Wartości i zasady w UE
Treść
Dziś i jutro na szczycie Unii Europejskiej w Brukseli 27 państw członkowskich ma wypracować porozumienie w sprawie nowego traktatu konstytucyjnego. Polska po raz pierwszy jako pełnoprawny członek UE aktywnie uczestniczy w kształtowaniu nowego oblicza rozszerzonej Wspólnoty. Zdaniem naszej delegacji, dyskusji wymagają przede wszystkim dwie kwestie - wzajemnych relacji państw członkowskich z UE oraz system głosowania w Radzie UE. Tymczasem w Niemczech utrzymuje się wielkie zdziwienie, rozczarowanie, a nawet oburzenie postawą polskiego rządu domagającego się jako pełnoprawny członek UE rewizji zamkniętych traktatowych uregulowań. To fakt - minął czas, kiedy nasz kraj wchodził do UE na kolanach, a Niemcy mogli być przedstawiani po obu stronach naszej granicy jako "ambasadorzy" naszego członkostwa w strukturach UE. Oczywiście dla przeciętnego obywatela w Niemczech czy Polsce problem eurokonstytucji i systemu głosowania to dość abstrakcyjna i "polityczna" sprawa. Co innego media, przez które "idzie" polityczny przekaz do społeczeństwa. Prasa niemiecka prezentuje zdecydowanie jednolity i bezkrytyczny front wsparcia dla europejskiej polityki wschodniej Angeli Merkel. Jest to także ton potępienia Polski. Nieliczne (prawicowe i konserwatywne) nasze media z satysfakcją wspierają polski rząd, liczniejsze zachowują dystans i umiarkowanie, ale są i takie, które wpisują się w politykę medialną zachodniego sąsiada. Walka na słowa zagłusza i komplikuje zrozumienie zasad i wartości, na jakich powinna opierać się Unia Europejska. Upokarzającym jest sam fakt domagania się przez Polskę podjęcia dyskusji (negocjacji) na temat sposobu głosowania w Radzie UE. O tym, czy można dyskutować tę kwestię, czy nie, być może już zdecydowała Unia bez Polski (Stalin mówił, że nieważne, kto głosuje, tylko kto liczy głosy). Niestety w Unii Europejskiej kwestie proceduralne potrafią decydować o merytorycznych sprawach. Ważniejsze okazuje się nie to, kto może mieć rację, tylko kto siedzi za stołem prezydialnym i decyduje o porządku obrad. Naiwnie przekonuje się nas, że sprawa jakiegoś tam głosowania, czyli kwestia "czysto techniczna" nie ma znaczenia w obliczu wielkich wyzwań, przed jakimi stoi UE. Upieranie się przy swoim ma być wyrazem niezrozumienia zasad, na jakich zbudowana jest UE. W końcu pojawia się zupełnie niezawoalowana groźba, że trzymanie się swoich racji może skutkować "izolacją Polski" w Europie. Wmawia się nam, że Polska powinna zaakceptować "kompromisowe" rozwiązanie, czyli głosowanie tzw. podwójną większością, a nie forsować na siłę swoje "pierwiastki". W rzeczywistości zaprezentowany przez Polskę "system pierwiastkowy" (zbyt późno nazwany na forum międzynarodowym bardziej adekwatnie) - "system równej reprezentacji", jest już dla nas rozwiązaniem kompromisowym, bo różnym, a na dodatek gorszym od rozstrzygnięcia przyjętego w Nicei, które zdecydowało o naszym członkostwie w UE. Jak widać, "kompromis" z polskiego punktu widzenia to zupełnie coś innego od "kompromisu" w niemieckim wydaniu. Polska, której już w dawnych jagiellońskich czasach przyświecała zasada: "równi z równymi, wolni z wolnymi", nie może dziś wnieść dowolnego zagadnienia pod dyskusję w Unii Europejskiej. Z chwilą przeforsowania niedemokratycznego i niesprawiedliwego systemu głosowania w strukturach europejskich następny głos sprzeciwu nie będzie miał żadnego znaczenia ani też pewnie medialnego oddźwięku. Kolejnym krokiem ograniczenia swobody suwerennych państw-członków UE ma być bowiem osłabienie, a w końcu zlikwidowanie prawa weta. Eurokołchoz - marzenie setek tysięcy europejskich socjalistów i komunistów - powiązany z Rosją węzłem partnerstwa? Myśmy to już przerabiali. Wojciech Reszczyński "Nasz Dziennik" 2007-06-21
Autor: wa
Tagi: szczyt unii