W spisie były błędy
Treść
Niepowołane osoby mogły się spisać za kogoś lub zdobyć o nim informacje - poinformował generalny inspektor ochrony danych osobowych, który skontrolował prowadzony przez Główny Urząd Statystyczny spis powszechny ludności i mieszkań. Zdaniem GIODO, bazy danych GUS były zabezpieczone w sposób "nie dość nowoczesny".
Kontrola GIODO wykazała, że jeśli ktoś niepowołany znał takie dane jak NIP czy PESEL danej osoby, mógł poznać jej adresy zamieszkania i zameldowania, a w wypadku szerszej wersji spisu - także dane osób mieszkających pod tym samym adresem. Ofiarami takich działań mogły zostać np. osoby z kierownictwa partii politycznych, ponieważ ich dane są ujawniane w sprawozdaniach tych ugrupowań. Według GIODO, wskazane niebezpieczeństwa mogą także wpłynąć na wyniki spisu powszechnego. Zdziwienie GIODO wywołał też sposób zabezpieczenia baz danych przed włamaniami. - Tutaj stwierdziliśmy, że nie zostały wdrożone pewne uznane za, powiedziałbym, normalne i naturalne systemy zapobiegania atakom - przyznał na wczorajszej konferencji prasowej w Warszawie dr Wojciech Wiewiórowski, generalny inspektor ochrony danych osobowych. Dodał jednak, że nie ustalono, by nastąpiły próby ataku na bazę danych spisowych i by brak nowoczesnych systemów zabezpieczeń negatywnie wpłynął na sam spis. Ponadto GIODO stwierdza, że mimo tych wątpliwości od strony formalnej GUS spełnił wszystkie wymagania. - Wydaje się, że jest to jeden z lepiej przygotowanych pod tym względem projektów w Polsce w ostatnich latach - przyznał Wiewiórowski.
Rzecznik prasowy GUS Artur Satora podkreśla w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że sam GIODO przyznał, iż pewnych rzeczy nie da się zabezpieczyć do końca. - Dosłownie na palcach jednej ręki da się policzyć przypadki podszycia się pod inną osobę, co jest oczywiście przestępstwem - mówi Satora. Zapowiedział też wyciąganie konsekwencji wobec osób, które dopuściły się takiego czynu. Odnosząc się do zarzutu niedostatecznego zabezpieczenia baz danych GUS, Satora powiedział, że zakup odpowiedniego systemu kosztowałby 1 mln złotych. Jego zdaniem, taki wydatek byłby rozrzutnością, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że odnotowano niewiele przypadków podszycia się pod inną osobę.
- Danych statystycznych nie trzeba zbierać w taki szczegółowy sposób, w jaki to było zrobione. A jeżeli zbiera się dane tak szczegółowe, to należy je odpowiednio zabezpieczyć. Tłumaczenie się GUS kosztami rzędu miliona złotych w tym przypadku jest śmieszne. Nie było potrzeby sięgania aż do tak szczegółowych danych obywateli. Tym bardziej że - nie ukrywajmy - zdecydowaną większość tych danych państwo już posiada. Tym bardziej przeprowadzenie spisu jest stwarzaniem dodatkowego obciążenia i utrudnienia. Jeśli nie stać nas na uczciwie i dokładnie zrobiony spis, to może darujmy sobie jego przeprowadzanie, a te pieniądze, które poszły na rachmistrzów, wykorzystajmy na przetworzenie tych danych, które państwo już ma - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" dr Justyn Piskorski, ekspert w obszarze prawa z warszawskiego Instytutu Sobieskiego. Kontrola w GUS była zaplanowana od ubiegłego roku, ale przed jej rozpoczęciem do GIODO trafiały też skargi dotyczące tzw. samospisu internetowego. Chodziło w nich o możliwość podszycia się pod jakąś osobę i zalogowania się do systemu, a także zdobycia informacji na temat osób mieszkających pod tym samym adresem. W kwietniu Wiewiórowski oceniał, że nie są to sygnały, które mówiłyby o generalnym zagrożeniu dla systemu. Spis powszechny rozpoczął się 1 kwietnia br. Od tego dnia do 16 czerwca można spisać się samemu przez internet. Od 8 kwietnia spis przeprowadzają także ankieterzy telefoniczni oraz rachmistrze spisowi, którzy prowadzą bezpośrednie rozmowy z obywatelami. Zbieranie danych ma się zakończyć 30 czerwca.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik 2011-05-31
Autor: jc