Rządowa spawarka
Treść
Premier Donald Tusk podkreślał po spotkaniu z wicepremierem Waldemarem Pawlakiem, demonstrując jedność w rządzącej koalicji, że obaj są "przyspawani do siebie na wieki wieków". Szef ludowców przypominał z kolei, że dotychczasowa współpraca w ramach koalicji PO - PSL pokazała, iż obie strony "poszukiwały w sposób skuteczny kompromisów".
W drugim dniu zorganizowanego z okazji stu dni rządu "przeglądu resortów" - podczas którego premier dowiaduje się od swoich ministrów, co słychać w rządzie - Donald Tusk spotkał się z ministrem gospodarki, wicepremierem Waldemarem Pawlakiem oraz z minister rozwoju regionalnego Elżbietą Bieńkowską. Rozmowa z prezesem Polskiego Stronnictwa Ludowego była o tyle interesująca, że w sprawie ogłoszonej przez szefa rządu koncepcji podniesienia wieku emerytalnego ludowcy nie wyrażają się z entuzjazmem. Zwłaszcza co do podniesienia wieku emerytalnego kobiet do 67. roku życia. Podczas spotkań z wyborcami ludowcy propagują koncepcję, aby umożliwić kobietom wcześniejsze przejście na emeryturę - o 3 lata wcześniej za każde urodzone dziecko. Pomysł ten stanowczo odrzucał Tusk. Stawanie w poprzek niepopularnym propozycjom premiera zmierzającym do przymuszenia Polaków do pracy do 67. roku życia może przyczynić się do pozyskania dodatkowych punktów u wyborców. Jaka jest jednak wiarygodność prezesa PSL i wiarygodność prezentowanych przez niego postulatów w kwestii reformy emerytalnej, skoro nad ustawą emerytalną w rządzie pieczę sprawuje minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz z Polskiego Stronnictwa Ludowego? Na szczęście dla propagandowej rozgrywki ludowców, nazwiska ministra pracy, który dopiero wchodzi do wielkiej polityki, w przeciwieństwie do nazwiska Pawlak, jeszcze wielu wyborców z PSL nie utożsamia.
Minister Kosiniak-Kamysz prezentował wczoraj założenia reformy emerytalnej podczas konsultacji, jakie w Sejmie Donald Tusk prowadził w tej sprawie z Parlamentarną Grupą Kobiet. - Podstawową rzeczą, jaka jest zaprezentowana w tej ustawie, jest stopniowe, ewolucyjne wydłużanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn do 67. roku życia. Ta ewolucja ma następować o jeden miesiąc, co cztery miesiące i wiek emerytalny dla mężczyzn będzie osiągnięty w 2020 r., a wiek emerytalny 67 lat dla kobiet zostanie osiągnięty 1 września 2040 r. - tłumaczył Kosiniak-Kamysz.
Obaj szefowie partii koalicyjnych podkreślali wczoraj jedność. - My jesteśmy przyspawani już do siebie na wieki wieków - stwierdził premier Tusk, dodając, iż jest alter ego Waldemara Pawlaka, a Waldemar Pawlak jego alter ego. Dobrej myśli co do dalszej współpracy w ramach koalicji był wicepremier. - Jest jedna taka generalna zasada, że nie należy komentować zdarzeń przyszłych i niepewnych. Jestem przekonany, że znajdziemy kompromis i że będziemy mogli zaproponować rozwiązanie, które będzie lepsze niż propozycje wyjściowe - ocenił prezes PSL.
Bieńkowska zaprzecza, ale potwierdza
Minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska po spotkaniu z premierem zapewniała z kolei, że wykorzystanie przez nasz kraj środków z unijnych funduszy nie jest zagrożone. Minister odniosła się także do artykułu "Dziennika Gazety Prawnej" alarmującego o zablokowaniu przez Komisję Europejską 300 milionów euro z programu operacyjnego Innowacyjna Gospodarka. Rządowa propaganda nie pozwala potwierdzać prawdopodobieństwa wystąpienia tak strasznych rzeczy jak groźba niewykorzystania unijnych funduszy. Bieńkowska wszystkiemu więc zaprzeczyła, potwierdzając blokadę środków. - 300 milionów euro nie jest zablokowane, tylko jest przesunięty ich termin płatności. Te 300 milionów euro leży - przez nas położone Komisji Europejskiej do zwrotu i czeka na swoją kolej do zwrotu - aż wyjaśnimy kwestię 30 milionów euro, w których znaleźliśmy błędy - przekonywała. Czym różni się "zablokowanie" środków od przesunięcia ich terminu płatności? Chyba jednak w tym przypadku niczym. Za chwilę bowiem Elżbieta Bieńkowska stwierdziła: - Mamy nadzieję, że po 2 marca te pieniądze będą odblokowane i będą wypłacone te środki, które mają przesunięty termin płatności - powiedziała. Przekonywała, że "przesunięcie terminu płatności" wynika ze znalezienia przez polskich kontrolerów nieprawidłowości przy rozliczaniu zaliczek na poczet realizacji projektów inwestycyjnych, na kwotę 30 milionów euro. - Wdrażanie tych pieniędzy przy około 200 tysiącach projektów nie jest rzeczą bezbolesną, jak czasami się wydaje, patrząc na Ministerstwo Rozwoju Regionalnego, tylko zdarza się tam wiele sytuacji, które musimy wykrywać i wyjaśniać - przekonywała minister rozwoju regionalnego. Zapewniła, że niewykorzystanie środków z unijnych funduszy nam nie grozi. - Zgodnie z tym, jakie ja dostałam polecenie od pana premiera cztery lata temu, ale też zgodnie z tym, co ja bardzo wyraźnie czuję, Polska nie odda, nie zwróci, nie straci ani jednego euro i mogą mnie państwo za to słowo trzymać. My nie stracimy żadnych pieniędzy - zadeklarowała Bieńkowska.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik Piątek, 24 lutego 2012, Nr 46 (4281)
Autor: au