Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wojciechowski sięgnął szczytu

Treść

Paweł Wojciechowski został wczoraj w południowokoreańskim Daegu mistrzem świata w skoku o tyczce. To wspaniały, życiowy sukces skromnego 22-latka z Bydgoszczy i jednocześnie wielka niespodzianka, bo choć kandydatem do podium był, to złoty medal przerósł wszelkie oczekiwania. Niewiele zabrakło, aby w tej samej konkurencji na podium stanął również Łukasz Michalski, ostatecznie czwarty.
Kilka tygodni przed mistrzostwami, podczas mityngu w Szczecinie, Wojciechowski skoczył 5,91 metra. Pobił wówczas rekord życiowy, rekord Polski i ustanowił najlepszy tegoroczny wynik na świecie. Stał się kandydatem, mocnym kandydatem do podium w Daegu, ale sam nie chciał podgrzewać atmosfery. Do Korei przyjechał jednak w wielkiej formie i z nadziejami na mocną walkę. Od początku zmagań spisywał się świetnie, zadrżał - a my wraz z nim - tylko dwa razy. Pierwszy - gdy strącił poprzeczkę zawieszoną na 5,85 metra. Wtedy zaryzykował, podwyższył ją o pięć dodatkowych centymetrów, wiedząc, że w boju o medal trzeba być odważnym. Szalenie odważnym. Pierwsza próba na 5,90 okazała sie nieudana i wtedy stanął pod ścianą. Nie mógł już sobie bowiem pozwolić na błąd, bo kosztowałby go medal. Wojciechowski ma jednak charakter, trzecie, ostatnie podejście okazało się skuteczne i - jak się później okazało - dało mu mistrzostwo świata. Jedynym, który mógł Polakowi odebrać tytuł, był w końcówce rywalizacji Kubańczyk Lazaro Borges. Obaj mierzyli się z wysokością 5,95 m, obaj jej nie pokonali. Blisko medalu był również Michalski (5,85) - czwarty, a na siódmym miejscu zmagania ukończył Mateusz Didenkow (5,75).
Po cichu liczyliśmy wczoraj na medal Ziółkowskiego. Były mistrz olimpijski co prawda nie imponował wybitną formą, ale w przeszłości mobilizował się na największe zawody i uzyskiwał w nich wyniki lepsze od spodziewanych. Tym razem jednak wypadł słabo. W swej najlepszej próbie uzyskał zaledwie 77,64 m, co nie pozwoliło mu nawet pomarzyć o podium. Zajął siódme miejsce. Porywający pojedynek o złoto stoczyli Koji Murofushi i Krisztian Pars, Japończyk rzucił 81,24 m, Węgier tylko sześć centymetrów mniej, ale te centymetry zadecydowały. Na trzeciej pozycji uplasował się Słoweniec Primoz Kozmus (79,39), broniący tytułu sprzed dwóch lat. Wtedy, w Berlinie, wyprzedził Ziółkowskiego.
Do finału rzutu dyskiem awansował inny nasz wicemistrz ze stolicy Niemiec Piotr Małachowski. Zawodnik Śląska Wrocław co prawda nie uzyskał minimum kwalifikacyjnego (65,50 m - w powszechnej opinii przesadzonego), ale nie uzyskał go nikt! Polak był najbliżej, zabrakło mu dwóch centymetrów, co oznaczało, że eliminacje wygrał. Potem przyznał, że w trakcie rywalizacji straszliwie się denerwował. - Kwalifikacje zawsze są najtrudniejsze, w nocy nie mogłem nawet spać - powiedział. Bardzo dobrze walkę w siedmioboju rozpoczęła Karolina Tymińska. Sopocianka najpierw w biegu na 100 m przez płotki pobiła rekord życiowy (13,12 s), słabiej wypadła w skoku wzwyż (1,74 m), poprawiła się w pchnięciu kulą (14,70), błysnęła na 200 m (23,87 - trzeci wynik!) i na koniec dnia, po czterech konkurencjach, awansowała na piąte miejsce. Medal wciąż znajduje się w zasięgu jej możliwości. Wiele ciekawego działo się w półfinałach biegu na 400 metrów. Nie przebrnął ich niestety Marcin Marciniszyn, ale to nie zaskoczyło. Sensacją było za to niepowodzenie biegającego na ultranowoczesnych protezach Oscara Pistoriusa. Reprezentant RPA zajął w swej serii ostatnie, ósme miejsce.
Dodajmy jeszcze, że w pozostałych wczorajszych finałach triumfowali: Amerykanie Carmelity Jeter (100 m - 10,90 s) i Jason Richardson (110 m przez płotki - 13,16), Amantle Montsho z Botswany (400 m - 49,56 s) oraz Valerie Adams z Nowej Zelandii (pchnięcie kulą - 21,24 m).
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2011-08-30

Autor: jc