Wyżyny mistrzów Europy
Treść
Dwa lata po zdobyciu mistrzostwa Europy hiszpańscy piłkarze awansowali do finału mistrzostw świata i w niedzielę staną przed szansą osiągnięcia czegoś, o czym marzyli przez dziesięciolecia. Są zdeterminowani i wierzą, że uda im się przejść do historii, choć już teraz na boiskach RPA dokonali rzeczy niezwykłych. - Cały czas myślimy jednak o Pucharze Świata, przecież nie przyjechaliśmy do Afryki tylko po to, by zwyciężyć w półfinale - przyznał Iker Casillas, jeden z najbardziej utalentowanych przedstawicieli złotego pokolenia hiszpańskich futbolistów.
Przed środowym półfinałem z Niemcami nie byli pewnymi, stuprocentowymi faworytami. W RPA to rywale prezentowali się lepiej, zbierali więcej pochwał, a efektownymi zwycięstwami z Anglią i Argentyną zachwycili świat. Hiszpanie dotychczas specjalnie nie porywali. Przegrali ze Szwajcarią, do końca walczyli o wyjście z grupy, wygrywali skromnie, po 1:0. Ciężar gry, a raczej strzelania bramek, brał na siebie David Villa, który z ledwie sześciu goli zdobytych przez mistrzów Europy trafił aż pięć. Niemcy o tym wiedzieli, i postanowili otoczyć napastnika Barcelony specjalną opieką. Skutecznie, bo w środę swego dorobku nie powiększył. Tego dnia, tego wieczora, Hiszpanie nie potrzebowali jednak bramki swego najlepszego zawodnika. Zdobył ją ktoś inny. Ktoś, kto do tej pory w narodowych barwach strzelił tylko jednego gola - Carles Puyol - obrońca.
Nie byłoby pewnie jednak tego trafienia albo nie dałoby ono podopiecznym Vicente'a del Bosque awansu, gdyby Hiszpanie nie rozegrali najlepszego meczu na turnieju. Gdyby nie wznieśli się na wyżyny, nie przestraszyli Niemców, którzy zgubili gdzieś polot i fantazję, którymi dotychczas imponowali. Zwrócił na to uwagę trener Joachim Loew. - Zabrakło nam trochę odwagi, determinacji i pasji, które prezentowaliśmy wcześniej. Nie zagraliśmy tego, co potrafimy, ale Hiszpania to wielki, doświadczony zespół. Musimy się jeszcze nauczyć wygrywać spotkania takiej wagi - przyznał. W meczach przeciw Anglii i Argentynie Niemcy od początku narzucili swoje warunki, imponowali, atakowali, oddali mnóstwo strzałów i raz za razem rywalom zagrażali. W środę jakby bali się otworzyć, sądząc, że Hiszpanie bezlitośnie to wykorzystają. Cofnęli się, czekając na ruch mistrzów Europy. Nie zapominajmy jednak o starym porzekadle, które mówi, że gra się tak, jak pozwala przeciwnik. A podopieczni del Bosque nie pozwolili Niemcom na wiele. Nie zostawili im miejsca. Nie dali rozwinąć skrzydeł. Odcięli od podań Miroslava Klosego. Lukasa Podolskiego zmusili do harówki w defensywie. Uwolnili potencjał Andersa Iniesty, Xaviego, Pedro czy Villi. Wreszcie w decydującym momencie zrobili miejsce dla Puyola, który zadał cios decydujący. - Wszyscy moi piłkarze zagrali doskonale, nikomu nie mogę nawet wytknąć słabszych momentów. Wygrywali większość indywidualnych pojedynków, dlatego mogliśmy cały czas kontrolować wydarzenia na boisku. Uradowaliśmy siebie i naszych fanów, ale przed nami jeszcze jedna przeszkoda - Holandia. Prezentująca w RPA znakomity, wyrachowany futbol, krocząca od zwycięstwa od zwycięstwa. My jednak lubimy prowadzić grę, lubimy i umiemy narzucać swoje warunki, dlatego coś na nią wymyślimy - powiedział del Bosque. Cała Hiszpania marzy teraz o jednym. W niedzielę wieczorem chce eksplodować radością. - Udowodniliśmy, że w najważniejszych momentach potrafimy wznieść się na wyżyny - przekonywał Villa. Także Loew jest zdania, że to Hiszpania będzie faworytem walki o złoto. - Od kilku lat jest najlepszą drużyną świata, ma nieograniczony wprost potencjał. W półfinale bezlitośnie obnażyła wszystkie nasze braki i słabości, nie potrafiliśmy się jej przeciwstawić - przyznał.
I to jest prawda, tyle że mistrzowie Europy mają jeden problem. Poważny. Nazywa się Holandia, która też jest zdeterminowana i też chce zdobyć Puchar Świata. Także pierwszy raz w historii.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2010-07-09
Autor: jc