Wieszczenie końca PiS jest przedwczesne
Treść
Z Pawłem Kowalem, posłem PiS, byłym wiceministrem spraw zagranicznych, rozmawia Anna Ambroziak
Panie Pośle, czy wobec ostatnich wydarzeń - mam tu na myśli odejście z partii m.in. poseł Mirosławy Masłowskiej, a wcześniej Marka Jurka czy Marcina i Jana Libickich - możemy mówić o wewnętrznym kryzysie w PiS?
- Każda z tych sytuacji miała inny charakter, trudno je zestawiać. Tym bardziej że dzieli je kilka lat. Z każdej partii odchodzą politycy. Spór jest wpisany w życie firmy, rodziny, także partii politycznej, wszędzie tam, gdzie współpracują ze sobą ludzie. Zamiast się gorszyć, lepiej pracować nad zmniejszaniem jego skutków. W Polsce coraz trudniej jest być opozycją: kilka razy w miesiącu słyszymy o tym, jak komentatorzy wieszczą nasz koniec, tylko że kolejne wybory nie potwierdzają tych diagnoz. Platforma Obywatelska żąda, byśmy się jej podporządkowali i byli tzw. konstruktywną opozycją, byśmy zmienili władze - to naprawdę nieznośne. Politycy PO deklarują, że oczekują, by wszyscy - od prezydenta po członków rządu i większość parlamentarną - byli w przyszłości z Platformy. To chyba wyjaśnia, skąd to ciągłe wieszczenie końca PiS.
Czy krytyka PiS ze strony osób, które odeszły, nie powoduje, że tracicie szansę w oczach opinii publicznej na bycie mocną opozycją, która jest zdolna przejąć władzę?
- Ostatecznie to przecież wyborcy decydują. Wybory do PE pokazały, że pomimo bardzo wielu trudności Prawo i Sprawiedliwość jako jedyna partia jest w stanie złożyć Polakom alternatywną propozycję kierowania krajem: skutecznego prowadzenia polityki zagranicznej, walki z kryzysem i innymi niebezpieczeństwami. Dla opozycji najlepszym działaniem jest jednak konsekwencja. Gdybyśmy byli miękką opozycją, być może Polacy naprawdę uznaliby, że po co im taka opozycja, która swoje działanie uzależnia od pochwał rządu czy części mediów. Musimy być gotowi jeszcze na wiele sytuacji, kiedy będzie się mówiło, że jesteśmy w kryzysie i nic nam się nie uda. Musimy to przezwyciężyć, ale nikt nie obiecywał, że zawsze będzie różowo. Tylko my jesteśmy w stanie powiedzieć: tak dalej być nie musi. Większość rad, które płyną w naszym kierunku ze strony "życzliwych" doradców, zmierza w rzeczywistości do osłabienia nas jako opozycji.
Wielu posłów Prawa i Sprawiedliwości ma nadzieję na rekonstrukcję skrzydła konserwatywnego tej partii, mocno osłabionego w wyniku odejścia posłów zawiedzionych kierunkiem, w jakim zmierza PiS...
- Poszukiwanie większej jedności to jedno z naszych zadań. Tak jak trudnym elementem polityki są spory, tak też nieodłączną jej częścią jest próba gromadzenia jak największej grupy osób wokół spraw do załatwienia, wokół wartości. W tym wypadku takim spoiwem jest przywiązanie do dbałości o naszą pozycję w Europie, jest szacunek dla życia, rodziny, polskich tradycji. Jest to szczególnie ważne w kontekście polityki partii rządzącej, która nie ustaje w mobilizowaniu przeciw nam polityków, o których niedawno sądziliśmy, że są bardzo dalecy od Platformy Obywatelskiej: od Danuty Hübner po Mariana Krzaklewskiego. Potrzebujemy mobilizacji także wokół tego, co będzie się działo w Unii Europejskiej i co już obserwujemy. Ale taka próba połączenia zawsze musi wiązać się z dobrą wolą, z intencją obu stron, i w przypadku tych, z którymi już wspólnie działaliśmy w polityce - z rzetelną analizą przyczyn rozstań. Ale to jednoczenie nie powinno dotyczyć tylko polityków. Nie zapominajmy, że celem działania w polityce nie jest pogodzenie polityków, ale dobro wspólne, które obejmuje przede wszystkim tych, którzy nie działają aktywnie w polityce. To przede wszystkim proces przekonywania Polaków o różnych poglądach. Jako jedyna partia upomnieliśmy się skutecznie o tych, którzy przez lata czuli, że transformacja ich omijała, że była nie dla nich, biedniejszych, mieszkańców terenów wiejskich, mniejszych miast. Z drugiej strony, nasze rządy dobrze wspominają na przykład przedsiębiorcy. Dlaczego? Bo właśnie nie budowaliśmy barier pomiędzy Polakami, ale szukaliśmy zgody, i to nas odróżnia od obecnej władzy.
Jak skomentowałby Pan ostatnie wypowiedzi Ludwika Dorna, który stwierdził, iż jest problem kierowania i rządzenia w PiS... Sugerował też eliminowanie politycznych oponentów... Postawił również dość ostrą diagnozę, iż prezes PiS Jarosław Kaczyński w obawie przed utratą pozycji w partii chce przywrócić w niej "stan zalęknienia", a pierwszą ofiarą, według byłego marszałka, będzie Zbigniew Girzyński...
- Dorn przyznał też, że "cieszy go zapowiedź sprzeciwu wewnątrz partii przeciwko marginalizacji Zbigniewa Ziobry", ale zaznacza, iż PiS może być w niebezpieczeństwie... Prawdę mówiąc, byłem zaskoczony tym wystąpieniem i analizami marszałka Dorna. Myślę, że wystarczy odpowiedzieć sobie rzetelnie, czy takie słowa przybliżają nas do celów, o których mówiliśmy przed chwilą, czy oddalają.
A wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski powiedział, że głosujący na Ziobrę to ludzie drugiej kategorii...
- Jeśli tak powiedział, to sam sobie wystawił świadectwo tymi słowami.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-06-15
Autor: wa