Urzędnicy nietykalni - nowa kasta?
Treść
Posłowie z sejmowej Komisji Gospodarki chcą, by Najwyższa Izba Kontroli zbadała zasadność upadłości kilku wielkopolskich przedsiębiorstw, m.in. w opisywanej przez "Nasz Dziennik" kontrowersyjnej upadłości poznańskiego przedsiębiorstwa "Bestcom". Jak wynika z ich ustaleń, cała sprawa ma korupcyjny charakter i budzi podejrzenia celowego zniszczenia przedsiębiorstwa na zlecenie konkurencji. O swoich podejrzeniach chcą też zawiadomić CBA. Tymczasem z informacji, do których dotarliśmy, wynika, że kontrolerzy NIK przeprowadzający ogólnopolską inspekcję prawidłowości pracy syndyków sądowych spotykają się z odmową udostępnienia im niezbędnych dokumentów i blokadą informacji. Praca syndyków sądowych w Polsce od lat wzbudza liczne kontrowersje. W ujawnionych i opisywanych już przez media przypadkach licznych niekompetencji i zaskakujących powiązań syndyków pojawiają się zarzuty niekompetencji, nieudolności, nadużywania uprawnień, działania na szkodę tak wierzycieli, jak i właścicieli firm czy pospolitej korupcji. W czerwcu policja zatrzymała syndyka masy upadłościowej jednej ze spółek handlowych z woj. lubuskiego pod zarzutem przyjęcia łapówki. Marek H. został tymczasowo aresztowany na miesiąc. Z zebranych w tej sprawie materiałów wynika, że syndyk, mieszkaniec Poznania, w zamian za 30 tys. zł łapówki miał odstąpić od czynności licytacyjnych. Trzy miesiące wcześniej funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali syndyka masy upadłościowej jednego z zakładów w Tuszynie (koło Łodzi) i członka zarządu powiatu w Tomaszowie Mazowieckim, Tomasza J. Samorządowiec trafił na 3 miesiące do aresztu - grozi mu do 10 lat więzienia. Jak powiedział nam nasz informator związany z CBA, instytucja ta dysponuje materiałami wskazującymi, iż mężczyzna zaproponował ustawienie przetargu za łapówkę. Tomasz J. zaproponował osobie zainteresowanej nabyciem budynku, którym zarządzał, zapewnienie wygranej w przetargu za 20 tys. zł łapówki. Pierwszą ratę - 10 tys. zł - syndyk miał otrzymać jeszcze przed rozstrzygnięciem przetargu. Jednak to nie jedyne przypadki pracy syndyków sądowych, które budzą wiele wątpliwości. Liczne nieprawidłowości Jak mówią członkowie Komisji Gospodarki - w przynajmniej kilku innych przypadkach upadłości likwidacyjnej przedsiębiorstw, z którymi zdążyli się zapoznać - m.in. w sprawie poznańskiego "Bestcomu" zachodzą podejrzenia celowego przeprowadzenia upadłości likwidacyjnej firmy, blokowania w interesie konkurencji zawarcia upadłości układowej czy nepotyzmu i niekompetencji samych syndyków. Nic więc dziwnego, że NIK zainteresowała się ich pracą. - Od kilku miesięcy prowadzimy kontrolę pracy syndyków sądowych. Kontrola jest prowadzona w całej Polsce przez poszczególne delegatury terenowe - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Małgorzata Pomianowska, rzecznik prasowy Najwyższej Izby Kontroli. Czy jednak Izbie uda się doprowadzić do wyjaśnienia wszelkich wątpliwości i ukarania syndyków, których działania noszą znamiona przestępstwa? Wszystko wskazuje na to, że będzie to bardzo trudne. Choć sprawdzanie pracy syndyków prowadzone jest pierwszy raz od lat - jak ustaliliśmy - kontrolerzy NIK stykają się z próbą utajniania materiałów, blokowania dostępu do informacji czy wreszcie - odmowy udostępnienia dokumentów dotyczących kilku najbardziej kontrowersyjnych upadłości. - Rzeczywiście kontrolerzy w niektórych przypadkach mają problemy z dotarciem do niezbędnych materiałów. Odmawia im się niekiedy dostępu do dokumentów. W tej chwili trwa jeszcze kontrola, dlatego nie chciałabym mówić o szczegółach - twierdzi Małgorzata Pomianowska z NIK. Parlamentarzyści z Wielkopolski zasiadający w sejmowej Komisji Gospodarki chcą, by NIK dokładnie przyjrzała się kilku budzącym zastrzeżenia upadłościom, do jakich doszło w ostatnim czasie w Wielkopolsce. Posłowie chcą, by kontrolerzy zbadali, czy były podstawy do ogłoszenia upadłości oraz czy nie została ona przeprowadzona "na zlecenie" konkurencyjnej firmy z danej branży. Najwięcej wątpliwości budzi upadłość jednej z polskich firm branży komputerowej - poznańskiego "Bestcomu". Kulisy całej sprawy opisywaliśmy szeroko na łamach "Naszego Dziennika". Po ujawnieniu przez nas licznych nieprawidłowości w pracy prokuratury we Wrocławiu, m.in. bezpodstawnego aresztowania i przetrzymywania w areszcie właścicieli tej firmy, Prokuratura Krajowa ukarała dyscyplinarnie czterech wrocławskich prokuratorów. A konkurencja się cieszy Do dzisiaj niektóre wątki sprawy wskazują na to, że działania tej prokuratury mogły być podyktowane nie tylko skandaliczną niekompetencją. Zdaniem posła Maksa Kraczkowskiego, przewodniczącego sejmowej Komisji Gospodarki, podobne zastrzeżenia budzi też praca syndyka masy upadłościowej "Bestcomu" - z materiałów, do których dotarli posłowie, wynika, że upadłość przedsiębiorstwa została przeprowadzona przedwcześnie, a firmę można było uratować. - Na najbliższym posiedzeniu Komisji Gospodarki złożony zostanie wniosek do NIK z prośbą o skontrolowanie prawidłowości tej upadłości. Przez kilka ostatnich miesięcy dokładnie badałem sprawę i uważam, że nie było powodów, by likwidować poprzez upadłość firmę dającą zatrudnienie ponad 200 osobom w regionie - mówi poseł Tomasz Górski (PiS), członek sejmowej Komisji Gospodarki. Zapowiada również, że zwróci się do CBA o wszczęcie śledztwa w tej sprawie. Posłowie zajmujący się tą kwestią wskazują na fakt, że bezpośrednią przyczyną upadłości "Bestcomu" były działania wrocławskiej prokuratury. Bezprawnie - jak się okazało - zatrzymanym prezesom i zarazem właścicielom tej firmy przez długi czas uniemożliwiano kontakt z prawnikiem firmy. Poinformowany o zagrożeniu upadłością przedsiębiorstwa prowadzący śledztwo prokurator Robert Mielczarek odmówił zwolnienia zatrzymanych z aresztu. Co więcej - sam areszt, jak wykazała Prokuratura Krajowa, zastosowany był bezpodstawnie. Dodatkowo wiele działań podejmowanych przez osoby zajmujące się upadłością "Bestcomu" prowadzonych było niejako pod dyktando prokuratora ukaranego później dyscyplinarnie. - Śledztwo parlamentarne prowadzone zgodnie z ustawowymi kompetencjami przez posła Tomasza Górskiego wskazało na bardzo wiele poważnych zastrzeżeń co do likwidacji "Bestcomu". Ta firma nie powinna była upaść. Chcemy, żeby NIK to wyjaśniła - mówi poseł Kraczkowski. - Dziwię się, że NIK nie wszczęła kontroli po publikacjach "Naszego Dziennika" potwierdzonych ustaleniami Prokuratury Krajowej. Te publikacje miały przecież charakter prasowego zawiadomienia o przestępstwie - dodaje. - Nie potrafię dzisiaj powiedzieć, czy "sprawa "Bestcomu" jest również przez nas badana, ale Komisja Gospodarki może złożyć wniosek o rozszerzenie kontroli również o upadłość tej firmy - odpowiada Pomianowska. Wielkopolskie wątpliwości Posłowie chcą również, by Izba przyjrzała się uważnie innym upadłościom w Wielkopolsce. Mają zastrzeżenia co do zasadności upadłości jednej z pilskich firm, której majątek został zlicytowany za kwotę wielokrotnie przekraczającą wierzytelności przedsiębiorstwa. Wskazują także na konieczność przyjrzenia się pracy syndyka przy likwidacji poznańskiego przedsiębiorstwa Film-Art zarządzającego do chwili upadłości kilkunastoma kinami w kraju. Budynek jednego z nich - "Kopernik" w Gorzowie Wielkopolskim, kupił wraz z działką o powierzchni 7,5 tys. m kw. za ok. 850 tys. zł gorzowski samorządowiec Arkadiusz Marcinkiewicz (PiS). Za metr kwadratowy zapłacił 113,50 zł. Po drugiej stronie ulicy połowę mniejszą działkę kupiła firma Modehpolmo, płacąc za metr kwadratowy aż 365,50 zł. Skąd niemal trzykrotnie niższa cena działki? Dziś wiadomo tylko, że wycenę nieruchomości przygotował syndyk. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2007-07-12
Autor: wa