Uparta prokuratura
Treść
Warszawska prokuratura apelacyjna ponownie wystąpiła o uchylenie immunitetu poselskiego Antoniemu Macierewiczowi.
Zbigniew Jaskulski, rzecznik prasowy stołecznej prokuratury apelacyjnej, poinformował, że prokuratura zamierza postawić posłowi zarzut przekroczenia uprawnień, ujawnienia informacji niejawnych oraz poświadczenia nieprawdy w oficjalnym dokumencie [czyli w raporcie w sprawie WSI - przyp. red.]. Chodzi o podanie nieprawdziwych danych o oficerach WSI. Prokuratura powołuje się tu na przepisy kodeksu postępowania karnego, które miał złamać Macierewicz.
Poprzedni wniosek PA o uchylenie posłowi immunitetu został odrzucony przez prokuratora generalnego i nie skierowano go do Sejmu. Dlatego w nowym wniosku dokonano pewnej kosmetyki - dodano mianowicie, iż Macierewicz powinien odpowiadać także za "pomocnictwo" w ujawnieniu informacji niejawnych. Prokuratura oparła się tu m.in. na doniesieniu Wiesława Kowalskiego, byłego oficera WSI, który złożył zawiadomienie przeciwko Macierewiczowi. Jego nazwisko w raporcie pojawia się aż osiem razy. Powodem wszczęcia postępowania były wątpliwości, czy Macierewicz jako przewodniczący Komisji Likwidacyjnej WSI był jednocześnie funkcjonariuszem publicznym. Warszawscy prokuratorzy przekonują, że tak. A tylko pod tym warunkiem można posłowi PiS uchylić immunitet. - To obrona obecnego układu i dowód na siłę lobby komunistycznego. Zawsze miałem świadomość, jak to lobby jest wpływowe - tak pierwszy wniosek prokuratury w sprawie uchylenia immunitetu komentował sam zainteresowany. Dodał przy tym, że działania prokuratury mogą być zemstą za prowadzenie śledztwa smoleńskiego przez sejmowy zespół, któremu przewodniczy.
Śledztwo dotyczące sporządzenia raportu z weryfikacji WSI toczy się od 4 lat i prokuratura ma z nim kłopoty. W jego toku przesłuchano wielu świadków, w tym oczywiście członków Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI. Tych prokuratura chce zwolnić z tajemnicy państwowej - tak jest m.in. w przypadku Piotra Bączka. Chodzi o uzyskanie informacji, do których członkowie komisji mieli dostęp podczas jej prac.
W sprawie dotyczącej podejrzenia popełnienia przestępstwa przez członków komisji weryfikacyjnej Piotr Bączek był przesłuchiwany trzykrotnie. W grudniu ubiegłego roku skierował on skargę do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta co do kwestii zwolnienia go z tajemnicy państwowej oraz formy przesłuchiwania w roli świadka przez prokuratora Krzysztofa Kucińskiego. Kuciński przedstawił mu zwolnienie z zachowania tajemnicy wydane przez Donalda Tuska. Ale zdaniem Bączka, premier nie jest organem właściwym do zwolnienia członków komisji weryfikacyjnej z zachowania tajemnicy państwowej, gdyż nigdy nie był przełożonym komisji. Jak relacjonuje Bączek, prokurator Kuciński podtrzymywał, że jest to jednak prerogatywa prezesa Rady Ministrów. Bączek powołuje się przy tym na publikacje prasowe, według których innym członkom komisji weryfikacyjnej prokurator Kuciński miał przedstawiać zwolnienie z zachowania tajemnicy państwowej wydane z kolei przez prezydenta Bronisława Komorowskiego. To świadczy o tym, że prokuratura apelacyjna zwraca się o zwolnienie z zachowania tajemnicy do danego organu na podstawie widzimisię prokuratora prowadzącego śledztwo. Bączek podkreśla przy tym, że mogło dojść do nadużyć w czasie przesłuchań świadków i wprowadzania ich w błąd odnośnie do przepisów prawnych. W odpowiedzi PA uznała argumentację Bączka za niezasadną. W ocenie prokuratury, podczas przesłuchań nie doszło do żadnego wywierania presji psychicznej, a jedynie do pouczenia "o konsekwencjach nieuzasadnionej odmowy zeznań", co należało do obowiązków prokuratora. Bączek ma też zastrzeżenia do formy przesłuchania. - Pan prokurator podnosił głos, niemal krzyczał, starał się stworzyć atmosferę zastraszenia. Zeznawałem jako świadek, a byłem traktowany jak podejrzany. Prokuratura zachowywała się, jakby realizowała jakieś wytyczne. Widać było, że chodzi o to, by koniecznie znaleźć jakieś zarzuty, które można wykorzystać przeciwko członkom komisji - opisuje to z kolei inny z członków komisji weryfikacyjnej mecenas Bartosz Kownacki. Jak zauważa, sprawa jest bardzo skomplikowana.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik Poniedziałek, 26 marca 2012, Nr 72 (4307)
Autor: au