Uchodźcy jak drewniane bączki
Treść
Łukasz Sianożęcki
W internecie ruszyła akcja mająca skłonić Radosława Sikorskiego do wzięcia odpowiedzialności za uchodźców z Nigerii i Erytrei, których w ramach prywatnej decyzji minister zabrał z Afryki. Nie wziął on pod uwagę, że pięknie wyglądający przed kamerami telewizyjnymi gest wiąże się z ogromną odpowiedzialnością.
"Rodziny z Nigerii i Erytrei, decyzją Ministra Radosława Sikorskiego zabrane w czerwcu zeszłego roku do Polski z obozu dla uchodźców w Tunisie, znajdują się w alarmującej sytuacji. Przez ostatnie miesiące ludzie ci przebywali w ośrodku dla uchodźców w Dębaku. Obecnie otrzymali oficjalny status uchodźcy, co obliguje ich do opuszczenia ośrodka i aplikowania o wsparcie w ramach programu integracyjnego" - czytamy w e-mailu rozpowszechnianym w sieci. W grupie osób, która przyleciała specjalnym samolotem, znajdowały się dwie rodziny z Erytrei, rodzina nigeryjska z jednym dzieckiem oraz jedna samotna matka w ciąży. Jej córka przyszła na świat już w Polsce, w grudniu minionego roku. Uchodźcom obiecano dobre warunki i opiekę, przyjechali więc do kompletnie nieznanego kraju, zamiast czekać na obiecany transport do Norwegii, którym kilka tygodni później wyjechali ich krewni i przyjaciele. "Obecnie czują się słusznie rozczarowani i przygnębieni, przeraża ich perspektywa życia na własną rękę, poszukiwania pracy. Język polski znają bardzo słabo, nie bardzo mieli się jak go uczyć, będąc odizolowani w lesie pod Nadarzynem" - podkreślają.
Uchodźcy "ministra Sikorskiego" od czterech lat byli zmuszani do ciągłej ucieczki przed prześladowaniami religijnymi. Jako chrześcijanie musieli opuścić najpierw własną ojczyznę, potem Libię. Trafili do obozu w Tunisie, gdzie również spotykały ich różne szykany. "Skuszeni wizją europejskiego raju przyjechali do Polski, by trafić najpierw do ośrodka w Dębaku, a teraz de facto na bruk lub do schroniska dla bezdomnych" - piszą internauci. Ich egzystencja jest znośna tylko dzięki pomocy osób postronnych. Życzliwi ludzie podarowali rodzinom ciepłą odzież i buty, zorganizowali wigilię w prywatnym domu. Ale uchodźcom potrzebne jest wsparcie bardziej kompleksowe, zwłaszcza w znalezieniu pracy. W tej chwili znalazło się mieszkanie dla Nigeryjczyków - na wieść o ich losie jedna z warszawskich rodzin zgodziła się wynająć lokum za symboliczną opłatę. Nadal nie wiadomo, co stanie się z Erytrejczykami. Ich sytuacja jest szczególnie trudna, bo poza nimi w Polsce jest tylko jedna osoba pochodząca z Erytrei. Poczucie izolacji jest w tym wypadku szczególnie dotkliwe. MSZ odpiera zarzuty, utrzymując, że uchodźcy uczą się języka polskiego, otrzymali odzież, mają też zapewnioną pomoc w poszukiwaniu mieszkań. Po opuszczeniu ośrodka mają zostać objęci trwającą 12 miesięcy procedurą integracyjną.
W liście do ministra Sikorskiego internauci piszą jednak, że ich sytuacja jest bardzo trudna. "Na początku lutego muszą opuścić ośrodek dla uchodźców w Dębaku, ponieważ otrzymali status uchodźcy, a w związku z tym prawo legalnego pobytu i pracy w Polsce. Pieniądze, które otrzymają w ramach programu integracyjnego, nie wystarczą na wynajęcie mieszkania i zaspokojenie podstawowych potrzeb, a szukanie pracy w zupełnie nowym otoczeniu, bez dobrej znajomości języka, jest sprawą bardzo trudną" - piszą do Sikorskiego. "Jak Pan Minister może wie, bliscy i przyjaciele przywiezionych przez Pana rodzin kilka tygodni później polecieli do Norwegii. Należy z dużym prawdopodobieństwem przypuszczać, że trafiłyby tam również osoby obecnie przebywające w Dębaku. Nie chcielibyśmy, aby teraz musieli gorzko żałować, iż wskutek decyzji Pana Ministra zostali porzuceni na pastwę losu i poniekąd uwięzieni w Polsce (nie mogą już przecież prosić o pozwolenie na stały pobyt w innym kraju), kiedy zamiast tego mogli otrzymać wszechstronne wsparcie rządu norweskiego" - dodają internauci.
Nasz Dziennik Środa, 25 stycznia 2012, Nr 20 (4255)
Autor: au