Tusk podpisu nie wycofa
Treść
Protesty przeciwko zgodzie polskiego rządu na podpisanie umowy ACTA gromadzące w całym kraju tysiące osób spowodowały, że rząd praktycznie post factum postanowił przeprowadzić "konsultacje społeczne". Premier Donald Tusk zdążył ogłosić "zawieszenie procesu ratyfikacji umowy", jednakże wczoraj stwierdził, że Polska swojego podpisu pod umową nie wycofa.
Polski rząd jednak liczy się ze społeczeństwem i najważniejsze sprawy konsultuje - to chyba miało pokazać wczorajsze spotkanie w kancelarii premiera, na które Donald Tusk zaprosił reprezentację internautów. Transmitowana nie tylko za pośrednictwem internetu, ale także na telewizyjnych antenach rozmowa premiera z zaproszonymi gośćmi była ewidentnie próbą ratowania nadszarpniętego wizerunku rządu Donalda Tuska i jak największego ograniczenia strat rządzącej ekipy w sferze propagandy. Spowodowały je protesty przeciwko akceptacji przez Polskę umowy handlowej ACTA - w której pod płaszczykiem walki z "kradzieżą własności intelektualnej" zdaje się wprowadzać instrumenty umożliwiające m.in. inwigilację użytkowników internetu i cenzurę, ograniczając tym samym swobody obywatelskie.
Premier Donald Tusk, odnosząc się do kwestii braku konsultacji umowy w sprawie budzącej tak wielki społeczny sprzeciw, mówił - z jednej strony - że umowy międzynarodowe, umowy handlowe konsultacjom nie podlegają i że nie jest to tylko polska specyfika, z drugiej - iż nie mógł wiedzieć, że są do umowy jakieś zastrzeżenia, gdyż protesty zaczęły się praktycznie na trzy dni przed jej planowanym podpisaniem i że do tego czasu "była cisza w eterze". Jednocześnie zbeształ też protestujących, stwierdzając, że późno się obudzili. Zaznaczył przy tym, że nad umową pracowało przez dwa lata "30 rządów traktowanych jako najbardziej demokratyczne". Tusk zapewniał, że rząd w sprawie podpisania ACTA nie ma złej woli. Zapowiedział, iż kwestia ratyfikacji umowy przez Polskę zostaje wstrzymana i nie będzie ratyfikacji, "dopóki będą wątpliwości". Wyjaśniał, że wstrzymanie procesu ratyfikacji oznacza, iż nie zostanie ona skierowana do Sejmu. Jednocześnie zaznaczył, że proces ten ma swoje etapy: musi być zgoda rządu na skierowanie umowy do ratyfikacji do Sejmu, parlament powinien wyrazić zgodę na ratyfikację, a następnie prezydent może złożyć swój podpis pod stosownym dokumentem o ratyfikacji bądź nie.
Premier gra na czas
"Wątpliwości" co do ratyfikacji rząd może mieć aż do czerwca. Wtedy bowiem o akceptacji umowy zdecydować miałby Parlament Europejski, przyjmując ją jako prawo europejskie. Premier natomiast będzie mógł jednocześnie, po pierwsze - wyrazić solidarność z internautami zaniepokojonymi przyjmowaną umową, po drugie - rozłożyć ręce, stwierdzając, że nic się nie da zrobić, bo przyjęcie umowy to wymóg dostosowania naszych przepisów do unijnych, i po trzecie - w gronie rządowym odnotować zwycięstwo w kolejnej akcji propagandowej. Na grę na czas i "zagadanie" problemu wskazuje deklaracja premiera, że Polska nie wycofa swojego podpisu złożonego pod ACTA. - Polski rząd nie wycofa swojego podpisu z żadnego dokumentu, dlatego że jakaś grupa tego żąda. Taki rząd powinien podać się do dymisji - stwierdził Tusk.
Premier zapowiedział, że udostępni "wszystkie możliwe do ujawnienia" dokumenty dotyczące umowy ACTA. Jednakże zastrzegł, że nie ma mowy o dostępie do pełnych instrukcji negocjacyjnych.
Przy okazji umowy ACTA, w której kontekście padają często wielkie słowa o walce z piractwem w internecie, kradzieżą i o ochronie własności intelektualnej, mamy do czynienia z próbą wprowadzenia niepokojących przepisów - i to mimo iż rząd zapewnia, że w polskim prawie nic nie miałoby się zmieniać. W artykule 11 zapisano np., że strona umowy "zapewnia swoim organom sądowym, w cywilnych procedurach sądowych dotyczących dochodzenia i egzekwowania praw własności intelektualnej, prawo do nakazania sprawcy naruszenia lub domniemanemu sprawcy naruszenia, na uzasadniony wniosek posiadacza praw, by przekazał posiadaczowi praw lub organom sądowym, przynajmniej dla celów zgromadzenia dowodów" informacje - np. pozwalające zidentyfikować sprawcę, który jest tylko sprawcą domniemanym. Zapisano także, że dane - przekazywane np. przez dostawców internetu - mogą obejmować także "informacje dotyczące dowolnej osoby zaangażowanej w jakikolwiek aspekt naruszenia lub domniemanego naruszenia". W art. 6 ust. 4 z kolei możemy mieć do czynienia z próbą zdjęcia jakiejkolwiek odpowiedzialności z urzędnika, który będzie pomagał prywatnej instytucji w tropieniu, inwigilacji "dowolnej osoby zamieszanej w jakikolwiek aspekt" czy zbieraniu dowodów na tego nawet "domniemanego sprawcę". Zapisano, że: "Żadne postanowienie niniejszego rozdziału nie może być interpretowane w taki sposób, by nakładało na Stronę wymóg nałożenia na swoich urzędników odpowiedzialności za działania podjęte w związku z wypełnianiem ich urzędowych obowiązków".
Artur Kowalski
Nasz Dziennik Wtorek, 7 lutego 2012, Nr 31 (4266)
Autor: au