Tusk 4 lutego, a po Tusku Kaczyński
Treść
Donald Tusk zostanie przesłuchany przez hazardową komisję śledczą 4 lutego. Jego zeznania na czołówkach w mediach mogą pożyć tylko jeden dzień. Nazajutrz po premierze na świadka wezwany został bowiem były szef rządu, prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński.
Terminy przesłuchań przed hazardową komisją śledczą premiera i byłych premierów ustaliło wczoraj prezydium komisji. Przewodniczący komisji Mirosław Sekuła poinformował, że 10 lutego komisja przesłucha również byłego premiera Leszka Millera. Dziś natomiast przed śledczymi stanie dwóch urzędników kancelarii premiera Donalda Tuska: szef grupy doradców premiera minister Michał Boni oraz Zbigniew Derdziuk, obecnie prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, a wcześniej przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów. Pojutrze komisja przesłucha Mirosława Drzewieckiego.
Minister Michał Boni po wybuchu afery referował Sejmowi prace nad ustawą hazardową w rządzie Tuska. Pracował również nad nową ustawą hazardową obowiązującą od początku tego roku, którą w błyskawicznym tempie rząd przeprowadził przez Sejm. Zbigniew Derdziuk natomiast, chociaż zdążył już być awansowany przez szefa rządu na prezesa Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, brał czynny udział w pracach nad ustawą hazardową. Po wybuchu afery pojawiały się wątpliwości co do jego intencji. Derdziuk interweniował bowiem u wiceministra finansów Jacka Kapicy w sprawie przedłużania zezwoleń na prowadzenie działalności przez kasyna. Według propozycji Derdziuka, właściciele kasyn mogliby przedłużyć zezwolenie na prowadzenie działalności tylko raz i aby przedłużyć po raz kolejny - stawaliby do przetargu. Pojawiły się podejrzenia, że działania na rzecz utrudnienia funkcjonowania kasyn mogły mieć na celu forowanie mniejszych firm, właścicieli "jednorękich bandytów", których te obostrzenia by nie dotyczyły. Derdziuk zaprzeczał tej tezie, którą postawił tygodnik "Newsweek", tłumacząc m.in., że chciał walczyć z monopolem wielkich kasyn.
Trudna współpraca z prokuraturą
Wczoraj śledczy nie przesłuchiwali świadków, ale spotkali się z prokuratorami prowadzącymi sprawy związane z aferą hazardową, a także z prokuratorem krajowym Edwardem Zalewskim. Między innymi po to, by dowiedzieć się, na jakim etapie są śledztwa prokuratorskie związane z aferą hazardową, a także by przekonać prokuraturę do przekazania komisji materiałów prokuratury w tych sprawach.
Do tej pory prokuratura nie była też zbyt szczodra, by dzielić się zgromadzonymi w tych sprawach dowodami. Sejmowi śledczy praktycznie nie mogą np. korzystać ze stenogramów podsłuchanych rozmów między bohaterami afery hazardowej. Bo choć prokuratura stenogramy - odtajnione swego czasu przez szefa CBA Mariusza Kamińskiego - do komisji przekazała, to jednak opatrzyła je pismem przewodnim, na które nałożona została klauzula tajności. Komisja miała również kłopoty z zamówionymi billingami rozmów telefonicznych głównych bohaterów afery. Choć zostały one przekazane komisji, to jednak cztery tysiące stron billingów nie zostało przeanalizowanych pod kątem tego, kto z kim i kiedy rozmawiał.
Po spotkaniu z prokuratorami okazało się, że to, czego śledczy - zwłaszcza opozycji - od tygodni, a może i miesięcy nie mogli się doprosić, zostanie, chociaż już w pewnym stopniu po czasie, bo po przesłuchaniu Zbigniewa Chlebowskiego, załatwione pozytywnie.
Komisja uzyska dostęp do pełnych stenogramów z podsłuchów, materiałów ze śledztw prowadzonych przez prokuraturę w związku z aferą hazardową, a także opracowane billingi rozmów telefonicznych bohaterów afery.
- Dzisiaj wyszło, że w stu procentach miałem rację, że stenogramy są jawne. Nie ma żadnych przeszkód, żebyśmy mieli je pod pachą. Nie wiem, po co ta komedia była - mówił Zbigniew Wassermann (PiS). Śledczy nie będą mogli jednak stenogramów upubliczniać. Oznacza to, że podczas publicznych przesłuchań nie będą mogli ich cytować, lecz jedynie posługiwać się wynikającą ze stenogramów wiedzą. Będą mogli również treść stenogramów mieć przy sobie. Do tej pory z treścią stenogramów mogli się zapoznać jedynie w kancelarii tajnej.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 2010-01-26 Nr 21
Autor: jc