Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sztukowane teczki BOR

Treść

Docierają do mnie informacje, że Biuro Ochrony Rządu nie dopełniło wszystkich procedur i po katastrofie smoleńskiej dokumentacja operacyjna była "uzupełniana" - ujawnia w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" ppłk Tomasz Grudziński, zastępca szefa BOR w latach 2006-2007, odpowiedzialny za działania ochronne.
BOR nie sprawdziło urządzeń na lotnisku, nie kontrolowało wieży. - Nie wiem, czy rzeczywiście nasi ludzie załatwili w Smoleńsku wszystko jak należy, czy może byli bezradni wobec strony rosyjskiej. Ale nie wierzę, że płk Jarosław Florczak był nieprzygotowany. Może w ostatniej chwili coś się zdarzyło, że Rosjanie postanowili nie wpuszczać naszych na płytę? - zastanawia się nasz rozmówca.
- Dopiero po prezentacji badań prof. Wiesława Biniendy widzę, jak powinno wyglądać poważne podejście do problemu badania katastrofy lotniczej. Raport Jerzego Millera zdjął całkowicie odpowiedzialność z BOR. Na miejscu ministra poczekałbym jednak na rozstrzygnięcie prokuratury. Miller był sędzią we własnej sprawie - zaznacza Grudziński. - Serce mnie boli, jak na to wszystko patrzę. Na Siewiernym straciłem ośmiu kolegów i dwóch przyjaciół. Gdy rozpoczęła się nagonka na gen. Andrzeja Błasika, przestałem oglądać pewne stacje telewizyjne. Przypomniały mi się czasy komuny - kwituje.

Nasz Dziennik Wtorek, 13 grudnia 2011, Nr 289 (4220)

Autor: au