Wisła nad przepaścią, czyli Liga Mistrzów się oddala
Treść
Czy polska piłka nożna jest już tak słaba, że jej najlepsza drużyna musi się obawiać anonimowych i dużo niżej klasyfikowanych rywali z Estonii? Po środowej kompromitacji krakowskiej Wisły można wysnuć taki wniosek, przygnębiający - dodajmy.
Teoretycznie wszystko było jasne, a jedyną niewiadomą stanowiły rozmiary zwycięstwa "Białej Gwiazdy". Nawet sami wiślacy zapowiadali, że Levadia Tallin krzywdy im nie zrobi i powinni ją pokonać bez większych problemów. Tymczasem boisko wszystkie te plany i prognozy zweryfikowało, dramatycznie. Lekceważeni, skazywani na pożarcie Estończycy nie pokazali niczego wielkiego, ale wystarczyło, że nie ugięli kolan przed mistrzami Polski, kilka razy odważnie zaatakowali i mogli zwyciężyć. Przyznać jednak trzeba - z szacunkiem - że goście doskonale rozpracowali krakowian, ich najsłabsze ogniwa. Chyba sami nie spodziewali się przy okazji, że mistrz Polski może zagrać tak źle, bezbarwnie, bez myśli, ładu i składu. Aż żal było patrzeć na szamoczących się wiślaków, niepotrafiących wymienić kilku podań, atakujących czytelnie, szablonowo. - Gorzej już być nie może, nie przypominam sobie słabszego meczu w naszym wykonaniu - przyznał Piotr Brożek. Rozczarowany był trener Maciej Skorża. - Nie spodziewałem się wielkiego występu, jednak liczyłem, że będziemy skuteczniejsi i wykorzystamy więcej okazji pod bramką przeciwnika. Nie możemy jednak usprawiedliwiać się brakiem rytmu meczowego, z Levadią powinniśmy sobie poradzić nawet w środku okresu przygotowawczego. Czy zlekceważyliśmy rywali? Nie, ale też wierzyliśmy, że bramki tak czy inaczej padną, bez względu na to, jak bardzo będziemy zdeterminowani. Myślę, że to nas zgubiło - powiedział. Szkoleniowiec dodał jednocześnie, że jego zdaniem, Wisła wciąż pozostaje dużo lepszą drużyną i w rewanżu awans wywalczy. - Mamy tydzień na poprawę gry - przyznał.
Wynik 1:1 nie jest oczywiście tragiczny, ale nie jest też dobry. Krakowianie sami zadbali o to, by zajrzało im w oczy widmo kompromitacji, gdyby nie szczęście i trafienie Piotra Ćwielonga w 93. minucie, mogli podróży do Estonii oczekiwać z wielkim lękiem i niepewnością. - Stać nas na dużo więcej i wierzę, że w drugim meczu to udowodnimy. Za nami dopiero połowa rywalizacji, musimy znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego tak zagraliśmy - skomentował Andraz Kirm, nowy nabytek wiślaków i w środę ich najlepszy piłkarz.
Jeszcze we wtorek wydawało się, że droga do Ligi Mistrzów będzie w tym roku łatwiejsza i mniej wyboista. Działacze Wisły liczyli, że anonimową Levadię da się pokonać bez prawego obrońcy, z jednym stoperem, jednym napastnikiem i juniorami na ławce rezerwowych. Na razie się nie udało, drużyna znalazła się nad przepaścią.
Pisk
"Nasz Dziennik" 2009-07-17
Autor: wa