Rzecznik pyta prokuraturę
Treść
Po naszym artykule na temat zaskakującego umorzenia afery z Ludwigsburga sprawą archiwaliów wyeksportowanych bezprawnie do Niemiec zainteresował się rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski. Zapowiedział wystąpienie do warszawskiej prokuratury okręgowej z prośbą o szersze informacje. Nadal otwarte pozostaje pytanie, co dalej z tym skandalem i jak decydenci zamierzają odzyskać oryginalne akta zawierające dowody hitlerowskich zbrodni na Polakach. Wciąż czekamy na stanowisko Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Instytutu Pamięci Narodowej w tej sprawie.
- Janusz Kochanowski przygotowuje wystąpienie do prokuratora okręgowego w Warszawie o udzielenie informacji na temat śledztwa w sprawie bezprawnego przekazania w ręce niemieckie tysięcy oryginalnych dowodów zbrodni na Polakach z okresu II wojny światowej przez byłą Główną Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu - poinformowała Anna Kabulska z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Jak dodała, Kochanowski zainteresował się tą sprawą po artykule "Naszego Dziennika" pt. "Ciche umorzenie afery z Ludwigsburga". Ujawniliśmy w nim przed tygodniem, że śledztwo zostało umorzone z powodu przedawnienia karalności czynu. Proceder "eksportu" archiwaliów do Niemiec (w końcowej fazie także na Ukrainę i do innych krajów) odbywał się w latach 1961-1999. Ze zbiorów IPN "zniknęło" w tym czasie blisko 63 tys. bezcennych dokumentów historycznych - dowodów niemieckich zbrodni na Polakach (zdjęć, aktów zgonu, zeznań świadków, szkiców sytuacyjnych, protokołów ekshumacji). Strona niemiecka odmawia obecnie ich zwrotu, uzasadniając to tym, że zostały już zarejestrowane w zasobie archiwalnym Niemiec i rozprowadzone po zbiorach w różnych miastach. Urzędnicy Głównej Komisji wysyłali oryginalne dokumenty za granicę nielegalnie, wiedząc, że nie ma dla nich prawnej ścieżki zwrotu. Z nieoficjalnych informacji, do jakich dotarliśmy, wynika, że śledztwo zostało umorzone już w fazie tzw. postępowania w sprawie. Jeśli tak było w istocie, może to oznaczać, że prokurator - mimo kilku lat pracy - nie pokusił się o ustalenie winnych tego procederu. "Nasz Dziennik" skierował do Prokuratury Okręgowej w Warszawie szereg pytań dotyczących tego śledztwa. Na odpowiedź wciąż czekamy.
Mimo że afera wywołała prawdziwą burzę, jej umorzenie odbyło się bez rozgłosu. Nie tylko opinia publiczna, ale także zainteresowane środowisko, tj. pracownicy IPN, w tym prokuratorzy Głównej Komisji, o umorzeniu śledztwa dowiadywali się od nas. Decyzja zapadła już kilka miesięcy temu (12 października ubiegłego roku).
- Umorzyli? Nic nie wiedziałem! - przyznał ze zdziwieniem jeden z prokuratorów pionu śledczego IPN, indagowany jeszcze przed opublikowaniem w "Naszym Dzienniku" informacji o umorzeniu. Dodał, że nie otrzymał na ten temat żadnej informacji od przełożonych.
- Prokuratura zawsze zawiadamia o decyzji osobę, która złożyła doniesienie - zapewnił rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej prokurator Mateusz Martyniuk.
Doniesienie do prokuratury w sprawie zaginięcia akt złożył w 2006 r. prezes IPN Janusz Kurtyka, toteż powinien zostać powiadomiony, jak sprawa się zakończyła.
- Czy kierownictwo IPN otrzymało informację z prokuratury o umorzeniu śledztwa? - zapytaliśmy w IPN. - Z pewnością prezes Kurtyka ją otrzymał - powiedział rzecznik IPN Andrzej Arseniuk. Nie potrafił jednak podać, czy prezes odwołał się do sądu od decyzji prokuratora oraz czy poinformował o umorzeniu afery pion śledczy IPN. Arseniuk uchylił się też od udzielenia komentarza ze strony IPN na temat umorzenia tego śledztwa.
Wczoraj zwróciliśmy się do MSZ z pytaniem, czy i w jaki sposób resort zamierza dochodzić zwrotu przekazanych nielegalnie do Niemiec dokumentów.
Małgorzata Goss
Nasz Dziennik 2010-03-16
Autor: jc