Tuska festiwal hipokryzji
Treść
Platforma Obywatelska zapowiedziała, że będzie chciała jak najszybciej wprowadzić projekt Lewicy ograniczenia finansowania partii z budżetu państwa i jeszcze jutro uchwalić ustawę w tej sprawie. Pozostałe ugrupowania obroniły się wczoraj, odrzucając zgodnie projekt PO o całkowitym zawieszeniu dotacji dla partii politycznych. Argument do likwidacji dotacji, zwłaszcza wiedząc, że projekt nie przejdzie, Platforma miała dobry: pomysł się spodoba wyborcom, którzy widząc ciągle awanturujących się polityków, nie chcą ich dalej finansować. Ale swoje wiedziała także opozycja: Platforma Obywatelska chce pozbawić pozostałe partie pieniędzy na kampanię wyborczą, sama zaś niewiele straci. A jak pokazują ostatnie wydarzenia, PO jako partia rządząca potrafi wyżywić się sama, i to również na budżetowych pieniądzach.
Choć projekt Platformy Obywatelskiej o wstrzymaniu do końca grudnia 2010 roku finansowania partii politycznych z budżetu państwa przepadł w Sejmie w pierwszym czytaniu, to kierownictwo PO zamierza teraz poprzeć projekt Lewicy o ograniczeniu dotacji dla partii. Projekt zakłada, że najbardziej po kieszeni dostaną największe partie - obcięcie około połowy dotacji, a w mniejszym stopniu o blisko 10 proc., ograniczone będą pieniądze dla mniejszych ugrupowań. Wiceprzewodniczący PO Waldy Dzikowski już zapowiedział, że jeszcze w tym tygodniu ten projekt mógłby przejść przez Sejm, tak aby w przyszłym mógł zająć się nim Senat. Dzikowski zapowiedział, że dla przyspieszenia procedury uchwalania ustawy poprawki o jeszcze większym ograniczeniu dotacji Platforma zgłosi do projektu dopiero w Senacie. Projektu w takim kształcie nie poprze raczej Prawo i Sprawiedliwość. - Chodzi o to, żeby uderzyć w jedyną rzeczywistą opozycję. Oczywiście o 15 procent możemy obniżyć nasze dotacje, ale odebranie połowy oznacza np. niemożność przeprowadzenia kampanii prezydenckiej w pełnej skali, i o to tutaj chodzi. To jest, jak sądzę, dla każdego oczywiste. I dziwię się, że media o tym nie piszą - powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Misiak, Misiak!
Projekt o czasowym całkowitym wstrzymaniu dotacji wywołał w Sejmie ostrą dyskusję, a poparła go tylko Platforma. Przeciwko opowiedzieli się zarówno posłowie rządowego koalicjanta PO - Polskiego Stronnictwa Ludowego, jak i Lewicy oraz Prawa i Sprawiedliwości. O tym, że projekt miał dla Platformy wielką wagę propagandową, świadczy obecność na sali sejmowej premiera Donalda Tuska, który zabrał głos, wiedząc, że projekt i tak zostanie odrzucony, gdyż nie jest uzgodniony nawet z koalicjantem. - Zawsze wtedy, kiedy rozmawiamy o milionach złotych, które partie polityczne biorą z kieszeni podatnika, jakiś histeryczny krzyk rodzi się w ławach PiS. Bardziej zawstydzających spektakli niż ta rozpaczliwa obrona milionów złotych wyciąganych z kieszeni podatnika ta sala nie widziała - mówił w Sejmie premier Tusk. Według szefa rządu, protesty partii przeciw zawieszeniu finansowania z budżetu to "rozpaczliwa próba obrony stanu posiadania". - Traci ta partia polityczna, która broni tego systemu wyciągania pieniędzy od podatnika, moralne prawo do zabierania głosu w sprawie oszczędzania w dobie kryzysu - dodał premier. Wypowiedzi szefa rządu towarzyszyły okrzyki z sali: "Misiak, Misiak!", przypominające Tuskowi, jaki pomysł na zarabianie z publicznych pieniędzy, bynajmniej nie na dotacjach dla partii, miała firma senatora Platformy.
Za chwilę premier Tusk doczekał się ostrej riposty, i to ze strony Polskiego Stronnictwa Ludowego. - To, co dzisiaj wydarzyło się w tej Izbie, jest na tyle istotne, że pokazuje wyraźnie, iż ze względu na kampanię do Parlamentu Europejskiego chcemy tą sprawą tylko grać. I padły słowa, które dla każdego uczciwego parlamentarzysty uczestniczącego w debacie publicznej paść nie powinny. Na przykład takie, że jak będę głosował inaczej, to nie mam prawa moralnego podejmować dyskusji w debacie publicznej. Otóż nie, nikt, nawet premier, lider koalicyjnego, mojego rządu, nie jest w stanie mnie, posła RP, pozbawić moralnego prawa - mówił z trybuny sejmowej Janusz Piechociński (PSL). Inny z ludowców powiedział nawet, że trzeba będzie się zastanowić, czy koalicja PSL z Platformą ma nadal sens. Uspokajał jednak wicepremier Waldemar Pawlak, tłumacząc, że nie ma powodu, by kończyć współpracę w koalicji.
Na wystąpienie premiera ostro zareagował prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. - Wystąpienie było bezczelne i nikczemne w kontekście tego, co dzieje się z panem Palikotem i śledztwem w jego sprawie. Wy chcecie się finansować z kieszeni "zasobnych" emerytów i studentów. Znamy te metody, znamy was. Wiemy, że chcecie doprowadzić do wielkiego, gigantycznego oszustwa - mówił Jarosław Kaczyński. Prokuratura zdecydowała niedawno o umorzeniu śledztwa w sprawie finansowania kampanii wyborczej Palikota. Poseł PO miał przekazywać, omijając przepisy o finansowaniu kampanii, studentom i emerytom kilkunastotysięczne sumy, które ci później wpłacali z powrotem na konto kampanii posła PO. Sprawę umorzono, mimo że - jak zauważył Kaczyński - zgłosiły się osoby uczestniczące w tym procederze. - Pod rządami Platformy Obywatelskiej nie ma w Polsce elementarnej praworządności. A cała ta operacja, która w tej chwili jest prowadzona, jest niesłychanym wykwitem hipokryzji i nikczemności - mówił Jarosław Kaczyński.
Prezes PiS podkreślał, że partie finansowane są z budżetu w wielu państwach Europy, m.in. w Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech i Włoszech.
Nie tylko przykłady senatora Misiaka czy niejasności wokół kampanii wyborczej Palikota wskazują, iż Platforma Obywatelska będzie potrafiła się wyżywić nawet bez budżetowych dotacji. Niedawno prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz przyznała swoim urzędnikom 58 milionów złotych premii, co przy 220 milionach, które PO chciała "zaoszczędzić" na dotacjach dla partii, jest kwotą ogromną. Normalne, zdaje się, ze względu na brak reakcji ze strony PO, jest dla Platformy zatrudnianie hurtem swoich polityków i członków ich rodzin w urzędach publicznych. Opisaliśmy to w czwartek w artykule poświęconym sytuacji w Mazowieckiej Jednostce Wdrażania Programów Unijnych. Występujący dziś o zaniechanie dotacji budżetowych dla partii już kilka razy w tej sprawie zmieniał zdanie. Na początku lat 90. głosił, że partie powinny być finansowane z budżetu, w przeciwnym razie będziemy świadkami afer finansowych z udziałem polityków.
W kadencji 2001-2005 PO jednak nie pobierała należnej partii dotacji budżetowej, a politycy Platformy zarzekali się, że nie tkną pieniędzy budżetowych. Po tamtej kadencji zmienili jednak zdanie, a dzisiaj, jak widać, ponownie zmieniają swoje standardy.
Artur Kowalski
"Nasz Dziennik" 2009-04-03
Autor: wa