Tusk chwali się nowymi długami
Treść
To chyba pierwsza taka sytuacja, że szef rządu chwali się nowo zaciągniętymi długami. Polskie obligacje cieszyły się wczoraj ogromnym popytem. Zdaniem Donalda Tuska, ma to świadczyć o dobrej sytuacji finansów publicznych i wiarygodności finansowej państwa w obliczu zawirowań na rynkach finansowych. - Czy sprzedaż kolejnych obligacji świadczyła o dobrym stanie finansów Grecji? - pyta Andrzej Sadowski, ekspert z Centrum Adama Smitha.
Za franka szwajcarskiego trzeba było wczoraj płacić ponad 4 złote. Nic nie jest jednak w stanie obniżyć poziomu samozadowolenia premiera. Donald Tusk pochwalił się informacją, że Polska ma wciąż wielu kupców na państwowe obligacje, a ich oprocentowanie nieznacznie zmalało. Ma to świadczyć o tym, że to bardzo bezpieczny kraj, jeśli chodzi o sytuację finansów publicznych i wiarygodność. Tusk poinformował o wynikach środowego przetargu na polskie obligacje 2- i 5-letnie. Ministerstwo Finansów sprzedało papiery za nieco ponad 5 mld zł, przy popycie sięgającym 9,5 mld złotych. W przetargu uzupełniającym sprzedano papiery za 1 mld zł przy popycie przekraczającym 3 mld złotych.
- Uzyskanie tego wyniku świadczy o tym, że Polska jako państwo jest bezpieczna, wypłacalna i przewidywalna - tłumaczył premier, zastrzegając, że rząd nie ma żadnego wpływu na kurs franka.
- Gdy coś takiego słyszę, to aż mnie skręca - komentuje Andrzej Sadowski, ekspert ekonomiczny z Centrum Adama Smitha. - Możliwość zaciągania nowych długów wcale nie świadczy o dobrym stanie finansów publicznych. Nie wiem, jaki jest związek przyczynowy między tym, że ktoś sfinansuje nasz dług, a dobrą kondycją finansów? - pyta retorycznie Sadowski. I przypomina, że dług Grecji finansowały z premedytacją banki Niemiec i Francji, zakładając, że nawet w przypadku krachu i tak za Grecję zapłacą inne kraje strefy euro. - Czy sprzedaż kolejnych obligacji świadczyła o dobrym stanie finansów Grecji? - uzmysławia ekspert.
Szef rządu apelował także do kredytobiorców o zaciśnięcie zębów i oczekiwanie. Odpowiadał także na zarzuty prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który pytał we wtorek, gdzie jest premier i czy rząd podejmie jakieś działania w obliczu osłabienia złotówki, wzrastających cen paliwa i artykułów żywnościowych.
- Drogi panie Jarosławie, jako prezes Rady Ministrów prowadziłem obrady Rady Ministrów. Między innymi zajmowałem się sprawami, o które troszczył się tak gorliwie prezes Kaczyński tego dnia - odpowiadał wczoraj Tusk. Jednak cztery lata temu temu lider PO za wzrost cen żywności obciążał rząd Kaczyńskiego, choć był on spowodowany wiosennymi przymrozkami w kwietniu 2007 roku. Podobnie było z rosnącymi cenami paliwa, które dopiero w czasie rządów koalicji PO - PSL przekroczyły poziom 5 zł za litr.
Kaczyńskiemu chodziło również o informację zawartą w rozmowie z ministrem finansów Jackiem Rostowskim, zamieszczoną w piśmie "POgłos", biuletynie partyjnym Platformy Obywatelskiej. Minister ujawnił, że naprawa finansów publicznych będzie trudnym procesem, który pozwoli zaoszczędzić 80 mld złotych. Platforma nie chwaliła się publicznie swoimi pomysłami, a wczoraj szef rządu szedł w zaparte i zapewniał, że sytuacja w gospodarce, a także sytuacja budżetowa jest dobra. Tymczasem minister Rostowski oświadczył, że "naprawa potrwa dwa lata, a jej skala będzie ogromna". W związku z tym PiS pytało partię rządzącą o szczegóły planowanego na okres po wyborach pakietu oszczędnościowego, dociekając zwłaszcza, kto zapłaci m.in. za długi zaciągane obecnie.
W ocenia Andrzeja Sadowskiego, rząd Tuska żadnych reform nie przeprowadzi, bo wiązałoby się to z odcięciem aparatu urzędniczego i partyjnego od finansowania. - Na to nie zdobyła się dotąd żadna partia rządząca. Determinacja do zmian przyjdzie wówczas, gdy polskie obligacje przestaną być sprzedawane, a koszty obsługi długu wzrosną do katastrofalnych rozmiarów - prognozuje ekspert.
Maciej Walaszczyk
Nasz Dziennik 2011-08-11
Autor: jc