Turniej Czterech Skoczni nadal z Polakami
Treść
Nasi reprezentanci dokończą Turniej Czterech Skoczni - zadecydował sztab szkoleniowy polskiej kadry, pomimo pojawiających się sugestii o potrzebie wycofania zawodników z imprezy i skoncentrowania się na treningach. Po fatalnym występie w Garmisch-Partenkirchen nad sensownością kontynuowania drogi przez mękę głośno zastanawiał się Adam Małysz, dodając jednak, iż ostateczny głos należy do trenerów.
Miało być dobrze, jest katastrofalnie, a najgorsze w całej tej sytuacji jest to, iż nikt tak naprawdę nie ma pomysłu, co zrobić/zmienić, by było lepiej. Polscy skoczkowie od początku sezonu spisują się grubo poniżej oczekiwań i możliwości, a kryzys potęguje się podczas TCS. Jeszcze w środę, po udanych dla Małysza kwalifikacjach do turnieju w Ga-Pa, wydawało się, że coś drgnęło, a czterokrotny zdobywca Kryształowej Kuli znalazł odpowiedź na dręczące go pytania i wątpliwości. Dzień później ta misternie tkana, delikatna konstrukcja runęła z wielkim hukiem. Orzeł z Wisły w drugim konkursie turnieju zajął miejsce pod koniec czwartej dziesiątki, najgorsze od kilku dobrych lat, po czym zrezygnowany stwierdził: "Tak dalej być nie może". Przyznał, iż teraz najbardziej potrzebuje odpoczynku od zgiełku, spokojnych treningów i mądrych, owocnych poszukiwań recepty na wyjście z kryzysu. Między wierszami można było wyczytać, iż najchętniej wycofałby się z TCS, by nie ciągnąć dalej ciężkiego wózka, ale ostateczną decyzję pozostawiał sztabowi szkoleniowemu pod wodzą Łukasza Kruczka. Ten w czwartek analizował, wczoraj postanowił, iż Polacy z Małyszem zawody dokończą. Cały zespół wystartuje w Innsbrucku i Bischofshofen, a potem trenerzy zastanowią się, co dalej. Najprawdopodobniej nasi nie wystąpią w konkursach na mamucie w Kulm (10 i 11 stycznia), skupiając się na przygotowaniach do prestiżowych zmagań na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Tylko czy to dobry, rozsądny krok?
Z jednej strony, można go zrozumieć, bo złożenie broni, poddanie się, oznaczałoby klęskę totalną. Z drugiej, nie ma żadnych, absolutnie żadnych podstaw do optymizmu i nadziei na rychłe nadejście lepszych dni. Co się stanie, jeśli w dwóch najbliższych konkursach nasi znów wypadną fatalnie, nie zdobędą punktów, zawiodą - a niestety taki scenariusz wydaje się bardziej prawdopodobny niż przełamanie? Gdyby jeszcze trenerzy sprawiali wrażenie ludzi, którzy wiedzą, co jest źle i co trzeba zrobić, by odzyskać błysk, można by wierzyć. Tak nie jest, a ciągłe powtarzanie, że Małysz ma moc, wygląda na rozpaczliwe szukanie ratunku lub krążenie po omacku.
Jest źle - to jest pewne. Niektórzy nadzieję upatrują tylko w... słabych występach skoczków norweskich i po cichu zapowiadanej dymisji trenera Miki Kojonkoskiego. Gdyby tak Małysz mógł trafić pod jego opiekę... ale to marzenie na dziś nierealne.
Pisk
"Nasz Dziennik" 2009-01-03
Autor: wa