W labiryncie zakrętów
Treść
Wyścig o Grand Prix Monaco jest jednym z najważniejszych, a na pewno najbardziej prestiżowym punktem w kalendarzu mistrzostw świata Formuły 1. Rywalizacja na szalenie wymagającym, wąskim torze ściąga na trybuny gwiazdy i gwiazdki kultury, sztuki i polityki, które nie wyobrażają sobie, że będą gdzie indziej w ostatni majowy weekend. Głównymi bohaterami pozostają jednak oczywiście (albo na szczęście) kierowcy, na czele ze zwycięzcą. W niedzielę szczególny apetyt na sukces będzie miał broniący tytułu lider cyklu, Niemiec Sebastian Vettel z Red Bulla.
Wybitnym specjalistą od ścigania się na ulicznym torze w Monte Carlo jest Robert Kubica. - Aby walczyć tam o wysokie miejsca, potrzebny jest szybko reagujący i łatwy w prowadzeniu samochód. Aby zyskać kilka dodatkowych dziesiętnych sekundy, konieczne jest pełne zaufanie do auta, żeby móc jeździć na granicy możliwości i niemal dotykać kołami barierek - opowiadał. Tym razem zmagania kolegów obejrzy w telewizji. Wciąż przechodzi rehabilitację po wypadku, którego doznał 6 lutego na trasie rajdu w Ligurii. I choć dla polskich kibiców Formuła 1 bez swego idola mocno straciła na atrakcyjności, można być pewnym, że w niedzielne wczesne popołudnie większość z nich zasiądzie przed telewizorami, by obejrzeć na żywo rywalizację w tym wyjątkowym wyścigu. Emocji, jakich dostarcza walka w Monte Carlo, nie da się bowiem porównać z niczym innym. Tamtejszy tor jest najkrótszy, najciaśniejszy i najbardziej wymagający w całym kalendarzu. Kierowcy pokonują aż 78 okrążeń po 3340 metrów, są poddawani gigantycznym obciążeniom, a od startu do mety biegi zmieniają około 3600 razy, średnio co sekundę. Ten fakt dobitnie pokazuje, jak sprawnymi muszą być ludźmi, i uświadamia, jak długa droga czeka Kubicę do powrotu do bolidu. W GP Monaco nie ma miejsca na błędy, bo tor nie ma poboczy, tylko bariery i ściany. Kontakt z nimi zazwyczaj skutkuje rozbiciem bolidu. Jedynym miejscem w labiryncie zakrętów, gdzie można wcisnąć gaz do deski i wyprzedzić, jest słynny tunel. O tym, jak bardzo nieprzewidywalna jest rywalizacja, najlepiej świadczy wyścig z 1996 roku, który ukończyło... czterech kierowców. Wygrał Francuz Olivier Panis (Ligier), osiągając życiowy sukces. Sześciokrotnie jako pierwszy metę mijał Brazylijczyk Ayrton Senna, po pięć razy zwyciężali Niemiec Michael Schumacher i Brytyjczyk Graham Hill. W ostatnich dziesięciu latach wygrywało dziewięciu zawodników. Jedynym, któremu udało się triumfować dwa razy, był Hiszpan Fernando Alonso (w 2006 i 2007 w barwach Renault i McLarena). Przed rokiem najlepszy okazał się Australijczyk Mark Webber (Red Bull).
Jak będzie w niedzielę? Szczególny apetyt na sukces ma Vettel, który jeszcze w Monte Carlo nie wygrał. Niemiec może się pochwalić nadzwyczajną passą, w ostatnich dziewięciu wyścigach (licząc też cztery ubiegłoroczne) odniósł aż osiem zwycięstw. Dzięki temu sięgnął po tytuł oraz jest zdecydowanym liderem mistrzostw w 2011 roku. Będzie faworytem, ale tylko jednym z wielu. W Monaco potencjał i możliwości bolidu nie odgrywają bowiem tak wielkiej roli, jak na innych torach. Ważniejsze są umiejętności i odwaga kierowców, którzy jeżdżą na granicy bezpieczeństwa. Kapitalnie wykorzystywał to Kubica, który w 2008 r. zajął rewelacyjne drugie, a w 2010 r. trzecie miejsce. Za każdym razem dysponował autem zdecydowanie mniej konkurencyjnym niż rywale, ale jechał nadzwyczajnie, pokazując pełnię swego talentu.
W Monte Carlo tradycyjne treningi przed weekendem odbywają się nie w piątek, ale w czwartek. Wszystko po to, by nie dezorganizować kompletnie życia w mieście, kibicom umożliwić spokojny dojazd, a mieszkańcom... ucieczkę od hałasu i gwaru.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2011-05-26
Autor: jc