Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Z husarskim skrzydłem do Polski

Treść

Zdjęcie: J.Szarek/ -
Pod patronatem „Naszego Dziennika”
Fragment najnowszej książki Joanny Wieliczki-Szarkowej „Bitwy polskich żołnierzy 1940-1944”

Polacy walczyli od słynnego D-Day, 6 czerwca 1944 roku, czyli od pierwszego dnia inwazji aliantów w Normandii. W desancie wzięło udział osiem polskich statków handlowych oraz krążownik „Dragon” i cztery niszczyciele – „Ślązak”, „Krakowiak”, „Piorun” i „Błyskawica”. Siedem polskich dywizjonów myśliwskich, w tym Dywizjon 303 i nocny 307, osłaniało z powietrza lądujące oddziały. A w sierpniu do walk na lądzie weszła polska 1 Dywizja Pancerna dowodzona przez gen. Stanisława Maczka.
Marzenie tego dowódcy o stworzeniu wielkiej jednostki pancernej zaczęło się spełniać w Anglii, gdy w połowie lutego 1942 roku otrzymał od Naczelnego Wodza depeszę: „Mianuję Pana Generała dowódcą Pierwszej Dywizji Pancernej”. Jednostka była „jak najbardziej prawowitą spadkobierczynią i kontynuatorką przedwrześniowej 10 Brygady Kawalerii” i 10 Brygady Kawalerii Pancernej, walczącej we Francji w 1940 roku, której żołnierze właśnie za tę kampanię otrzymali, jako zbiorowe odznaczenie bojowe, przywilej noszenia jednego, lewego naramiennika w kolorze czarnym. Przywilej ten przeszedł na nową jednostkę. Pod nim pancerniacy nosili znak dywizyjny: skrzydło husarskie z hełmem na tle pomarańczowego koła z czarną obwódką. Brytyjczycy nazywali go wiewiórką z czarnym ogonem, bo tak w żartach objaśnili im kiedyś Polacy. „Oddziały dywizji święcie wierzyły, że z husarskim znakiem na rękawie, z łomotem silników i stukiem gąsienic będą przewalały i druzgotały wszystko po drodze ze Szkocji do Polski”. „Wiewiórkę” malowano również na dywizyjnych pojazdach, obok oznaczenia PL. Napis „Poland” na czerwonym tle widniał też na rękawach mundurów żołnierzy, a na czarnych beretach „nasadzonych z fantazją na prawe ucho” srebrzyły się polskie orzełki.
„Taki był generał Maczek”
Taki beret nosił także dowódca Dywizji, od początku ten sam, szanowany i uwielbiany przez podwładnych gen. Stanisław Maczek. Jak twierdził gen. Marian Kukiel – „jeden z najtęższych dowódców drugiej wojny światowej”. Gdy pewnego razu ppor. Otto Maciąg z 1 Pułku Artylerii Przeciwlotniczej został wysłany do miejsca postoju Dywizji, „spotkał żołnierza na drodze, w spodniach, w koszuli, podwinięte rękawy. Wyglądał mu na kucharza, bo to była pora poobiednia. Zatrzymuje swojego jeepa i pyta go, czy wie, gdzie jest dowództwo dywizji, a ten kucharz mówi: – Tak, ja właśnie tam idę. – No to niech pan wsiada, podwiozę! – W miarę jak zbliżali się do wjazdu do dowództwa dywizji, coś tknęło mojego kolegę, bo wszyscy zaczęli go salutować. My wówczas nosiliśmy hełmy, tylko namalowane jedna albo dwie gwiazdki, i to wszystko. Po pewnym czasie ten kucharz klepie mojego kolegę po ramieniu i mówi: – No, poruczniku, to pan swojego dowódcy dywizji nie poznaje? – A mój kolega to był malarz i salonowiec, nie stracił głowy i mówi: – Nie miałem przyjemności. Kucharz mówi: – Maczek jestem. Mój kolega: – Maciąg jestem.
Taki był generał Maczek. Bardzo ludzki, dostępny, przyjacielski, ale wymagający. On nie musiał mówić: ja wymagam, teraz trzeba zrobić to i to. Wszystko samo się robiło, bo każdy wiedział, co do niego należy. Generał Maczek był bardzo, bardzo lubiany i szanowany” – wspominał Henryk Kątny, żołnierz 1 Dywizji Pancernej.
W Szkocji, gdzie formowała się 1 Dywizja Pancerna, w dolinie rzeki Tweed, pod okiem pasących się na wzgórzach stad baranów, Polacy obłaskawiali przydzielone im czołgi i „z dużym gestem rozwalali przydrożne mury i parkany, łamali jak zapałki słupy telegraficzne, a gąsienicami niszczyli gruntownie nawierzchnię świetnych dróg. Majestatyczne, olbrzymie, błękitne autobusy ’Blue Bird’ nigdy i nikomu tak skwapliwie i szybko nie zjeżdżały z drogi jak właśnie tym z fantazją prowadzonym czołgom, ozdobionym literami PL”. (…)
W zimie 1943-1944 roku 1 Dywizja Pancerna została włączona do przeznaczonej do inwazji na kontynencie brytyjskiej 21. Grupy Armii dowodzonej przez gen. Bernarda Lawa Mont- gomery’ego, który 13 marca 1944 roku odwiedził Polaków w Galashiels, w Szkocji. „Poprzedzała marszałka sława pogromcy Rommla – zwycięzcy spod Alamein – popularność, jaką miał Monty na całej wyspie. I tak patrzał na niego żołnierz 1 Dywizji Pancernej, którego jedynym życzeniem było bić się z Niemcami” – zauważał gen. Maczek. Dlatego też, jak twierdził generał, Polakom zasadniczo nie przeszkadzało, że angielski dowódca chodził w różowym swetrze, „bez odznak stopnia, ale za to z baretką Orderu Łaźni na biuście”, cywilnych welwetowych spodniach i czarnych zamszowych butach, a na berecie wojsk pancernych nosił dwie odznaki zamiast jednej. Na dodatek jego rękawice miały imponujące rozmiary. „Stanowiły coś pośredniego między rękawicami boksera a kierowcy”. Poza tym wyłaził na przygotowanego jeepa jak na estradę i deklamował, że „oto idzie razem z nami, by ’zabijać’ Niemców”. Nie rozstawał się też z Biblią, a jego orędzia do wojsk były przetykane cytatami biblijnymi. Skonfundował jednak Maczka, gdy zapytał go, jakim właściwie językiem mówią Polacy u siebie w Polsce – po niemiecku czy po rosyjsku? Choć, jak wspominał płk Dec, Polaków darzył specjalnymi względami, bo mimo że był purytaninem i nie pił oraz nie palił, „na odprawach i przy stole pozwalał nam palić. Zrobił dla nas wielkie ustępstwo: wypił zdrowie dywizji wodą sodową, do której – ku niemałemu zdziwieniu Brytyjczyków – kazał wlać aż trzy krople dżinu. – Tylko nie mówcie nikomu, że Mont- gomery pije – żartował”.
Tydzień później, 19 marca, Dywizja dostała rozkaz mobilizacji materiałowej i w niecały miesiąc miała na stanie 380 czołgów oraz 4050 samochodów i motocykli. Jak zauważył kwatermistrz Dywizji mjr Jan Marowski, „gdyby te wszystkie pojazdy Dywizji ustawić w jednej kolumnie, zachowując między nimi 50-metrowe odstępy, to odległość od czoła do ostatniego wozu kolumny wyniosłaby 220 kilometrów, co równa się odległości dzielącej w linii powietrznej Warszawę od Częstochowy”. (…)
Normandzkie plaże
Gdy 6 czerwca 1944 roku armie Sprzymierzonych wylądowały na plażach Normandii, rozpoczynając operację „Overlord”, polska Dywizja szykowała się do ćwiczeń w hrabstwie Yorkshire z przybyłą z Afryki francuską 2 Dywizją Pancerną gen. Jacques’a Leclerca. Wszystkie przygotowania zakończyła zaś w połowie lipca, kiedy to przemaszerowała do ostatniego, przed zaokrętowaniem, słynnego obozu w Aldershot pod Londynem, gdzie spotykały się wszystkie dywizje 21 Grupy Armii gen. Monty’ego. „Dywizja była zapięta na ostatni guzik. Wyszkolona, zdyscyplinowana i ’zjeżdżona’. Pułki pancerne wystrzelały sobie pierwsze miejsce pośród wszystkich dywizji pancernych na centralnej strzelnicy czołgowej w Kirckudbright (to się naprawdę tak pisze)” – notował płk Franciszek Skibiński. (…)
Jako ostatni żołnierz do tego „ciężkozbrojnego, rozrośniętego i zaprawionego zapaśnika”, jakim była 1 Dywizja Pancerna, dołączył chor. Pietrzak z 24 Pułku Ułanów, który jeszcze w sierpniu 1944 roku leżał w szpitalu w Paryżu, skąd na wiadomość o walce natychmiast uciekł. Pietrzak został ranny pod Montbard w 1940 roku i dobity przez niemieckiego podoficera strzałem z pistoletu w głowę, ale ani rana, ani „dobicie” nie okazały się śmiertelne dla dzielnego chorążego.
W sierpniu 1944 roku po wylądowaniu na plażach Normandii polska Dywizja wzięła udział w bitwie pod Falaise. Przed jej rozpoczęciem generał Maczek zwrócił się do swoich podwładnych: ,,Żołnierze 1 Dywizji Pancernej! Po czterech latach jesteśmy znowu we Francji. Wyładowaliśmy się na wolnej ziemi francuskiej, aby u boku Anglii i Ameryki bić się dla polskiej sprawy (…)„.
Po zwycięstwie pod Falaise żołnierze gen. Maczka przeszli szlak bojowy od Normandii przez Belgię i Holandię do niemieckiego portu Wilhelmshaven, wyzwalając po drodze wiele miast, w tym stolicę północnej Brabancji, Bredę, której wdzięczni mieszkańcy szaleli z radości i w każdym oknie wystawowym umieścili napisy: ”Dziękujemy Wam, Polacy„.
Książkę można nabyć w księgarniach  ”Naszego Dziennika„: w Warszawie, al. Solidarności 83/89, tel. (22) 850 60 20, e-mail: ksiegarnia.wawa@naszdziennik.pl  w Krakowie, ul. Starowiślna 49, tel. (12) 431 02 45, e-mail: ksiegarnia@naszdziennik.pl  e-mail: zamowienia@naszdziennik.pl
Nasz Dziennik, 7 czerwca 2014

Autor: mj