Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Scenariusz z Tbilisi

Treść

(R. SOBKOWICZ)
Z posłem Witoldem Waszczykowskim (PiS), wiceprzewodniczącym sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, rozmawia Maciej Walaszczyk

Tandem Angela Merkel – Władimir Putin zyskuje na przedłużaniu się konfliktu na Ukrainie? I czy będzie dyktować, jak powinien się on zakończyć?

– Mam nadzieję, że tak nie będzie. Jest to efekt dość dziwnej filozofii, która zaczęła dominować od kilku lat w Niemczech. W latach 2009 i 2010, gdy grupa pod przewodnictwem Madeleine Albright negocjowała nową koncepcję strategiczną NATO, naciskaliśmy, by Sojusz uaktualnił ją i wziął pod uwagę rosnącą rosyjską agresywność. Przypomnę, działo się to tuż po ataku na Gruzję. Wtedy ze strony Niemiec przychodziły komunikaty, że jeżeli chcemy więcej bezpieczeństwa, to powinniśmy w znacznie większym stopniu włączać Rosję do prac nad tą dok- tryną. Polska się temu wówczas przeciwstawiała, ale widać, że koncepcja ta w Niemczech nadal obowiązuje, bo kiedy kilka miesięcy temu Radosław Sikorski mówił o amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce, to negatywna odpowiedź przyszła z Niemiec. Wówczas szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier powiedział, że NATO ma zobowiązania polityczne wobec Rosji i takiego wzmocnienia bezpieczeństwa w Europie Niemcy nie przewidują. Ta wypowiedź i ostatnie działania, jakie obserwujemy, świadczą tylko o tym, że obowiązują te naiwne wizje polegające na wierze w możliwość zmiany charakteru rosyjskiej polityki poprzez wciąganie jej we współpracę. Są kompletnie nierealne.

Podobnie myśleli także Amerykanie.

– Tak, oni również podzielali tę naiwną koncepcję, ogłaszając w 2009 r. reset w relacjach z Rosją. Barack Obama myślał, że jeśli przekreśli historię i zapomni o problemach z przeszłości, to Rosjanie pomogą mu w rozwiązywaniu problemów w przyszłości. Okazało się, że nie pomogli, zażądali za to wysokiej ceny w postaci zatrzymania budowy tarczy antyrakietowej i zablokowania rozszerzenia NATO na wschód. Mamy więc wiele przykładów na to, że myślenie o spacyfikowaniu rosyjskich ambicji i przekształcenie Rosji w kraj pokojowy poprzez układy i głęboką kooperację było mrzonką.

Mamy tego tragiczny dowód po zestrzeleniu malezyjskiego samolotu nad wschodnią Ukrainą.

– W przypadku tej katastrofy wiele wskazuje na Rosjan. To prawdopodobnie rosyjska załoga wojskowa obsługiwała zestaw rakietowy Buk, który jest zaawansowanym technologicznie urządzeniem. Jego nie mogą w pojedynkę obsługiwać jacyś przypadkowi ludzie z donieckiej samoobrony. Pytanie tylko, czy zrobili to z premedytacją, czy dla jakiejś prowokacji.

Gdzie jest linia, na której zapędy Władimira Putina zostaną zatrzymane?

– To jest scenariusz, który zarysował podczas wiecu w Tbilisi prezydent Lech Kaczyński. To, o czym mówił, dzieje się na naszych oczach. Przedwczoraj była Gruzja, wczoraj był Krym, a dzisiaj mamy wschodnią Ukrainę. Kto będzie następny: republiki bałtyckie, Polska, Kazachstan? Putin jest przewidywalny. Nie jest, jak usiłują przekonywać nas niektórzy, nieprzewidywalnym politykiem, który nas rzekomo zaskakuje i nie sposób odgadnąć, o co mu chodzi. Wprost przeciwnie: od lat mówił jednoznacznie, że chodzi mu o odbudowę statusu Rosji na poziomie takim, jaki miał Związek Sowiecki, o odbudowę imperium. Putin mówił kilka lat temu, że największą geopolityczną katastrofą był upadek ZSRS. On więc konsekwentnie realizuje swój polityczny plan. A mamy doświadczenia z historii, że jeśli nie zatrzymamy marszu takiego autorytarnego przywódcy, który dysponuje dużymi zasobami finansowymi i poparciem społecznym, to koniec będzie tragiczny. Nie tylko dla naszego regionu, ale dla całego świata.

A jak ocenia Pan reakcję amerykańską na zestrzelenie pasażerskiego boeinga?

– W warstwie retorycznej była oczywiście prawidłowa. Nastąpiła na drugi dzień po tym wydarzeniu i wskazano w niej, kto jest winowajcą. Zakładam, że wypowiedź prezydenta Obamy była oparta na źródłach wywiadowczych. Przecież w tym obszarze na granicy rumuńsko-ukraińskiej latają natowskie AWACS-y, a na Morzu Czarnym obecne są zarówno amerykańskie, jak i tureckie okręty wojenne wyposażone w systemy radarowe. Zakładam, że wystrzelenie tego rodzaju rakiety na takim dystansie było dostrzeżone przez te systemy. Dlatego sądzę, że wypowiedź ta była oparta na wiedzy i stwierdzonych faktach. Amerykański prezydent oświadczył również, że do dyspozycji Ukrainy wysyła FBI i ekspertów od katastrof. Jednak czy za tym pójdą dalsze kroki – tego nie wiemy.

Dlaczego tak się dzieje?

– Brakuje determinacji. To nie jest tak, że świat jest bezradny wobec Rosji, przecież dysponuje licznymi instrumentami nacisku. Jednak nikt nie chce wobec niej ich użyć.

Potrzebna jest również bardzo mocna reakcja Ukrainy.

– Ukraińcy są w stanie odbić prowincje zajęte przez rosyjskich dywersantów, jeśli zatrzymana zostanie pomoc rosyjska. Gdy świat postawi Rosji ultimatum w kwestii wycofania się jej wojsk z granicy z Ukrainą i powstrzymania wsparcia militarnego dla separatystów, to z tą rebelią ukraińskie wojsko i służby mogą sobie poradzić. Jednak apele podnoszone przez kanclerz Merkel i prezydenta Obamę w kwestii zawieszenia broni nie służą Ukraińcom, ale przedłużają trwanie tej rebelii. Prośby o dopuszczenie do miejsca katastrofy kierowane do separatystów dają im legitymizację i uznanie – a o to właśnie chodzi teraz Rosji. Nie udało się ich uznać w procesie dyplomatycznym podczas berlińskiego spotkania czterech państw: Niemiec, Francji, Rosji i Ukrainy, więc mamy próbę uznania ich poprzez dopuszczenie ekspertów do miejsca upadku wraku za pośrednictwem rebeliantów. To groźny polityczny proces, który może sankcjonować tę rebelię.

Czym różni się obecna sytuacja na Ukrainie od tego, co działo się po katastrofie smoleńskiej?

– Choć był to samolot, który został zestrzelony na terytorium Ukrainy, i nie było na jego pokładzie obywateli tego kraju, to władze w Kijowie natychmiast wzięły odpowiedzialność za zbadanie tej zbrodni. Niezwłocznie wystąpiły do świata o wsparcie i na szczęście te apele nie pozostały bez echa, o czym świadczyło m.in. wystąpienie Obamy. Czekałem na coś takiego 10 i 11 kwietnia 2010 roku, na apel polskiego rządu o międzynarodowe wsparcie, bo przecież w Smoleńsku zginął prezydent państwa – członka NATO i UE, a poza tym politycy, generałowie. Niestety, takiej reakcji nie było ani ze strony rządu, ani ze strony świata. Na tle zamachu na Ukrainie widać, jak bezradnie i bezmyślnie zachował się rząd Donalda Tuska. Inną kwestią jest to, jak dzisiaj reaguje wobec sytuacji na Wschodzie. Tutaj także widać bezradność, brak stanowiska, prezydent Bronisław Komorowski czeka dopiero na wystąpienie Obamy i w jakiś delikatny sposób przyłącza się do jego tez. Moim zdaniem, Komorowski nie jest w stanie formułować własnego stanowiska. Dla Ukrainy przestaliśmy niestety być punktem odniesienia, państwem, które promuje jej interesy i za pośrednictwem którego ona rozmawia z resztą świata. Ponad naszymi głowami, ze względu na tę słabość polskiej dyplomacji, Ukraińcy zwrócili się bezpośrednio do Niemiec. Wskutek naszej marginalizacji kanclerz Merkel powiększyła sobie pole manewru międzynarodowego, a strona ukraińska puka bezpośrednio do jej drzwi.

Dziękuję za rozmowę.

Maciej Walaszczyk
Nasz Dziennik, 21 lipca 2014

Autor: mj