Stokłosa: Henio padł ofiarą "kaczyzmu"
Treść
Zatrzymanie i aresztowanie Henryka Stokłosy to działania biznesowo-politycznej mafii, która w ten sposób próbuje zagarnąć majątek Stokłosów - napisała w liście otwartym do premiera Donalda Tuska żona aresztowanego pod zarzutem udziału w aferze korupcyjnej pilskiego przedsiębiorcy. Anna Stokłosa w piśmie pełnym oszczerstw i pomówień pod adresem prokuratury i dziennikarzy porównuje całą sprawę z sytuacją rodziny Olewników. Żona biznesmena aferzysty przekonuje również, że o planach "zniszczenia" informowali ich niektórzy politycy, a "znany działacz polityczny" udał się za granicę, by ostrzec ukrywającego się w Niemczech Stokłosę przed powrotem do kraju. "Mam świadomość, że owe prześladowania mojego męża, czołowego przedstawiciela polskiego biznesu, wielkiego darczyńcy i - nie waham się tego powiedzieć - geniusza gospodarczego, mają swe źródło nie tylko w przywarach ludzkiego charakteru, ale zwłaszcza w typowo polskiej zawiści, a także, a nawet przede wszystkim w ideologii IV Rzeczypospolitej"- zwróciła się w liście otwartym do szefa polskiego rządu Anna Stokłosa. Żona aresztowanego przedsiębiorcy złożyła również Donaldowi Tuskowi gorące podziękowania. "Idea IV Rzeczypospolitej upadła częściowo dzięki Panu i Pańskiej formacji politycznej" - napisała pani Stokłosa. Długi list adresowany do szefa polskiego rządu to przede wszystkim stek oszczerstw pod adresem dziennikarzy, którzy już od wielu lat informowali o nieprawidłowościach związanych z działalnością pilskiego biznesmena i prokuratorów prowadzących postępowanie w sprawie przestępczej działalności Stokłosy - podejrzanego w aferze korupcyjnej w Ministerstwie Finansów. Kobieta przekonuje, że to właśnie zmowa dziennikarzy, prokuratorów i działaczy ekologicznych doprowadziła do "upadku Stokłosy". "Próby zagarnięcia naszego majątku i podzielenia go przez mafijną klikę biznesowo-polityczną, policyjne i prokuratorskie prowokacje, represje i restrykcje ze strony aparatu skarbowego, napuszczanie mediów i prowokowanie dziennikarzy do ataków na firmę i jej właściciela, a także realne groźby pozbawienia życia kierowane wobec mojego męża, były na porządku dziennym" - twierdzi Anna Stokłosa i oskarża o to byłego ministra sprawiedliwości, dziś posła PiS. "Z ministrem Zbigniewem Ziobro na czele prowadzili zorganizowaną nagonkę na ludzi sukcesu, po to, by przypodobać się własnemu elektoratowi nieudaczników i frustratów i zabawiać ich igrzyskami w postaci spektakularnych aresztowań ludzi znanych i bogatych" - pisze Stokłosa. - Wszyscy przestępcy są niewinni, to sami prześladowani ludzie od mafii pruszkowskiej przez Stokłosę, Dochnala. Żyjemy w takich czasach, gdy aferzystów broni się, mówiąc o tym, że działania wymiaru sprawiedliwości to łamanie "praw obywatelskich" - ironizuje Zbigniew Ziobro, proszony o skomentowanie zarzutów. Prokurator "niezrównoważony emocjonalnie"? Małżonka Stokłosy jednak atakuje przede wszystkim prokuratora Roberta Kiełka prowadzącego postępowanie w sprawie byłego przedsiębiorcy, twierdząc, że śledczy - jak pisze Anna Stokłosa, w "bezprecedensowy sposób narusza prawo". Zarzuca mu również, że wszystkie czynności prowadzi w taki sposób, by celowo zaszkodzić jej mężowi. W mocno emocjonalnym liście pełnym oskarżeń pod adresem wszystkich, którzy ośmielili się ujawniać bulwersujące fakty z działalności Stokłosy, nazywa również śledczego mianem osoby mającej problemy emocjonalne. I sama przekonuje, że prokurator zamierza... zamordować jej małżonka. "Przesłuchiwani w sprawie męża odnoszą wrażenie, że prokurator prowadzący najchętniej udusiłby męża bez wyroku" - pisze. - Trudno się nawet do tego odnieść. Proszę nie wymagać ode mnie, żebym komentował takie bzdury - ucina Ziobro. W zmowie czy też zorganizowanym spisku wymierzonym w - jakżeby inaczej - niewinnego Stokłosę, zdaniem jego małżonki, udział biorą wszyscy, również mieszkańcy Śmiłowa i Kaczorów, gdzie przedsiębiorca ulokował swoje firmy, a także inspektorzy sanitarni, którzy wykryli i doprowadzili do wszczęcia czynności administracyjnych wobec Stokłosy za zorganizowanie nielegalnego grzebaliska martwej zwierzyny, która powinna być utylizowana. Na utylizację padliny Stokłosa pobierał wszak dotacje od państwa. Ale uniemożliwienie mu prowadzenia nielegalnej działalności to - zdaniem Anny Stokłosy - wina "ekoterrorystów". - Stek kłamstw. Ręce opadają, jak się to wszystko czyta - uważa Jolanta Koper, działaczka stowarzyszenia ekologicznego Przyjaciół Ziemi Nadnoteckiej. Szczególnie bulwersujące są jednak porównania do rodziny państwa Olewników, których syn został porwany i zamordowany. Bez żadnego wahania Stokłosa przekonuje, że jej sytuacja jest niemal identyczna jak "sprawa Olewników". "Śledząc jej przebieg, dostrzegam w dramatycznych losach tej rodziny daleko idące analogie dotyczące mojego męża, mnie i naszej firmy". I dalej: "proszę jednak zwrócić uwagę na fakt, że w sprawie Krzysztofa Olewnika, a także w szeregu innych sprawach, przełożeni, za przyczyną osób prowadzących i nadzorujących śledztwo, również pozostawali nieświadomi stanu faktycznego" - pisze. Anna Stokłosa twierdzi, że celowo wprowadzano w błąd prokuraturę i policję, co zaowocowało - jak twierdzi - szykanami wobec jej męża. Politycy ostrzegali Stokłosę Stokłosa informuje również premiera, że za pośrednictwem "ważnych działaczy politycznych" otrzymywała informacje o zagrożeniach dla życia Henryka Stokłosy, a także planowanych działaniach "szajki" biznesowo-politycznej. Nie zapomina również o funkcjonariuszach służb specjalnych, którzy również mieli uczestniczyć w zaplanowanej akcji wymierzonej w byłego senatora. Jednak, co bardziej istotne, Anna Stokłosa przyznaje, o czym już wiele miesięcy wcześniej informował "Nasz Dziennik", że Henryk Stokłosa był ostrzegany przez niektórych polityków o tym, że po powrocie do kraju może zostać aresztowany. Przed kilkoma miesiącami informowaliśmy bowiem, że Stokłosa został poinformowany o planowanym zatrzymaniu, dzięki czemu zdążył przepisać na żonę prawa do zarządzania majątkiem. "Mąż był wielokrotnie osobiście o tych niebezpiecznych działaniach informowany. Sytuacja była na tyle poważna, że jeden ze świadków tej zmowy - ważny działacz polityczny - odwiedził mojego męża za granicą, aby raz jeszcze przestrzec go przed powrotem do kraju. Również mnie ostrzegano, iż moje życie jest zagrożone, ale ja z tym zagrożeniem musiałam żyć, aby jako jedyny pełnomocnik męża prowadzić firmę" - przyznaje żona Stokłosy. Twierdzi również, że dysponuje dowodami i świadkami potwierdzającymi prawdziwość jej słów. Jednak, jak zapewnia, ujawni je tylko osobie bezpośrednio wskazanej przez premiera Donalda Tuska, bowiem do ministra Zbigniewa Ćwiąkalskiego, do niedawna pełnomocnika Stokłosy, jak twierdzi - straciła zaufanie. Nie ufa również prokuratorowi krajowemu Markowi Staszakowi. "Prokurator Krajowy Marek Staszak, który wyraził życzenie, abym nie próbowała czasami odwiedzać siedziby Prokuratury Krajowej, a wszystkie moje skargi skierował do rozpatrzenia ludziom, których te skargi dotyczyły. Tym samym jak Piłat umyli ręce i przekazali losy mego męża w ręce wychowanych na 'ziobrowych' metodach prokuratorów" - kwituje żona Henryka Stokłosy. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-04-28
Autor: wa