W poniedziałek start Australian Open
Treść
Agnieszka Radwańska i debel Mariusz Fyrstenberg - Marcin Matkowski będą naszą nadzieją na dobry wynik w pierwszym tegorocznym turnieju Wielkiego Szlema, Australian Open, który rozpocznie się już w poniedziałek w Melbourne. Największym dotychczasowym sukcesem krakowianki był ćwierćfinał wywalczony przed rokiem. Panowie trzy lata temu grali w półfinale. Wszyscy troje marzą co najmniej o powtórce.
Najlepsi tenisiści świata są już w Australii. Część trenuje, część gra w imprezach mniejszej rangi. Radwańska dotarła do ćwierćfinału Turnieju WTA w Sydney, gdzie przegrała z Rosjanką Jeleną Dementiewą. Fyrstenberg i Matkowski w tym samym mieście wciąż mają szansę na wygranie zawodów z cyklu ATA Tour. Są w półfinale, ale aby awansować dalej, będą musieli pokonać nie byle kogo - parę numer jeden rankingu, Kanadyjczyka Daniela Nestora i Serba Nenada Zimonjicia. Czy im się uda, zobaczymy, ważniejsze jest to, iż nasi reprezentanci są w formie i zmagań w Melbourne oczekują ze sporymi nadziejami.
Przed rokiem właśnie w Australian Open Radwańska rozpoczęła imponujący marsz w górę tenisowych notowań. Dotarła do ćwierćfinału, gdzie nie sprostała Słowaczce Danieli Hantuchovej. W ogóle był to turniej wyjątkowo udany dla naszych zawodniczek, do czwartej rundy awansowała także Marta Domachowska, przegrywając dopiero ze słynną Amerykanką Venus Williams. W tym roku podobny scenariusz się nie powtórzy, ale Isia może zajść daleko. Bardzo daleko. Wiele oczywiście zależy od losowania drabinki, ale więcej od samej krakowianki. - Szczególnie w tenisie kobiet niczego nie można z góry przewidzieć, nawet wielka faworytka może przegrać z teoretycznie dużo niżej notowaną rywalką już w pierwszej rundzie. Dlatego zawsze, gdy wychodzę na kort, staram się grać na sto procent, dawać z siebie wszystko i wygrywać. Nikogo nie lekceważę, niezależnie od tego, jakie zajmuje miejsce w rankingu. Przecież dziewczyna z trzeciej czy piątej dziesiątki na świecie też potrafi znakomicie grać i zazwyczaj mecze między nami są bardzo wyrównane i zacięte - przekonuje Radwańska, której marzy się co najmniej powtórka sprzed roku. - Chcąc utrzymać się w rankingu, muszę osiągać sukcesy w Wielkim Szlemie, nie ma innej drogi - dodaje.
Duże nadzieje mają też Fyrstenberg i Matkowski. Trzy lata temu osiągnęli w Melbourne swój życiowy wynik, docierając aż do półfinału. Pod koniec ubiegłego sezonu złapali rewelacyjną formę, wygrywając madrycki turniej Masters Series ATP i awansując do półfinału Turnieju Mistrzów w Szanghaju. Teraz chcą pójść jeszcze dalej. - Wierzymy w to, co robimy. Pokonaliśmy już wszystkie najlepsze deble świata, zatem nie ma rzeczy, która by nas hamowała. Co ważne, okazało się, że potrafimy sobie radzić i wygrywać kluczowe mecze przy dużej presji i nożu na gardle - mówi Fyrstenberg.
Turniej, jak zwykle zresztą, zapowiada się pasjonująco. W rywalizacji pań "jedynkę" otrzymała Serbka Jwlena Jankovic, z kolejnymi numerami zagrają Amerykanka Serena Williams, Rosjanki Dinara Safina i Jelena Dementiewa i kolejna Serbka Ana Ivanović. Zabraknie triumfatorki sprzed roku Marii Szarapowej. Rosjanka nadal nie uporała się z problemami zdrowotnymi. Wśród mężczyzn najwyżej rozstawiony został Hiszpan Rafael Nadal, wszyscy oczekują jego starcia z Rogerem Federerem. Szwajcar mierzy w 14. w karierze zwycięstwo w Wielkim Szlemie (czyli wyrównanie rekordu Amerykanina Pete'a Samprasa), ale nie będzie to łatwe. Wśród deblistów atak na liderów przypuszczą amerykańscy bliźniacy Bob i Mike Bryanowie, słowem - przez najbliższe dni sympatycy tenisa otrzymają gigantyczną dawkę emocji. My wierzymy, iż z widocznym udziałem Polaków.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-01-16
Autor: wa