Twardy dowód nieudolności
Treść
Komunikat, który w tym tygodniu opublikowało na swoim portalu Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, jednoznacznie stwierdza, że rząd Donalda Tuska rezygnuje z wprowadzenia w Polsce dowodów biometrycznych. Decyzja ta spycha nasz kraj na margines cywilizacji elektronicznej i jest jeszcze jednym dowodem na to, że nasze państwo nie jest zdolne do realizacji zadań, gdy trzeba podejmować decyzje nie w imię interesów prywatnych firm, tylko w interesie dobra publicznego.
Jest rzeczą oczywistą - a piszę te nieprzyjemne słowa jako inicjator i organizator wprowadzenia dowodów biometrycznych w Polsce - że odpowiedzialność polityczną za tę katastrofę cywilizacyjną ponosi w pierwszym rzędzie były wicepremier i minister spraw wewnętrznych Grzegorz Schetyna. To on i jego podwładni podjęli już w grudniu 2007 r. decyzję o likwidacji projektu PESEL2, który stanowił bazę metodologiczną wprowadzenia dowodów biometrycznych (nazwanych dowodami elektronicznymi). Była to decyzja podyktowana interesami firm prywatnych, które w założeniach projektu PESEL2 widziały zagrożenie dla swoich monopolistycznych interesów. Ta decyzja doprowadziła w efekcie do ogromnego bałaganu legislacyjnego i organizacyjnego, a w konsekwencji do rezygnacji przez aktualne kierownictwo MSW z wprowadzenia w Polsce dowodów biometrycznych.
Wicepremier Schetyna i jego podwładni podjęli taką decyzję, ponieważ rząd Jarosława Kaczyńskiego - rzecz niespotykana w historii III Rzeczypospolitej - nie rozpisał jednego wielkiego przetargu na realizację PESEL2, tylko podzielił ten projekt na kilka modułów, tak aby nie doszło do sytuacji znanej wszystkim z informatyzacji ZUS - gdzie jedna jedyna firma prywatna (co jest aberracją) decydowała w gruncie rzeczy o reformie ubezpieczeń w Polsce. Obowiązkiem każdego państwa w Unii Europejskiej jest walka z wszelkimi monopolami. To jest kamień węgielny współczesnej cywilizacji. Metoda antymonopolistyczna rządu Kaczyńskiego została zanegowana już w pierwszych dniach rządów PO w 2007 roku. Firmy prywatne bardzo się ucieszyły. Dzisiaj żałują, bo same nie zarobiły ani grosza, Polska straciła kilka miliardów złotych na rozbudowę nowych systemów biometrycznych, a państwo się skompromitowało w oczach europejskich technokratów. Wszyscy stracili, nikt nic nie zyskał.
Jedynym efektem projektu jest skrajna korupcja w departamentach odpowiedzialnych za realizację projektu "dowody biometryczne". Dodam, że aby uzyskać pieniądze na ten projekt z UE, Polska musiała dokończyć wymianę starych (zielone książeczki) dowodów osobistych na nowe, co trwało od 2001 roku. To ogromne zadanie zostało w 2007 r. wykonane przez administrację rządową i samorządową.
Rzecznik prasowy MSW stwierdziła, że zrezygnowano z wprowadzenia dowodów biometrycznych, ponieważ integracja rejestrów państwowych jest niedostateczna. To oczywiste, integrację rejestrów miał gwarantować projekt PESEL2, jeżeli z niego zrezygnowano - najprawdopodobniej na żądanie firm informatycznych - to każdy informatyk wiedział już w 2008 r., że dowody biometryczne nie zostaną wprowadzone. Pytanie, jakie należy postawić, brzmi: oprócz strat cywilizacyjnych (np. opóźnienie wprowadzenia powszechnego podpisu elektronicznego), strat organizacyjnych (dalszy proces dezintegracji informacyjnej państwa), ile pieniędzy utraciło polskie społeczeństwo, polski rynek informatyczny? Otóż straty są niewymierne, lecz zastopowanie tego projektu zatrzyma nie tylko strumień pieniędzy unijnych, ale także inwestycję w biometrię wielkich przedsiębiorstw, banków, ubezpieczeń itd.
Rzecz jasna, rezygnacja z wprowadzenia dowodu biometrycznego utrudni lub wręcz uniemożliwi jakąkolwiek racjonalną informatyzacje służby zdrowia, ponieważ dowód biometryczny miał zawierać także dane niezbędne dla ZUS. Ile dodatkowych pieniędzy z budżetu będzie teraz musiało wydać państwo, by próbować zintegrować różne bazy danych (rejestry) - tego się nie dowiemy nigdy. Dlatego, moim zdaniem, najracjonalniejszym wyjściem z tego pata byłaby próba integracji rejestrów państwowych w ramach projektu PESEL2, który powinno się rozpocząć na nowo. Najpierw buduje się fundamenty, a potem dach. A nie na odwrót.
Autor jest z zawodu informatykiem, w latach 2005-2007 pełnił funkcję wiceministra spraw wewnętrznych i administracji w rządzie PiS.
Piotr Piętak
Nasz Dziennik Piątek, 20 kwietnia 2012, Nr 93 (4328)
Autor: au