Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wiemy już, jak smakuje zwycięstwo

Treść

Rozmowa z Grzegorzem Tkaczykiem, reprezentantem Polski w piłce ręcznej Za kilka dni rozpoczniecie walkę o olimpijską kwalifikację. Z powodzeniem? - Nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej. Tym bardziej że zagramy we Wrocławiu, szczęśliwym mieście dla naszej reprezentacji, przed swoją publicznością, która - mam nadzieję - wypełni halę do ostatniego miejsca. Kibice potrafią dodać skrzydeł i liczymy na ich doping. My ze swojej strony zagramy najlepiej, jak potrafimy, będziemy walczyć do ostatniej piłki, ostatniej sekundy. Rywale łatwi nie będą, szczególnie Szwecja i Islandia - nieukrywające marzeń o olimpijskim awansie. A miejsca premiowane nim są tylko dwa. - Nie zapominajmy też o Argentynie, która na pewno nikomu łatwo pola nie odda. Ale oczywiście najgroźniejszymi rywalami będą Szwedzi, którzy od lat grają w piłkę ręczną na najwyższym poziomie, mają w składzie mnóstwo graczy z najsilniejszej ligi świata, czyli Bundesligi. Islandia też dysponuje bardzo mocnym składem, zaprawionym w bojach, mającym doświadczenie z mistrzostw świata i Europy. Będzie ciężko, ale powtórzę: musimy awansować... ...bo igrzyska powinny być kolejnym, naturalnym krokiem w rozwoju drużyny, która sięgnęła po wicemistrzostwo świata? - Na pewno tak. Od mistrzostw w Niemczech upłynęło już trochę czasu, każdy z nas jest bogatszy o nowe doświadczenia i wiemy dobrze, o co gramy i o co grać możemy. Każdy z nas marzy o tym, by pojechać do Pekinu. Olimpiada to coś wyjątkowego, impreza nieporównywalna z niczym innym. Wierzę, że ten cel plus nasza mobilizacja sprawią, iż we Wrocławiu zapiszemy na swym koncie kolejny sukces. A potem? Na razie poczekajmy z odpowiedzią. Jesteśmy drużyną, która potrafi wygrać ze wszystkimi na świecie, stać nas na wyrównaną i zwycięską walkę z każdym przeciwnikiem. Z drugiej strony zdarzają się nam mecze dużo gorsze, jak przegrany ze Słowacją w Warszawie. Mamy ogromny potencjał, jesteśmy nieobliczalni, lecz ta cecha niekiedy obraca się przeciw nam. To jaki zespół zobaczymy we Wrocławiu? - Zdeterminowany i dający z siebie wszystko. Naszej formy nie należy się obawiać, zagramy na bardzo wysokim poziomie, jestem przekonany. Chcemy zdobyć pierwsze miejsce, przed swoją publicznością nie wypada nawet myśleć o czymś innym. Kluczowy powinien być już pierwszy mecz ze Szwecją. Jeśli go wygramy, zyskamy kapitalną pozycję wyjściową i wykonamy ogromny krok na drodze do Pekinu. Waszą siłą zawsze była zespołowość, gdy gracie razem, potraficie dokonywać rzeczy wyjątkowych. - To prawda, tajemnica naszego sukcesu tkwi w drużynie. Tylko i wyłącznie. Nie ma u nas miejsca na indywidualności, liczy się zespół, w którym każdy daje z siebie wszystko, jeden walczy za drugiego, aby osiągnąć zamierzony cel. Teraz jest nim Pekin. Długo trwało dochodzenie do takiego stanu rzeczy, w którym każdy indywidualista przekonywał się, że sam niczego nie osiągnie, że musi grać i walczyć z drużyną? - W przeszłości grywaliśmy nieraz na mistrzostwach świata i Europy, ale zawsze nam czegoś brakowało. Nie umieliśmy się wznieść na wyżyny swoich umiejętności, nie potrafiliśmy w jednym konkretnym meczu wszyscy razem zagrać bardzo dobrze. Zdarzało się, że poszczególni zawodnicy się wybijali, ale nie stawialiśmy kropki nad "i". To był nasz główny problem. W moim przypadku wszystko się zmieniło po przenosinach do Bundesligi. Tam przekonałem się, iż miejsca na indywidualności w takim sporcie jak piłka ręczna po prostu nie ma, że trzeba się dopasować do zespołu i grać razem z nim cały czas. W kadrze momentem zwrotnym było też przyjście trenera Bogdana Wenty. Od momentu, gdy nas objął, nieustannie się rozwijamy, idziemy do przodu, gramy lepiej, nowocześniej. A co ważne - cały czas w dobrej atmosferze, która sprzyja osiąganiu wyników. Po mistrzostwach świata przyszły jednak mistrzostwa Europy, które nie były już tak udane. - Ale mogliśmy z nich wyciągnąć sporo wniosków. Najważniejszy brzmiał: nic nigdy łatwo nie przychodzi. ME były okropnie trudne, tak naprawdę o naszym niepowodzeniu zadecydował jeden mecz - byliśmy o krok od półfinału, a skończyliśmy daleko poza strefą medalową. Popełniliśmy trochę błędów, postaramy się ich nie powtórzyć. Ciąży na Was - z racji bycia drugą drużyną świata - jakaś dodatkowa presja, bagaż oczekiwań? - Oczekiwania ze strony kibiców na pewno są dużo większe, wszak jesteśmy zespołem, który już coś wygrał i musi utrzymywać pewien poziom. Nie możemy sobie pozwalać na głupie wpadki. Presję czujemy, ale nikomu ona nie przeszkadza. Przeciwnie - stanowi dla nas dodatkowy bodziec, by się rozwijać i cały czas iść do przodu. My już poczuliśmy smak zwycięstwa, wiemy, jak to jest grać o najwyższą stawkę. A że to stan wyjątkowo miły, jesteśmy zdeterminowani, by był naszym udziałem jak najczęściej. Dziękuję za rozmowę. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-05-27

Autor: wa