Tusk na walizkach
Treść
Zdjęcie: Marek Borawski/ Nasz Dziennik
Donald Tusk nowym przewodniczącym Rady Europejskiej. Unijną dyplomacją pokieruje włoska socjalistka Federica Mogherini.
Sam premier do ostatniej chwili nie chciał potwierdzić zamiaru ubiegania się o urząd zwalniany przez Hermana Van Rompuya, chociaż jego nazwisko pojawiło się w spekulacjach i przeciekach co najmniej w czerwcu, a od kilku dni zaczęło się mówić o polskim premierze jako o faworycie. Na kilka godzin przed zamknięciem drzwi decydującego posiedzenia Rady zebrały się kierownictwa największych europejskich sił politycznych. Kiedy największa z nich, Europejska Partia Ludowa, do której należą PO i PSL, udzieliła poparcia Tuskowi, a zebrani w Paryżu socjaliści postanowili nie forsować duńskiej premier Helle Thorning- -Schmidt, lecz skupić się na poparciu dla Mogherini na stanowisko unijnego ministra spraw zagranicznych, wszystko było już przesądzone.
Sobotnie decyzje dopełniają proces obsady najwyższych stanowisk po wyborach do PE. Parlamentem kieruje do końca 2016 r. niemiecki socjalista Martin Schulz, Komisji Europejskiej od 1 listopada przez pięć lat przewodzić będzie chadek z Luksemburga Jean-Claude Juncker. Para Tusk – Mogherini dopełni ten układ.
Van Rompuy, siedząc między dwójką bohaterów tego dnia, nazwał Tuska „weteranem” Rady Europejskiej, a Mogherini – „nową twarzą” Europy. Premier rozpocznie urzędowanie w Brukseli 1 grudnia. Do tego czasu Belg ma obowiązek pomóc mu przejąć swoje obowiązki. Kadencja przewodniczącego Rady trwa 2,5 roku, ale może być raz przedłużona i jest to dość prawdopodobne.
Przedbiegi do prezydentury
Dla unijnych obserwatorów przede wszystkim rzuca się w oczy słaba znajomość angielskiego u polskiego polityka. Tusk po upewnieniu się u Van Rompuya, że zaczyna nową pracę od grudnia, obiecał do tego czasu poprawić swoje kompetencje językowe. – I will polish my English – powiedział. To żartobliwa gra słów: „polish” oznacza zarówno „polerować, wygładzać”, jak i „polski, Polak”. Na razie powiedział po angielsku tylko kilka zdań, ale pierwsza konferencja w nowej roli ma się odbywać w języku Szekspira. Tusk na razie w mówieniu po angielsku nie wychodzi poza proste zwroty, ale dość dobrze rozumie (pewien irlandzki dziennikarz próbował go wyraźnie przećwiczyć, bo pytał wyjątkowo szybko i niewyraźnie). Naciskany w kwestiach komunikacyjnych premier stwierdził, że brakom językowym przeciwstawia swoją „siłę woli”.
Tusk wypowiadał się dotąd o pomyśle przejścia na posadę w Brukseli z dużą rezerwą, cały czas zapewniał, że priorytetem jest dla niego polityka krajowa. Tak też widziało to wielu komentatorów podkreślających brak wyraźnego lidera w Platformie Obywatelskiej, który mógłby poprowadzić partię do wyborów jesienią przyszłego roku. Jednak może być zupełnie inaczej. Zadecydować mogły nie naciski kolegów z Rady w poufnych konsultacjach, ale przemyślana strategia na polityczną przyszłość. Odchodząc z krajowej polityki na ponad rok przed wyborami, Tusk nie poniesie odpowiedzialności za spodziewaną porażkę. A za pięć lat, kiedy już wyborcy zapomną, jakim był premierem, może wrócić do Polski i myśleć o kandydowaniu w wyborach prezydenckich, tym razem jako „europejski mąż stanu”.
Czyj faworyt
Donald Tusk sugerował, że od dłuższego czasu Van Rompuy dyskretnie forsował go na swojego zastępcę. Argumentem, który przeważył, miała być sytuacja na Ukrainie. Unia – według premiera – potrzebuje wobec wyzwań związanych z rosyjską ekspansją kogoś rozumiejącego problematykę wschodnią. – Nastrój musi być bojowy, takie czasy – zadeklarował, zapewne nawiązując do wydarzeń w Donbasie.
Jako wezwania dla Tuska Van Rompuy wskazał coraz bardziej dostrzegalną stagnację gospodarczą w Unii, kwestie związane z Rosją i Ukrainą oraz miejsce Wielkiej Brytanii w UE. Londyn ostatnio dystansuje się od innych stolic w polityce europejskiej. Tusk obiecał uwzględnienie postulatów Davida Camerona, związanych z reformami instytucji i prawa unijnego. To zresztą Cameronowi w dużej mierze zawdzięcza nominację. Brytyjski premier widzi w polskim koledze zwolennika dyscypliny budżetowej, bardziej prorozwojowej niż socjalnej strategii ekonomicznej oraz decyzyjnej samodzielności krajów członkowskich wobec unijnej biurokracji, którą reprezentuje KE i jej nowy szef Jean-Claude Juncker.
Pierwsza wypowiedź Donalda Tuska po wyborze nie zawierała wielu konkretów. Pełna była wyrażeń górnolotnych i symbolicznych. Mowa więc była o „nowej energii”, wierze w sens integracji europejskiej, wniesieniu „wschodnioeuropejskiego doświadczenia”, byciu „odważnym i odpowiedzialnym”. Nowy przewodniczący mówił – co oczywiste – o sztuce budowania kompromisów i konieczności zachowania jedności państw europejskich wobec nowych wyzwań, takich jak kryzys na Ukrainie.
Piotr Falkowski Bruksela
Nasz Dziennik, 1 września 2014
Autor: mj