[TYLKO U NAS] Prof. M. Ryba o kontrowersjach podczas szczytu UE: Tylko ktoś naiwny może twierdzić, że tu chodzi o jakąś praworządność
Treść
Tylko ktoś naiwny może twierdzić, że tu chodzi o jakąś praworządność. Niech ktoś ją najpierw zdefiniuje. Absurd goni absurd – mówił w „Aktualnościach dnia” prof. Mieczysław Ryba, wykładowca KUL i WSKSiM.
Cześć państw Unii Europejskiej podczas szczytu w Brukseli forsuje pomysł, by przyznawanie funduszy państwom członkowskim było uzależnione od praworządności. Jak zwrócił uwagę prof. Mieczysław Ryba, termin ten jest wyjątkowo niejasny.
– Nasuwa się pytanie o definicję tej praworządności, co ona miałaby oznaczać. Z naszych doświadczeń doskonale wiemy, że praworządność to jest to, co uważa Bruksela, co uważa Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, co uważa Komisja Europejska, w istocie – co uważają Niemcy. Krótko mówiąc, jeśli Niemcom nie podoba się stabilna, silna władza w Polsce, to oskarżają nas o brak praworządności, co z kolei redukuje naszą suwerenność i niepodległość – mówił wykładowca KUL i WSKSiM.
Prof. Mieczysław Ryba zauważył, że ten stan rzeczy doprowadził do chaosu wewnętrznego w Polsce. Totalna opozycja ma wsparcie UE przede wszystkim w krytyce reformy sądownictwa, wzorowanej na systemie niemieckim. Jak wskazał ekspert, to, co jest normalne na Zachodzie, w Polsce – zdaniem instytucji unijnych – jest nie do przyjęcia.
– Tę praworządność zdefiniowano na tyle szeroko, że w zasadzie każdy wie, o co chodzi – o pacyfikowanie podmiotowych aspiracji państw środkowoeuropejskich. (…) Państwa, które wymykają się spod hegemonii Niemiec czy spod hegemonii Brukseli są oskarżane o brak praworządności – stwierdził politolog.
Jak podkreślił wykładowca KUL i WSKSiM, ugodowe podejście Polski nie wchodzi w tej kwestii w grę.
– Przekonaliśmy się, jak złą praktyką jest wyprzedawanie suwerenności za jakieś srebrniki czy inną walutę. To później się mści. To nie jest tak, że te pieniądze dadzą nam wtedy rozwój – zaznaczył historyk.
Prof. Mieczysław Ryba zwrócił także uwagę na relatywizm w szafowaniu wyroków dot. praworządności. W Unii Europejskiej wyraźny jest podział na „równych i równiejszych”. Uwidoczniła to sytuacja z wprowadzeniem nowego prawa dot. pracowników delegowanych.
– Kiedy przyszły kwestie pracowników delegowanych to Unia nie miała żadnych skrupułów, żeby łamać wszelkie zasady konkurencyjności, czyli łamała praworządność europejską i nikt nikogo za to nie karał. Natomiast Polska będzie karana za wynik wyborów. To już się działo, już komisarz Jourová chciała się przyglądać majowym wyborom – zauważył.
Prof. Mieczysław Ryba podkreślił, że owa „praworządność” to tylko swego rodzaju wytrych, a brak jakiejkolwiek jej definicji działa na korzyść władz UE i na niekorzyść Polski. Szczególnie niedorzeczny jest brak wytypowania konkretnego organu, który miałby tę sprawę badać i oceniać.
– Tylko ktoś naiwny może twierdzić, że tu chodzi o jakąś praworządność. Niech ktoś ją najpierw zdefiniuje. Czy praworządnością jest to, co mówi Komisja Europejska, Frans Timmermans lub Juncker, który w katedrze w Trewirze wychwalał Karola Marksa pod niebiosa? Absurd goni absurd –stwierdził wykładowca KUL i WSKSiM.
Całą rozmowę z prof. Mieczysławem Rybą z „Aktualności dnia” można odsłuchać [tutaj].
radiomaryja.pl
Żródło: radiomaryja.pl, 20
Autor: mj
Tagi: praworządność prof. dr hab. Mieczysław Ryba Unia Europejska