawa kwestionować decyzji organów państwa, gdy ma w ręku dowody nadużyć.
Fuzja Pekao SA z BPH miała znanych orędowników. Osobiście zaangażował się w nią ówczesny prezes NBP Leszek Balcerowicz.
- To był prawdziwy pokaz potęgi lobbingu na rzecz Pekao SA. Zmieniono nawet ustawę Prawo bankowe, aby umożliwić podział banku BPH i przyłączenie jego części do Pekao SA. Nawiasem mówiąc, zmiana tej ustawy utorowała drogę kreatywnej księgowości i wypłacie przez Pekao SA nadmiernej dywidendy, przekraczającej zysk banku. W ten sposób wydrenowano z Polski dodatkowy miliard złotych. Podczas fuzji złamano także umowę prywatyzacyjną Pekao SA, która nie pozwalała UniCredit na dalsze przejęcia na rynku polskim. Przypomnę, że UniCredit kupił HVB, a w portfelu HVB poprzez Bank Austria znajdował się BPH.
Dotychczasowy prezes Pekao SA Jan Krzysztof Bielecki podał się do dymisji przed upływem kadencji. Na jego miejsce wybrana została Alicja Kornasiewicz. Czy to coś zmienia?
- Prezes Kornasiewicz będzie musiała zmierzyć się z zaszłościami. Mam nadzieję, że zmieni stosunek banku do akcjonariuszy mniejszościowych i przyjmie bardziej klarowną politykę informacyjną wobec rynków, ujawniając podpisane umowy. Za umowy odpowiadają ci, którzy je podpisali. Jednak na niej ciąży odpowiedzialność za wizerunek Pekao SA jako spółki publicznej.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 2010-02-16
Autor: jc