Uczniowie muszą wiedzieć, że aborcja to zabójstwo
Treść
Z wicepremierem, ministrem edukacji Romanem Giertychem rozmawia Magdalena M. Stawarska Mimo że był Pan najbardziej oprotestowanym ministrem w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, to nadal stoi Pan na czele resortu edukacji i realizuje krok po kroku przygotowaną (założoną) przez siebie reformę oświaty. Aneks do umowy koalicyjnej został już podpisany, więc wszystko wskazuje na to, że będzie Pan nadal kierował Ministerstwem Edukacji Narodowej. Uważa Pan, że odniósł sukces jako minister? - Będę mógł twierdzić, że odczuwam sukces, gdy zmieni się polska szkoła. Wspólnie z koalicjantami postanowiliśmy, że chcemy rządzić po następnych wyborach. Nie ukrywam, że chciałbym, aby Liga Polskich Rodzin odpowiadała za edukację nie w perspektywie najbliższych dwóch lat, lecz siedmiu. Wtedy rzeczywiście będziemy mieli taką perspektywę czasową, aby doprowadzić do końca te zmiany, które rozpoczęliśmy. Co jest głównym celem w pracach ministerstwa edukacji? - Najważniejszym celem, jaki postawiłem sobie w pracach ministerstwa, jest przywrócenie elementarnego ładu w szkole. Musi to oznaczać postawienie obok nacisku na edukację również nacisku na wychowanie. Ten cel chcemy zrealizować poprzez zmiany w szkole, które mają charakter z jednej strony zmian ustawowych, a z drugiej - mentalnościowych. Te drugie są znacznie trudniejsze. Zatrzymajmy się najpierw przy tych pierwszych - jakie zmiany w prawie są potrzebne? - Jeżeli chodzi o zapisy ustawowe czy programy, to podzieliliśmy je na trzy części. Pierwsza już została uchwalona i podpisana przez pana prezydenta, obecnie jest w trakcie wdrażania. Mam tu na myśli zwłaszcza wzmocnienie pozycji nauczyciela poprzez podniesienie go do rangi funkcjonariusza publicznego, obowiązek noszenia jednolitych strojów, zakaz używania telefonów komórkowych i wprowadzenie monitoringu w szkołach, zabezpieczenie internetu przed treściami pornograficznymi oraz związanymi z przemocą. Drugi pakiet, który przedstawimy za kilka dni, to największy pakiet ustaw z rządowego programu "Zero tolerancji dla przemocy w szkole". Ten pakiet obejmuje takie elementy jak odpowiedzialność sprzedawcy bądź dostarczyciela alkoholu lub narkotyków za szkody wywołane przez małoletniego pod wpływem tych środków oraz godzina bezpieczeństwa, czyli możliwość wprowadzenia przez gminy czasu ograniczonej możliwości przebywania przez nieletnich w godzinach nocnych w określonych obszarach. Trzecim elementem są ośrodki wsparcia wychowawczego, czyli specjalne placówki, do których dyrektorzy szkół będą mogli wysyłać agresywnych uczniów na tydzień lub dwa po to, by ci młodzi ludzie mogli oduczyć się agresji. Do tego dochodzą zmiany w trybie funkcjonowania szkoły, a w szczególności zwiększenie uprawnień dyrektora. Pomysł specjalnych ośrodków spotkał się z bardzo dużą krytyką nie tylko samych uczniów, ale również nauczycieli, psychologów... Uważa Pan, że przyniesie to zamierzony efekt? - Proszę nie utożsamiać krytyki mediów liberalnych ze stanowiskiem nauczycieli czy rodziców. Jest to najbardziej radykalny rodzaj kary w ramach szkoły, ale jedyny skuteczny. Obecnie dyrektor w odniesieniu do ucznia objętego obowiązkiem szkolnym nie ma tak naprawdę żadnej sankcji. Dla niektórych kara nagany nie jest przecież czymś dolegliwym, a wyrzucając kogoś ze szkoły - i tak trzeba go przyjąć do innej. To powoduje całkowite poczucie bezkarności. Stąd też propozycja tych szkół. Ale oprócz kar będą też nagrody? - Oczywiście. Do tej ustawy dołączony jest także cały szereg programów, które mają charakter wspomagający, np. zajęcia pozalekcyjne. Taki program został już zrealizowany w tym roku i wydaliśmy na to 104 mln zł, a zapotrzebowanie szkół jest już wyższe niż środki, które przeznaczyliśmy na ten cel. Program ten okazał się dużym sukcesem. Kuratoria już rozdysponowały pieniądze na zajęcia pozalekcyjne, natomiast ze środków unijnych od września i października będziemy na to mieli 700 mln euro. Chcemy doprowadzić do tego, żeby szkoła była otwarta popołudniami czy też w soboty. Być może program zajęć pozalekcyjnych to najważniejszy element zawarty w programie "Zero tolerancji dla przemocy w szkole". Ale nie chodzi o to, żeby dzieci spędzały cały dzień w szkole? - Nie. Tu chodzi o to, by stworzyć im dodatkowe możliwości rozwoju. Pamiętam, że sam jako młody chłopak chodziłem na tzw. SKS. Uważam, że to jest dobra forma. Młodzież musi mieć możliwość spotkania się. Najlepiej, gdyby spotykała się w szkole na zajęciach sportowych czy innych kółkach zainteresowań. Jest to tym ważniejsze w sytuacji, gdy rodzice nie mogą zająć się dziećmi popołudniami. To oczywiście oferta dla chętnych, a nie obowiązek. Przyzna jednak pani, że taka oferta jest o wiele lepsza niż siedzenie na ławce i picie piwa. Co o tym pomyśle sądzą nauczyciele? - Oczywiście ze strony nauczycieli mamy pełne poparcie, tym bardziej że są to dla nich dodatkowe pieniądze. Również program pilotażowy zakończył się całkowitym sukcesem. A co ze wspomnianymi zmianami w sferze mentalności? - Nie ukrywam, że od zmian ustawowych ważniejsze są elementy zmian psychologicznych. Wyjaśnić to może odpowiedź na pytanie - dlaczego upieraliśmy się przy obowiązkowych strojach jednolitych? Nie tylko dlatego, że zależało nam na skończeniu z różnicowaniem między bogatymi i biednymi, nie tylko ze względów bezpieczeństwa. Ważny jest argument pewnej symboliki. Żeby ludzie uwierzyli w jakąś zmianę, muszą ją zobaczyć. Strój jednolity, mundurek w szkole to będzie symbol tych zmian, które w szkołach wprowadzamy. Nie zapominajmy o tym, że w tym gabinecie przez wiele lat starano się wykształcić model bezstresowego wychowania, co oznaczało podejście do młodego człowieka bez wymagań - tzn. szkoła wymaga tylko i wyłącznie wyników w nauce, natomiast nie wymaga formowania charakteru młodego człowieka. Jest to przyczyną rozpasania, wzrostu agresji, spadku poziomu nauczania, totalnego rozwydrzenia, które obserwujemy nie tylko w szkole, ale i na ulicach. Chcemy odejść od tej filozofii i za to jesteśmy wściekle atakowani. Jeżeli przebudujemy szkołę w duchu pewnych wymagań wobec młodych ludzi, to za 20 lat będziemy mieli przebudowane społeczeństwo. To jest prosty mechanizm. Sądzi Pan, że to się uda? - Tak. Wiążą się z tym wszystkie elementy przeprowadzanych przez MEN działań. Jeżeli zmieniamy lektury, to właśnie po to, żeby zniknęły książki, które nie pokazują pozytywnego podejścia do wychowania. Promujemy natomiast książki, które pomagają kształtować charaktery. Takie wartości, jak: obowiązkowość, uczciwość, prawdomówność, rzetelność, pracowitość, patriotyzm, roztropność itd., powinny być wpajane młodym pokoleniom. Jeżeli lektury, nauczyciele, ośrodki doskonalenia nauczycieli, ministerstwa, media będą promowały określoną postawę, to się to uda. Może nie będzie to sukces w 100 proc., ale złamiemy ten trend, którym idą społeczeństwa Holandii, Belgii, Francji itp. Chodzi o odejście od totalnej zapaści moralnej i ideowej. Społeczeństwa zachodniej Europy popadły w wielki kryzys moralny i duchowy właśnie z powodu załamania się systemu edukacji. Przyjęte po roku 1968 modele doprowadziły do totalnego rozluźnienia starych, sprawdzonych wzorców wychowania. Dzisiejsza sytuacja to prosty skutek rewolucji z 1968 roku. Polska ma szanse poprzez zmiany w edukacji złamać trend dalszej liberalizacji i zbudować społeczeństwo zdolne do wielkich wyzwań. Pamiętajmy, że w latach 20. i 30. poprzedniego stulecia taka była polska szkoła. Wychowała pokolenie, które nie ugięło się przed niczym i zdało egzamin w czasie II wojny światowej oraz ostatecznie pokonało komunizm. Jan Paweł II to wychowanek polskich szkół z lat XX-lecia. Największym problemem w tej pracy jest kadra, która przyzwyczaiła się do innego podejścia, ale to też stopniowo będziemy zmieniać. Będą jakieś specjalne kursy dla nauczycieli? - Nie, ale pewien duch panujący na pewno ulegnie zmianie. Chcemy też, by kuratoria oddziaływały pozytywnie, a to nie zawsze się udaje. Chcemy także, żeby rodzice się angażowali, żeby mieli większy wpływ na to, co się dzieje w szkole. Stąd na przykład ustawowy zapis o wzmocnieniu roli rady rodziców. Decyzje w sprawie mundurków podejmowały właśnie rady rodziców. My tylko zebraliśmy oferty różnych firm, ale to rodzice ostatecznie podejmują decyzję, bo to oni są odpowiedzialni za swoje dzieci. Zasadniczo w tej linii należy widzieć wszystkie moje działania. Panie Ministrze, czy już ostatecznie wykrystalizował się kanon lektur szkolnych? - Dziś podpiszę kanon lektur. Będzie on z tymi wszystkimi zmianami, które do tej pory były przedstawiane. Największe zmiany, o których nawet nie pisała "Gazeta Wyborcza", dotyczą lektur dziecięcych. To bardzo ważny element, gdyż te książki budują świat młodego człowieka. Idąc dalej, zaznaczam, że na pewno nie będzie Gombrowicza. Jeżeli chodzi o pozycje Franza Kafki, to jednak do końca bym ich nie likwidował, choć z niektórymi jego poglądami mogę się nie zgadzać. Na pewno jednak zostanie "Lord Jim". Oczywiście uczniowie będą mieli obowiązek zapoznać się z pozycją "Pamięć i tożsamość" Karola Wojtyły. A także z "Opowieściami z Narnii" i "Listami starego diabła do młodego" C.S. Lewisa. A co z twórczością Jana Dobraczyńskiego? - Na liście lektur znajdą się "Listy Nikodema". Ta pozycja miała ponad dwadzieścia wydań we wszystkich najważniejszych językach świata. Ma ona charakter nie bardziej katolicki niż "Quo vadis". Zatem jeśli ze względu na poruszoną tematykę nie wyrzucamy noblisty z kanonu lektur, to dlaczego mielibyśmy odrzucić Dobraczyńskiego? A argument, że jego życie było, jakie było... Podchodząc w ten sposób powinniśmy wyrzucić Brzechwę, Tuwima czy Szymborską, gdyż oni znacznie gorsze rzeczy robili i pisali. Z takiego powodu nie możemy wyrzucać książek. W tym aspekcie nie będę się przejmował żadną krytyką. Zasadniczo te wszystkie ataki mało mnie obchodzą. Niech sobie pan Michnik mówi, co chce. Jak mu się nie podoba to, co robimy, to niech w następnych wyborach nie głosuje na LPR. Czy oprócz języka polskiego możemy spodziewać się zmian w programach nauczania innych przedmiotów, na przykład w historii czy biologii? - Jeżeli chodzi o historię, to oczywiście, że tak, bo historia musi być uaktualniana. Zastanawiamy się nawet nad wprowadzeniem dodatkowej godziny historii. Zapewne zostanie podjęta praca nad podstawami programowymi. Już nawet rozmawiałem z panem prezydentem Lechem Kaczyńskim, żeby objął patronat nad przygotowaniem nowych podręczników do historii i języka polskiego. Wiem, że znowu w tej sprawie będzie wielki krzyk, ale cóż, niektóre podręczniki są naprawdę tragiczne, np. gdy porównuje się chrzest Polski do wejścia Polski do UE. Kilka miesięcy temu powołał Pan Hannę Wujkowską, doradcę ds. rodziny w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza, na swego doradcę ds. promocji życia w szkołach. Czy oznacza to zmiany w nauczaniu biologii, czy może wiąże się z wprowadzeniem zupełnie nowego przedmiotu? - Zadaniem mojego doradcy w tym zakresie jest przygotowanie nowych podstaw programowych w odniesieniu do przygotowania do życia w rodzinie i do biologii. Na biologii wszyscy powinny się uczyć m.in. o ochronie życia człowieka. Uważam, że każde dziecko powinno się dowiedzieć, że aborcja to zabójstwo. Młodzież powinna się szczegółowo dowiedzieć, na czym polega zabijanie dzieci nienarodzonych. Należy to odczytywać w kwestii pozytywnego podejścia do problemu zabijania dzieci nienarodzonych - w tym znaczeniu, że nie jest to wola podejmowania działań ustawodawczych w tym zakresie, co oczywiście popieram, ale przede wszystkim jest to kwestia wychowania pokolenia. Jestem przekonany, że gdy młoda dziewczyna dowie się, na czym rzeczywiście polega uśmiercenie dziecka przed narodzeniem, to nigdy nie będzie chciała mieć z tym nic wspólnego. To jest najważniejsze zadanie dla pani Hanny Wujkowskiej. Te zmiany wprowadzimy już w przyszłym roku. Zmienimy podstawy programowe biologii w tym zakresie. Nie musi to być ustawa, wystarczy rozporządzenie. Czy w związku z tym do szkół zostanie wprowadzony nowy przedmiot? - Zdaniem pani Wujkowskiej, należy po prostu zmienić nazwę PDŻ, żeby dać nowe podstawy. Zmiany w tej kwestii powinny wejść we wrześniu 2008 roku. Rozporządzenie można wydać w miesiąc, potem należy zmienić podstawę programową. Za rok powinno to już być podpisane i wejść w życie. Te zmiany nie będą potrzebowały zwiększania wymiaru godzin. Trzeba w podstawie programowej napisać w jednej sekwencji dotyczącej życia człowieka o tragicznych praktykach i konsekwencjach aborcji. Następnie trzeba do tego dostosować podręczniki, by można było z tego odpytywać na maturze czy na innych egzaminach. Wiadomo, że zanim zmienimy podręczniki minie trochę czasu, ale podstawy znacznie łatwiej zmienić. Wliczanie ocen z religii do średniej jest już przesądzone? - Za kilka dni, jeszcze w tym tygodniu, podpiszę rozporządzenie dotyczące religii. Chodzi w nim właśnie o to, by do średniej była wliczana ocena z religii. Mam świadomość, że jest to ostro krytykowane przez Związek Nauczycielstwa Polskiego i SLD, ale wiele argumentów przemawia za taką decyzją. Przede wszystkim chodzi o to, aby religia nie była lekceważona jako przedmiot, żeby nie służyła jako czas do odpisywania zadań domowych z innych przedmiotów. Wiadomo, że nikt nie jest przymuszany, żeby uczęszczać na religię i panuje tu dobrowolność, ale jeżeli ktoś się deklaruje, to niech to traktuje poważnie. Czy we wszystkich szkołach uda się wprowadzić mundurki od 1 września? - Przy 23 tysiącach szkół nie jest dla mnie najważniejszym czy od 1 września we wszystkich szkołach będą mundurki. To, czy uczniowie będą mieli mundurki 1 września czy 1 listopada, nie czyni aż tak wielkiej różnicy. Ważne, żeby rodzice dobrze wybrali, żeby było kolorowo i żeby byli zadowoleni. Jednak na jesieni już wszystkie szkoły powinny mieć mundurki, bo taki jest obowiązek. Zresztą większość szkół już dokonała wyboru, a mundurki szyje się teraz na potęgę. Ponadto do ministerstwa przychodzi wiele listów z podziękowaniem od firm włókienniczych, gdyż nagle cały przemysł włókienniczy, który do tej pory sprowadzał rzeczy z Chin, mógł przejąć inicjatywę. Ponieważ stroje jednolite to bardzo krótkie serie, to nie da się tego sprowadzić. Dzięki temu cały przemysł włókienniczy, w tym drobne i średnie firmy, małe fabryczki tkanin itd. zaczęły kwitnąć. W sumie daje to 14 milionów ubrań uszytych w Polsce, a nie w Chinach. Mało kto zwrócił uwagę na ten aspekt, ale to jest jeden z istotnych elementów gospodarczych. Nie ukrywam, że chciałbym też, by mundurki były wprowadzane do szkoły średniej. Zachęcam do tego, by dyrektorzy je wprowadzali, co nie jest takie proste. Ale od pierwszej klasy liceum będzie można stopniowo spróbować i będziemy delikatnie naciskać na dyrektorów, aby to robili. Planujemy i zachęcamy, by udało się to wprowadzić np. od 2009 r. od pierwszej klasy liceum. Milion uczniów miałoby mieć sfinansowane mundurki przez MEN, a blisko 700 tys. dzieci i młodzieży otrzymałoby pomoc materialną na zakup podręczników. - Jestem z tego bardzo zadowolony. Jeżeli chodzi o mundurki, to jest to pierwsza pomoc państwa dla rodziców w ubieraniu dzieci w ogóle w historii. Często stosuje się argument, że mundurki kosztują, ale proszę zwrócić uwagę, iż państwo dotychczas nie pomagało rodzicom w ubieraniu dzieci do szkoły. Szczególnie jeżeli chodzi o ubieranie dziewczynek, jest ono znacznie bardziej kosztowne niż zakup mundurka. Wiem to z własnego doświadczenia, bo sam mam córkę, która chodzi w mundurku. Cieszy mnie również to, że w ramach operacji "Tani podręcznik" będziemy mogli wspomóc około 700 tys. uczniów. Tyle udało nam się uzyskać. Dzięki wprowadzonej przez Pana tzw. amnestii maturalnej 90 proc. tegorocznych maturzystów ma już w ręku świadectwo dojrzałości... - Tak, to prawda, 90 proc. maturzystów zdało, gdyż w tym roku był wentyl. Dzięki temu 55 tys. młodych ludzi zdało w tym roku maturę. Inaczej mielibyśmy do czynienia z sytuacją, że jednej czwartej zdających nie udałoby się tego osiągnąć. Cieszę się również, że w tym roku udało nam się znacznie wcześniej podać wyniki matur, co ma kluczowe znaczenie, jeżeli chodzi o rekrutację na studia wyższe. Uczelnie już nam za to podziękowały. Będzie obiecana podwyżka dla nauczycieli? - W tym momencie mamy obniżenie klina, które skutkuje tym, że od pierwszego stycznia podwyżka dla wszystkich nauczycieli wyniesie ok. 10 czy 11 procent. A ile uda mi się wywalczyć z budżetu, to tego nie wiem. W trakcie rozmów o podwyżkach płacowych dla nauczycieli udało się Panu usiąść wspólnie przy jednym stole wraz z oświatową "Solidarnością" i Związkiem Nauczycielstwa Polskiego... - Uważam, że dobrze zrobiłem, udając się do ZNP i potem zapraszając przedstawicieli tej organizacji do MEN. Doprowadziło to m.in. do tego, że cały strajk kompletnie im nie wypalił. Była to totalna klapa i nauczycielom nie udało się wytworzyć takiej sytuacji, jaką mamy przy strajku pielęgniarek, czyli rozkręcenia środowiska antyrządowego, protestującego itd. A od czasu, kiedy przygotowaliśmy specjalną salkę dla protestujących, nie było żadnej manifestacji przed MEN. Tamto spotkanie zaowocowało nie tylko zaniechaniem strajku, lecz także utworzeniem trzech specjalnych zespołów działających w MEN i wspierających pracę ministra. Jednym z nich jest zespół ds. struktury szkolnictwa. Jakie jest jego zadanie? - Zespół ten pracuje m.in. nad pomysłem powrotu do czteroletniego liceum i rozpoczynaniem nauki w pierwszej klasie o rok wcześniej. Jest to propozycja, którą bardzo poważnie rozważam. Oznaczałoby to, że dzieci miałyby rozpoczynać naukę w wieku 6 lat i od szóstego roku życia pierwsza klasa byłaby obowiązkowa, a zerówka byłaby od 5. roku życia, ale nieobowiązkowa. Propozycja takiej zmiany wynika z tego, że liceum jest obecnie za krótkie, o czym świadczy chociażby fakt, iż nauczyciele nie zdążają przekazać obowiązkowej wiedzy np. z historii, biologii czy matematyki. Szykowane są też zmiany w szkolnictwie zawodowym... - Na tym polu jest jeszcze dużo do zrobienia. Często mamy do czynienia z taką sytuacją, że ktoś nawet ma maturę, ale wyjeżdża np. do Irlandii i tam pracuje np. jako kelner. Gdyby ten sam człowiek cztery lata temu poszedł do szkoły zawodowej i nauczył się np. kłaść płytki, to dziś miałby trzy razy taką pensję, jaką ma w Irlandii - w Polsce, bo po prostu brakuje specjalistów. To jest jedno z zadań strukturalnych - wzmocnienie szkolnictwa zawodowego. Jednym z pomysłów, żeby to zrobić, jest wprowadzenie limitu punktów na szkołę z maturą. Jeśli ktoś byłby poniżej limitu, musiałby iść do szkoły zawodowej. Nie wiem, czy takiej decyzji w końcu nie podejmę. Rozpoczęły się już wakacje. Jak zatem ocenia Pan pomysł Wandy Nowickiej z Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, która domaga się od ministra edukacji, aby nastolatki na koloniach miały do dyspozycji antykoncepcję "po stosunku". Federacja domaga się również, by na każdym obozie była odpowiednio przeszkolona osoba odpowiedzialna za edukację seksualną nastolatków. - Pojawienie się tego typu "edukatorów" będziemy natychmiast zgłaszać na policję. Jeżeli dotrze do mnie informacja, że jakieś osoby od pani Wandy Nowickiej kręcą się wokół obozów i dzieci, to będziemy reagować jak na każdą inną osobę, która w jakiś sposób przekracza prawo i zagraża dzieciom. W czasie wakacji wzrasta też zagrożenie sektami. Na ich agitację najbardziej są narażone dzieci i młodzież. - Kwestia ochrony dzieci przed sektami jest jednym z bardzo ważnych elementów i w tym zakresie będziemy współpracować z policją. W tym celu planujemy uruchomienie specjalnego telefonu. Będzie on służył przekazywaniu wszelkich informacji dotyczących tego, że gdzieś grasuje jakaś sekta czy pojawia się inne niebezpieczeństwo. Wiadomo, że na takie sprawy trzeba reagować bardzo szybko i zdecydowanie, zatem na pewno będziemy czuwać nad tym nieustannie. Podejmiemy w tej sprawie inicjatywę. Rozmawiałem już na ten temat z panem ministrem Januszem Kaczmarkiem. Zespół już został powołany i przygotowuje pewne działania nie tylko co do sekt, ale również w aspekcie bezpieczeństwa dzieci. Szkoła Pana marzeń to... - Taka szkoła, która w sposób umiejętny potrafi nauczyć ludzi wymagać od siebie, żeby czerpali radość z tego, że podnoszą swój poziom. Chciałbym widzieć polską młodzież i polskie dzieci zadowolone z życia, dlatego że walczą o cnoty. To jest klucz. Jeżeli człowiek pracuje nad sobą, jeżeli stara się być lepszy w konkretnych sprawach i jeśli pomaga mu w tym literatura, nauczyciele, podstawa programowa i media - taki człowiek pnie się w górę. Tak wychowano pokolenie Kolumbów. Trzeba walczyć o takie cnoty, jak: prawdomówność, czystość, odpowiedzialność, pracowitość, uczciwość, rzetelność, odwaga, męstwo, patriotyzm. Potrzebna jest do tego formacja całego pokolenia. Moją idealną szkołą nie jest żadna konkretna szkoła, ale właśnie formacja całego pokolenia w duchu podstawowych kanonów klasycznego wychowania, żeby młodzi ludzie "sięgali do gwiazd", czyli szli w górę. Jest to możliwe, ale to gigantyczne zadanie, nie tylko na tę kadencję. Jest to zadanie, które jeżeli się uda, to zmieni Polskę bardziej niż najgłębsze ustawy, najbardziej wyrafinowane plany polityczne i najwyższe numerki w III, IV czy V RP! Bo Polska tak jak każdy inny kraj zmienia się poprzez człowieka. I to jest też odpowiedź, dlaczego ten gmach, moja osoba i każdy najdrobniejszy element są tak mocno atakowane. Ci, którzy mają totalnie odwrotną wizję człowieka, zgrzytają zębami, dlatego że sprawy idą w dokładnie odwrotnym kierunku niż zaplanowali. I jeżeli dziś Pani Redaktor nie przeczytała nic przeciwko mnie w "Gazecie Wyborczej", to znaczy, że zmarnowałem wczoraj dzień... Dlatego mimo tych wszystkich ataków jestem bardzo zadowolony. Realizuję to, co było moim marzeniem od dzieciństwa. Jestem przekonany, że za parę lat to wszystko rzeczywiście się zmieni i może wtedy będziemy żyli w lepszej Polsce. A polska szkoła powinna wychowywać kolejne pokolenia Kolumbów nie po to, żeby ginęli za Polskę, ale po to, by dla niej pracowali i aby zmienili również Europę, która dramatycznie tego potrzebuje. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2007-07-02
Autor: wa