Ten film to propaganda
Treść
Z mec. Piotrem Pszczółkowskim, pełnomocnikiem części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, rozmawia Marta Milczarska
Telewizja National Geographic wyemitowała wczoraj film o katastrofie smoleńskiej pt. „Śmierć prezydenta”. Jak Pan mecenas ocenia ten film?
– Z zawodowego obowiązku oglądałem film pt. „Śmierć prezydenta” i nie spodziewałem się nadzwyczaj wiarygodnej relacji, a taki przekaz w świat poszedł. Myślę, że ten film ma szereg wad, przede wszystkim nie jest osadzony w realiach, razi sztucznością. Ten brak realiów widzą wszyscy, którzy choć raz byli na lotnisku Siewiernyj, w wydaniu tej zachodniej produkcji widzimy elegancko ubranych kontrolerów, zaopatrzonych w bardzo nowoczesny i profesjonalny sprzęt, budynek i wieżę kontroli lotów. Wszyscy, którzy widzieli, jak naprawdę wygląda to lotnisko, na pewno byli zdumieni wizją reżysera.
Producenci podkreślali, że film oparty jest na oficjalnych raportach – MAK i komisji Millera…
– Zdumienie musi budzić treść przekazu w takim kontekście, że właśnie gwiazdą filmu jest pan minister Jerzy Miller, i jest to o tyle zdumiewające, że pan Miller wykazuje gigantyczny wręcz dystans do prac komisji, której przewodniczył, nigdy nie komentując na potrzeby opinii publicznej w Polsce prac swojego zespołu i zastrzeżeń, jakie zgłaszano do stworzonego raportu. Wielokrotnie były zgłaszane pytania i postulaty pod adresem członków tej komisji i nigdy jej szef nie odpowiedział społeczeństwu polskiemu na te pytania. Niejako lekceważąc swój obowiązek bycia byłym szefem Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Teraz zaś dziwi jego aktywność na potrzeby filmu realizowanego przez państwa zachodnie, tym bardziej że pan Jerzy Miller podtrzymuje w filmie szereg tez, które zostały już w tym momencie obalone.
Jakie przekłamania zauważył Pan mecenas jeszcze w filmie?
– Pojawiły się w tym filmie ekstremalne przykłady kłamstwa, jak choćby to, że rosyjscy kontrolerzy lotu mieli pytać kpt. Arkadiusza Protasiuka o wysokość. A przecież oni go cały czas zapewniali o nieprawdziwej wysokości, wprowadzając jednocześnie w błąd, że „są na kursie i na ścieżce”. Pominięto także, że w początkowym okresie śledztwa prokuratorskiego ustalono, że kontrolerzy podawali nieprawdziwe warunki meteorologiczne. Skandaliczne jest także to, że nie padła informacja, że Rosjanie powinni zamknąć lotnisko, to był podstawowy obowiązek wieży kontroli lotów, który został zrealizowany wobec podchodzącego do lądowania kilka minut wcześniej Iła-76 (rosyjskiego samolotu wojskowego).
Film tworzy nieprawdziwy obraz, że Polacy uczestniczyli w pracach MAK. A Państwo doskonale wiecie, że jedynym akredytowanym był Edmund Klich. A ten obraz przedstawiony w filmie jawi się jako wspólne działanie, które nie miało miejsca. Słabo została także przedstawiona kwestia odczytania danych z czarnych skrzynek. Po raz kolejny, choć nie wprost, została przedstawiona kwestia obecności w kokpicie gen. Andrzeja Błasika i nacisków na załogę, by lądować. A przecież Instytut krakowski im. Jana Zena wykluczył, aby głos zarejestrowany przez rejestrator był głosem gen. Błasika. Kwestia zamknięcia lotniska, domniemanych nacisków na załogę oraz obecności gen. Błasika dyskwalifikuje ten film z naukowego punktu widzenia.
To film propagandowy, zrobiony pod Rosjan, by w eter poszła całkowicie kompromitująca dla Polski przyczyna tej tragedii. Absolutnie pomija ten film fakty już ustalone, jak choćby nieobecność gen. Błasika w kokpicie oraz wykrycie na wraku samolotu trotylu, którą potwierdził podczas komisji sejmowej prok. Jerzy Artymiak.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik Poniedziałek, 28 stycznia 2013
Autor: jc