Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Tusk nabrał Kaczyńskiego

Treść

Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński nie jest zadowolony z treści przygotowanej w Kancelarii Sejmu nowelizacji ustawy kompetencyjnej regulującej współdziałanie rządu i parlamentu w sprawach Unii Europejskiej. Nie zapisano bowiem roli prezydenta w kwestiach unijnych - co mieli ponoć uzgodnić podczas rozmowy w cztery oczy w Juracie premier Donald Tusk i prezydent Lech Kaczyński. Według prezesa PiS, niedotrzymanie przez Platformę Obywatelską umowy w tej sprawie świadczy o tym, iż PO nie chce traktatu lizbońskiego. To zarzut? Przygotowana w Kancelarii Sejmu nowelizacja ustawy kompetencyjnej konsultowana będzie teraz z klubami parlamentarnymi. Projekt nie podoba się jednak chyba głównym zainteresowanym, którzy chcieli zawarcia w ustawie zapisu skutkującego tym, iż ewentualne przyszłe zmiany w treści traktatu lizbońskiego wymagałyby zgody rządu, parlamentu i prezydenta. - Chociaż projekt jeszcze nie został przekazany klubom, już został przekazany wicemarszałkom, i tam nie ma słowa o prezydencie. Czyli najwyraźniej Platformie Obywatelskiej na podpisaniu tej ratyfikacji nie zależy. Cała reszta jest teatrem, bo gdyby zależało, to tak by nie grali - skarżył się wczoraj w telewizji publicznej prezes PiS Jarosław Kaczyński. Według niego, prezydent Lech Kaczyński wcale nie zmienił zdania co do swojej deklaracji, że jednocześnie złoży podpis ratyfikujący traktat i podpis pod nowelizacją ustawy kompetencyjnej. Jeśli okaże się, że Platforma nie spełni postulatów PiS co do zapisów ustawy kompetencyjnej, Prawo i Sprawiedliwość otrzyma jednak kolejny cios od PO, która sprawę traktatu rozgrywa z PiS jak tylko chce. To właśnie odpowiednie sformułowanie ustawy kompetencyjnej miało być elementem "kompromisu" między prezydentem Lechem Kaczyńskim a premierem Donaldem Tuskiem. W zamian za pewne zabezpieczenia zapisów traktatu polegające na utrudnieniu zmian treści traktatu przez Polskę - za zmianą musieliby się opowiedzieć zgodnie: rząd, parlament i prezydent RP, prezydent Lech Kaczyński miał przekonać klub PiS do poparcia w Sejmie ratyfikacji traktatu. Obaj politycy do zgody doszli, jednak - jak się okazało - zawarli porozumienie "kierunkowe", a o konkretnych zapisach w ustawie nie dyskutowali. Szczegóły nowelizacji ustawy kompetencyjnej miał wypracować rząd. Zapis o zabezpieczeniach tego, co Polska podczas negocjacji nad traktatem dla siebie wynegocjowała, miał pozwolić PiS zachować pewną jedność w klubie i zachować twarz wśród przynajmniej tych eurosceptycznych wyborców, jako partii, która wcale tak bezkrytycznie traktatu nie przyjmuje i stara się zabezpieczyć jego zapisy przed pokusami ich zmian ze strony postkomunistów i liberałów. Bycie trochę "za", a trochę "przeciw" nie jest jednak łatwe, zwłaszcza gdy polityczny konkurent sprawnie wykorzystuje sytuację. Wydawałoby się oczywiste, że jeżeli Platforma by nie spełniła zobowiązań wobec prezydenta, to głowa państwa traktatu nie podpisze. W obliczu chociażby rozmów Lecha Kaczyńskiego z prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym i zapewnień, że Polska nie będzie przeszkodą w przyjęciu traktatu przez całą Unię Europejską, jest jasne, że brak takich czy innych zapisów w jakiejś ustawie - zresztą niespecjalnie wiele wnoszących - nie będzie miał wpływu na decyzję prezydenta skutkującą międzynarodowymi konsekwencjami. Zdaje sobie z tego sprawę i PO, i PiS, które jeśli doszłoby do ratyfikacji traktatu bez odpowiednich zapisów w ustawie kompetencyjnej, twarz by straciło. A Platforma, nie dotrzymując uzgodnień, może dalej zająć się "grillowaniem" opozycji, która - jak się okazuje - najzwyczajniej dała się chyba nabrać na obietnice Donalda Tuska. Artur Kowalski "Nasz Dziennik" 2008-07-18

Autor: wa