Wieża podawała mylące komunikaty
Treść
Rosyjscy kontrolerzy lotów w Smoleńsku do samego końca przekazywali załodze prezydenckiego Tu-154M komunikaty potwierdzające prawidłową ścieżkę schodzenia. Ze stenogramów przesłuchań pracowników lotniska Smoleńsk Siewiernyj, którymi dysponuje polska prokuratura, wynika, że swoje zachowanie tłumaczyli zamiarem "zniechęcenia" kapitana maszyny do lądowania. Komenda: "Horyzont", padła dopiero po utracie kontaktu z samolotem. To właśnie ze względu na dezorientujące komunikaty piloci mogli poprosić o konsultację dowódcę Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika.
Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie zbada, czy wieża kontroli lotów lotniska Smoleńsk Siewiernyj podała prawidłowe parametry załodze prezydenckiego tupolewa. Śledczy będą też weryfikować raport rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), który we wstępnym raporcie odrzucił możliwość awarii maszyny. Kwestie zaniedbań czy nieprawidłowości po stronie rosyjskiej w przypadku tego lotu są jak najbardziej brane pod uwagę - w ten sposób Naczelna Prokuratura Wojskowa kwituje pytania "Naszego Dziennika", czy śledczy biorą pod uwagę wersję, że wieża podała załodze Tu-154M błędne parametry. Czy zbadana zostanie także kwestia ewentualnej awarii maszyny? Pytany o to wczoraj płk Zbigniew Rzepa, rzecznik prasowy NPW, zapewniał, że polscy prokuratorzy wezmą pod uwagę wszystkie szczegóły, jakie się ujawniają w toku śledztwa. Zapowiedział też weryfikację wszystkich doniesień MAK, który z kolei taką ewentualność wykluczył. - Raport komisji, jakiejkolwiek, jaka by nie wydała raportu w tej sprawie, będzie tylko dowodem, jednym z wielu w sprawie, który będzie podlegał normalnej procedurze dowodowej - mówił Rzepa. Na pytanie, czy prawdą jest, że prokuratura dysponuje wiedzą na temat tego, iż wieża wydawała wadliwe komunikaty załodze tupolewa, Rzepa odpowiedział lakonicznie: "Nie udzielamy takich informacji z uwagi na dobro śledztwa". Na sugestię, że istnieją przecież zapisy rozmów, jakie załoga prezydenckiej maszyny prowadziła z wieżą - zarejestrował to Jak-40, Rzepa odpowiedział tylko, że prokuratura bada tę kwestię, ale nie może udzielić na ten temat żadnych informacji.
Załoga polskiego Jaka-40 podchodziła do lądowania na lotnisku Siewiernyj blisko półtorej godziny przed prezydenckim tupolewem. Jak nas poinformowano w Dowództwie Sił Powietrznych, dowódca załogi miał "pewne wątpliwości" co do działania radiolatarni. - Mogły wystąpić pewne zakłócenia na linii nadawca - odbiornik - usłyszeliśmy w dowództwie. Jak zauważa gen. Anatol Czaban, szef Szkolenia Sił Powietrznych, nagranie z Jaka-40 może okazać się bardzo istotne dla śledztwa, gdyż jego urządzenia na pewno zarejestrowały wszystkie rozmowy pilota. - Cała korespondencja jest nagrywana. To wymóg ustanowiony przepisami - tłumaczy Czaban. Zdementował też insynuację MAK, jakoby załoga tupolewa wyleciała z Warszawy bez danych nawigacyjnych lotniska w Smoleńsku. - To jest niemożliwe. Załoga nie może lecieć bez danych lotniska. Dane te wprowadza się do urządzeń: analizuje się wysokość lotniska nad poziomem morza, wszelkie sprawy radionawigacji, trzeba wprowadzić dane samego lotniska, jak na przykład progu pasa, trzeba znać dane radiolatarni - komentuje Czaban.
Doktor Tadeusz Augustynowicz, oficer Wojsk Lotniczych, koordynator Wojsk Lądowych, nie wyklucza, iż podanie błędnych parametrów przez wieżę byłoby możliwe. - Ale tylko przy założeniu złej woli ze strony Rosjan - zastrzega. Jego zdaniem, współpraca z wieżą nie była "aż tak bardzo istotna" z uwagi na bardzo dobre wyposażenie prezydenckiego tupolewa. Samolot był wyposażony zarówno w radiopilota, urządzenie TAWS oraz system precyzyjnego lądowania. Zdaniem Augustynowicza, analiza ostatniej fazy lotu prezydenckiej maszyny wskazuje na to, że samolot miał problemy z układem sterowania. Nie zadziałał ster wysokości. O tym, że na pokładzie była awaria, przekonani są piloci, którzy latali na Tu-154. Samolot ten nie lądował, ale spadał. - Moim zdaniem, doszło do awarii systemu hydraulicznego, na co wskazuje stan drugiego silnika. Widziałem szczątki tupolewa po innych katastrofach. Tam silniki były całe, mimo że zetknięcie z ziemią wcale nie było słabsze niż w przypadku samolotu prezydenckiego. Dlatego ci, którzy stawiają zarzuty załodze, najpierw powinni polecieć na miejsce katastrofy, obejrzeć kadłub po to, by wykluczyć rozerwanie drugiego silnika, newralgicznego w tupolewie, który w tym wypadku był rozerwany - mówi pilot, odnosząc się w ten sposób do zarzutów, jakie regularnie (celuje w tym "Gazeta Wyborcza") padają pod adresem polskiej załogi. Lotnicy konsekwentnie zaprzeczają sugestiom MAK, wedle których komunikat systemu EGPWS brzmiał: "Ziemia przed tobą! Ciągnij w górę!". Nie zgadza się to bowiem z pracą tego systemu. System najprawdopodobniej wydał komendę: "Nie przepadaj" ("Don't sink!"), co zdarza się tylko wtedy, gdy maszyna nie wznosi się po starcie lub gdy jest na maksymalnej mocy silników. Piloci nie wykluczają, że MAK mógł tę informację "zniekształcić". Nieuzasadnione jest też forsowanie tezy, jakoby lotnisko Siewiernyj było zbyt prymitywne i źle wyposażone. Znajdują się na nim m.in. w dwie radiolatarnie, które są kluczowym urządzeniem przy lądowaniu nieprecyzyjnym. Wskazują one kierunek lotu na urządzenie radiokompasu w samolocie - pilot, wykonując lot, widzi jego kierunek i może go korygować.
Jak przypomniał gen. Czaban, Tu-154M miał już wcześniej problemy z urządzeniami pokładowymi, jednak nie chodziło tu o układ sterowniczy, ale o autopilota podczas lotu polskich strażaków na Haiti. Naprawą zajął się najprawdopodobniej mechanik pokładowy - ocenia Czaban - ponieważ w drodze powrotnej do kraju samolot był już sprawny.
Niewykluczone, że przebieg katastrofy został zarejestrowany przez wewnętrzną kamerę zainstalowaną w kokpicie samolotu. Świadczy o tym wypowiedź pilota, który latał samolotem prezydenckim i który potwierdza, że jest taka kamera (prawdopodobnie jej obraz rejestruje trzecia czarna skrzynka).
Zdaniem Augustynowicza, kamera mogła zostać zainstalowana w celu rejestracji zachowania załogi, a materiał mógł być potem wykorzystywany do ćwiczeń. - Jeśli komisja dysponuje nagraniem z katastrofy, to dlaczego milczy na ten temat? - pyta.
Przekazanie Polsce zapisów z czarnych skrzynek polskiego Tu-154M odbędzie się w najbliższy poniedziałek po południu w siedzibie Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) w Moskwie. W tym celu do Moskwy poleci jutro polski minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller. Przed wizytą w MAK zostanie on przyjęty w siedzibie rządu Rosji przez wicepremiera Siergieja Iwanowa. Tam też ma zostać podpisane porozumienie o przekazaniu stronie polskiej nagrań z rejestratorów pokładowych prezydenckiego tupolewa. Materiały mają otrzymać rząd i komisja kierowana przez Millera. Jak stwierdził akredytowany przy MAK przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich, zapisów z rejestratora rozmów z zasady się nie udostępnia.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik 29-30 maja 2010, Nr 124
Autor: bj
Tagi: Smoleńska tragedia prezydent