Wiceprezes na dywaniku
Treść
Europosłów: Zbigniewa Ziobrę, Jacka Kurskiego i Tadeusza Cymańskiego, chciałby przesłuchać rzecznik dyscypliny Prawa i Sprawiedliwości. Wszyscy trzej otrzymali na dzisiaj wezwania do stawienia się przed Karolem Karskim. W ten sposób rozpoczyna się procedura badania, czy wskazani dopuścili się złamania statutu Prawa i Sprawiedliwości.
Za stwierdzenie złamania statutu partii kara może być sroga. Od upomnienia, przez naganę, zakaz pełnienia funkcji we władzach Prawa i Sprawiedliwości nawet przez dwa lata, po wykluczenie z szeregów PiS. Przewodniczący klubu Prawa i Sprawiedliwości Mariusz Błaszczak mówił wczoraj, iż "zaproszenie" europosłów na spotkanie z rzecznikiem dyscypliny partii to rozpoczęcie procedury dyscyplinarnej. - Rolą rzecznika dyscypliny jest wyjaśnienie i przedstawienie oceny, czy ich wypowiedzi są zgodne ze statutem Prawa i Sprawiedliwości - stwierdził Błaszczak. Szef klubu PiS wyjaśniał, że chodzi m.in. o publiczne wypowiedzi europosłów dotyczące oceny działalności Prawa i Sprawiedliwości, w tym także tej Zbigniewa Ziobry o możliwym podziale Prawa i Sprawiedliwości na dwie partie. Błaszczak zaznaczył, że swoją ocenę rzecznik dyscypliny przedstawi komitetowi politycznemu. Jeśli w ogóle będzie w stanie zebrać dodatkowy materiał, gdyż podsądni mogą się na dzisiejszym przesłuchaniu nie pojawić. Wszyscy trzej muszą się liczyć natomiast z zawieszeniem w prawach członka partii. Decyzję w tej sprawie może podjąć prezes Prawa i Sprawiedliwości właśnie w szczególności po wszczęciu postępowania dyscyplinarnego wobec podejrzanych o działanie na szkodę partii - a zawieszenie może potrwać do czasu ostatecznego rozpatrzenia sprawy przez partyjny sąd koleżeński. Żadnej ugody nic jednak nie zapowiada. Po środowym posiedzeniu Komitetu Politycznego Prawa i Sprawiedliwości, kiedy Ziobro, Kurski i Cymański otrzymali informację o wszczęciu wobec nich postępowania, we wspólnym oświadczeniu Zbigniew Ziobro i Jacek Kurski stwierdzili, że na posiedzenie komitetu udawali się z nadzieją na poważną dyskusję o sytuacji w Prawie i Sprawiedliwości oraz o tym, by PiS stało się ugrupowaniem zdolnym wygrywać wybory i skutecznie rządzić krajem. "Niestety, stało się inaczej. Nasze postulaty nie znalazły zrozumienia, a za próbę pozytywnej zmiany Prawa i Sprawiedliwości zostało wobec nas wszczęte postępowanie dyscyplinarne i postawiono nas w stan obwinienia, co zdradza brak woli porozumienia i oddala perspektywę rzeczywistego dialogu i naprawy PiS" - stwierdzili politycy. A Zbigniew Ziobro zaznaczył, że ma "pozytywną wizję zmian w Prawie i Sprawiedliwości, która może doprowadzić do zwycięstwa".
Ziobro i Kurski mieli otrzymać od prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego "w ramach kompromisu" propozycję oddania się do dyspozycji prezesa: Ziobro jako wiceprezes partii, a Kurski jako członek komitetu politycznego.
Rzecznik PiS Adam Hofman zapowiadał, że jeśli sytuacja "wróciłaby do normy", to europosłowie mogliby zostać przywróceni na partyjne funkcje. Brak zgody na propozycje prezesa PiS oznacza w ocenie Hofmana kontynuowanie postępowania dyscyplinarnego, które "zakończy się w parę dni". Procedur sądu w Prawie i Sprawiedliwości doświadczyliśmy już przed czterema laty. Tuż po wyborach parlamentarnych krytyczne uwagi co do sposobu sprawowania przywództwa w PiS przez Jarosława Kaczyńskiego formułowali wtedy wiceprezesi Prawa i Sprawiedliwości: Ludwik Dorn, Kazimierz Ujazdowski i Paweł Zalewski. Tak jak teraz Ziobro i Kurski, którzy zdaje się idą podobnym szlakiem - choć na pewno z zamiarem skuteczniejszego działania niż wspomniani wiceprezesi - wypowiadali się nie po myśli prezesa PiS i pisali list otwarty do szefa swojej partii. Zalewski znalazł miękkie lądowanie w Platformie Obywatelskiej - jest europosłem tej partii. Ujazdowski wynegocjował powrót do Prawa i Sprawiedliwości i został wybrany na posła. Z kolei Dorn choć z listy PiS do Sejmu się dostał, to do partii ani nawet klubu PiS nie powrócił. Dorn jednak, który przebył całą procedurę dyscyplinarną w PiS i - zanim został z partii wyrzucony - dostał aż blisko rok na przyznanie, że to Jarosław Kaczyński, a nie on ma rację, pozostaje, w tej chwili jedynym, choć tylko jednoosobowym, "ugrupowaniem" w obecnym Sejmie, które jest w stanie wejść z Prawem i Sprawiedliwością w koalicję.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik Piątek, 4 listopada 2011, Nr 257 (4188)
Autor: au