Sąd zabrania ocen
Treść
Sąd Okręgowy w Warszawie nakazał "Naszemu Dziennikowi" przeproszenie właściciela Polsatu Zygmunta Solorza za stwierdzenie, że "chętnie współpracował" on z SB. Pełnomocnik "Naszego Dziennika" nie zgadza się z wyrokiem sądu, stwierdzając, że mieliśmy prawo do takich ocen i zostały one wyrażone w uzasadnionym interesie społecznym. Dlatego też zapowiedział wniesienie apelacji. Jak stwierdziła w ustnym uzasadnieniu sędzia Justyna Pytlak, proces wykazał, iż Solorz co prawda podpisał zobowiązanie do współpracy ze służbami specjalnymi PRL, ale niedopuszczalny jest w tym przypadku zwrot użyty w artykule przez "Nasz Dziennik", że była to "chętna współpraca". - Nie wykazano, by powód podejmował działania w takim zakresie, w jakim chciało SB - powiedziała sędzia. Pytlak dodała, że to zobowiązanie mogło być podpisane przez Solorza z uwagi na to, iż chciał on uniknąć jakichś ujemnych skutków jego niepodpisania. Ponadto sąd uznał, że nie wykazano, iż właściciel Polsatu czerpał korzyści od służb PRL, a służby pomagały mu w działalności gospodarczej, oraz że był agentem WSI. - Stoimy na stanowisku, że oceny wyrażone w tym artykule były dopuszczalne i zostały podjęte w uzasadnionym interesie społecznym, z uwagi na osobę powoda, który jest osobą publiczną i wykonuje działalność, która wymaga szczególnego zaufania publicznego, ponieważ jest właścicielem stacji telewizyjnej mającej wpływ na opinię publiczną - podkreśla mecenas Krystyna Kosińska, pełnomocnik "Naszego Dziennika". - Nie możemy zgodzić się z tym wyrokiem i dlatego złożymy apelację, bo uważamy, że ingerencja sądu w tej sprawie poszła za daleko - podkreśla adwokat. - Nie został wykazany żaden interes państwa, który nakazywałby danie szczególnej ochrony dobrom osobistym powoda poprzez zakazanie pisania o jego przeszłości i wyciągania ocen i opinii z faktów podpisania umowy o współpracy - dodała. Według medioznawcy prof. Krystyny Czuby (UKSW), teksty prasowe mogą zawierać elementy oceniające, jeśli na takie stwierdzenia istnieją dowody. - Jeżeli dysponujemy odpowiednimi dowodami, to możemy tak napisać, ale jeżeli na daną rzecz nie ma materiałów, to wówczas nie - wyjaśnia. Czuba stwierdziła również, że zgodnie z prawem prasowym można podawać elementy dotyczące życia prywatnego, jeżeli wchodzi ono w zakres spraw publicznych. Podobny proces o naruszenie dóbr osobistych wytoczył Solorz socjologowi prof. Andrzejowi Zybertowiczowi (UMK). W odpowiedzi na pozew Solorza profesor stwierdził, że właściciel Polsatu nie tylko podpisał umowę o współpracy z wywiadem 18 października 1983 r. - czemu nie zaprzecza - ale i faktycznie ją podjął. Socjolog uzasadnia to faktem, że "w trakcie kontaktów powoda z SB między majem 1983 r. a czerwcem 1984 r. doszło do sformalizowanej współpracy z SB; - powód przekazał Służbie Bezpieczeństwa szereg informacji, których znaczenie operacyjne dla SB mogło być istotne (zwłaszcza informacja dotycząca przewozu farby drukarskiej). Nie tylko zatem formalnie (zobowiązania), ale i de facto powód podjął współpracę z SB; - współpraca ta do pewnego momentu była oceniana dobrze i perspektywicznie; dopiero ponad rok po rozpoczęciu formalnej współpracy SB uznała, że brak celowości kontynuacji tej współpracy". Zybertowicz stwierdza, że Solorz, odżegnując się od współpracy z wywiadem PRL, powołuje się na zapisy ustawy lustracyjnej z 1997 r. oraz dotyczące jej orzecznictwo, które go nie dotyczą, ponieważ nie jest objęty zakresem działania tej ustawy. ZB "Nasz Dziennik" 2007-10-31
Autor: wa