Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Święta samotność

Treść

W polu dobra i zła

Niedawna uroczystość Wszystkich Świętych ostrzega nie tylko przed zapomnieniem któregokolwiek świętego, ale i zagubieniem specyfiki ich świętości. Nawet rozpoznanych świętych próbuje się odpowiednio spreparować, aby stali się niestrawni, nie byli dla nas życiodajnym pokarmem. Trzeba czuwać, aby tak się nie stało i z ostatnio beatyfikowanym Pawłem VI. Zadomowiła się bowiem wszędzie typowo nowożytna mentalność, paraliżująca życie moralne, w tym także rozumienie specyfiki świętości Pawła VI. Polega ona na zdolności oparcia się sile panujących opinii.

Tymczasem sednem nowożytnej i współczesnej mentalności jest bezwzględne podporządkowanie się panującym opiniom. To jedyna droga oczekiwanego wygodnego życia. Nawet z rąk samego Boga jesteśmy w stanie tuż przed śmiercią uciec, ale nie umkniemy nigdy przed opinią ludzką. Trzeba o nią nade wszystko dbać, przypominał John Locke, jeden z filarów nowożytnego myślenia. Podporządkowanie sile opinii publicznej uznał za naczelną zasadę „moralności tymczasowej” także sam Kartezjusz, ojciec nowożytności. Dzisiaj wszelkie sprawy, także moralne, próbuje się załatwiać przez głosowanie, biorąc pod uwagę nie tylko samą liczbę głosów, ale ich siłę.

Błogosławiony Papież postąpił inaczej, ratując w ten sposób Kościół swoim sprzeciwem wobec hałaśliwego i niezwykle wpływowego wtedy „katolickiego” lobby, żądającego papieskiej aprobaty dla antykoncepcji. Ogłosił w 1968 roku encyklikę „Humanae vitae” wbrew opinii większości grupy ekspertów. Stworzona ona została przez Jana XXIII i uzupełniona przez Pawła VI. Wchodzili w jej skład odpowiednio dobrani kardynałowie, biskupi, teologowie i małżonkowie. Na początku wspólnej pracy cała ta grupa jednomyślnie odrzucała antykoncepcję, ale większość ekspertów zmieniła zdanie pod wpływem wywieranych nacisków. W grupie eksperckiej był także biskup Karol Wojtyła, ale nie brał udziału w obradach i głosowaniu, bo – domyślamy się – „towarzysze” nie dali mu paszportu, lepiej rozumiejąc niż niektórzy chrześcijanie stawkę, o którą toczy bój na Watykanie. Polski biskup był oczywiście po stronie Papieża, argumentując w wielu tekstach za pozycją zajętą w encyklice Pawła VI.

Papież walczył wtedy także z całym światem, opierając się ogólnoświatowej propagandzie, szerzącej lęk przed przeludnieniem. Począwszy od Kennedy’ego, wszyscy kolejni prezydenci USA wzięli udział w tej antyurodzeniowej histerii. Szerzyły ją także organizacje międzynarodowe (między innymi ONZ), ośrodki naukowe i media, wbrew zresztą temu, co miała wtedy do powiedzenia rzetelna nauka. Organizatorom tej akcji nie chodziło jednak o prawdę, ale o własne ekonomiczne interesy, zagrożone dobrą sytuacją demograficzną krajów Trzeciego Świata, stymulującą ich postęp ekonomiczny. Te ukryte interesy bogatej Północy zawarte w hasłach „przeludnienia świata” zdemaskował Paweł VI w przemówieniu wygłoszonym na forum ONZ w 1965 roku. Od początku aktualnego tysiąclecia zamilkli straszący przeludnieniem świata. Oczekiwany cel został prawie zrealizowany, bo ludzkość stoi dzisiaj o krok od swojego demograficznego grobu. Już byśmy w nim dawno leżeli, gdyby w porę nie ostrzegał bł. Paweł VI. Jeszcze możemy tego kroku nie uczynić.

Ale jest jeszcze drugi cel zachęcania świata do korzystania z antykoncepcji. Jej akceptacja i praktykowanie skuteczniej niszczy chrześcijaństwo niż inne moralne występki. W centrum Dobrej Nowiny znajduje się przecież wieść, że Bóg jest naszym Ojcem. Pierwszym miejscem Bożego „ojcowania” jest płodna miłość małżeńska. Antykoncepcyjna manipulacja tą płodnością to zatem najpierw manipulacja samym Bogiem jako Stwórcą człowieka. Tam gdzie praktykuje się i akceptuje antykoncepcję, tam musi dochodzić do dramatycznego załamania wiary w Boga jako Ojca. Co się zatem musiało stać w tych krajach i diecezjach, z których kardynałowie (w liczbie 9) i biskupi wchodzący w skład Komisji Pawła VI sprzeciwili się niezmiennemu nauczaniu Kościoła w sprawie antykoncepcji? Co by się stało z chrześcijaństwem, gdyby zabrakło wtedy głosu samotnego Pawła VI?

Marek Czachorowski
Nasz Dziennik, 4 listopada 2014

Autor: mj