Rząd widzi przypadek "jakiegokolwiek polityka"
Treść
Aresztowany wczoraj na trzy miesiące Ryszard C. napadł i zamordował w siedzibie okręgu łódzkiego Prawa i Sprawiedliwości asystenta europosła Janusza Wojciechowskiego - Marka Rosiaka. Podczas zatrzymania jasno deklarował, iż "nienawidzi PiS-u" i chciał zamordować Jarosława Kaczyńskiego. Tymczasem z informacji podanych przez ministrów rządu Donalda Tuska wynika, iż głównym celem wcale nie miał być lider największej partii opozycyjnej, lecz "jakikolwiek polityk". Ryszard C. miał tak opowiadać, wygłaszając monolog po swoim zatrzymaniu.
Sejm wysłuchał wczoraj informacji rządu w sprawie ataku na biuro Prawa i Sprawiedliwości w Łodzi. Politykom największej partii opozycyjnej, którzy od chwili zamordowania pracownika ich biura zwracają uwagę, iż do tragedii doprowadziła m.in. socjotechnika stosowana przez ekipę Donalda Tuska i różnego rodzaju nawoływania stronników rządzących do unicestwienia Prawa i Sprawiedliwości, argumenty starał się odebrać szef MSWiA Jerzy Miller. Według niego, Ryszard C. wcale nie założył z góry, iż zamorduje Jarosława Kaczyńskiego. Co więcej, za cel miał sobie najpierw obrać innych. Według ministra Millera, Ryszard C. zabójstwo "jednego z polskich polityków" planował od ponad roku.
W tym celu, kontaktując się ze światem przestępczym, Ryszard C. miał próbować zdobyć karabin Kałasznikow. Broni jednak nie uzyskał. - Stwierdził, że w jedną z poprzednich sobót wybrał się do Warszawy, aby zabić polityka SLD - mówił Miller. Według szefa MSWiA, do zamachu nie doszło, gdyż czający się przed siedzibą SLD Ryszard C. miał nie rozpoznać swojego celu. - Kiedy indziej podejrzany udał się w rejon Pałacu Prezydenckiego, gdzie, jak określił, zamierzał zabić innego polityka strzałem z pistoletu Walther. Do zamachu nie doszło, jego zdaniem, z uwagi na liczną ochronę tej osoby. Nie mógł podejść na odległość "pewnego strzału" - mówił Miller. Według ministra, wtedy Ryszard C. miał zdecydować, że "pierwotny plan dotyczący pozbawienia życia czołowego polityka musi zmienić na zabójstwo innych osób związanych z życiem publicznym". Dopytywany, skąd ma takie informacje, Miller stwierdził, że wynikają one z monologu, jaki Ryszard C. wygłaszał po swoim zatrzymaniu.
Według Millera, aktualnie motywy zbrodni nie są znane, a prokuratura dopiero będzie dociekać, czy morderca mógł działać na czyjeś zlecenie. Miller dodał, że swoją motywację Ryszard C. określał jako "prywatne rozczarowanie polityką".
Minister przedstawiał też Ryszarda C. jako człowieka o zdecydowanie ograniczonej poczytalności. - Podejrzany wyraził żal, że miał przy sobie 49 pocisków, a zdołał użyć tylko ośmiu. Zatrzymany powiedział, że stwierdzono u niego nowotwór i lekarze dają mu pół roku życia. Chciał też, by osadzono go w wieloosobowej celi, aby mógł jeszcze kogoś zamordować. Jest mu obojętne, kim będzie przyszła ofiara - dodał.
Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński powiedział, że ma miejsce próba rozwodnienia sprawy. - Że to niby pod siedzibą SLD, że to niby nie dotyczyło tej jednej partii, chociaż ten pan krzyczał głośno, że "chce zabić Jarosława Kaczyńskiego, że ma za krótką broń". Wszyscy to słyszeli, bardzo wielu to słyszało - mówił prezes PiS. Kaczyński powiedział podczas debaty nad informacją rządu, że trwa atak na Prawo i Sprawiedliwość, ale przede wszystkim na wielką część społeczeństwa, której w gruncie rzeczy odmawia się praw obywatelskich. Kaczyński przypomniał hasło: "Zabierz babci dowód". - Co to w gruncie rzeczy oznacza? To oznacza, że ludzie starsi mają nie mieć praw obywatelskich? - mówił. Przypomniał także o odwoływaniu się do stwierdzeń, że na PiS głosują ludzie ze wsi czy też ci, którzy są "bardziej praktykujący religijnie niż inne elektoraty". Czy ludzie ze wsi nie mają praw obywatelskich? Czy ludzie wierzący w naszym kraju mają być pozbawieni praw obywatelskich? - pytał Jarosław Kaczyński.
- Jeśli ktoś wierzy i praktykuje intensywnie, to już wiadomo, że jest z nim "bardzo źle". Jego prawa w gruncie rzeczy powinny być podważane. A jego partia, partia, którą popiera, powinna być kwestionowana - ironizował prezes PiS.
Kaczyński przypomniał także wydarzenia sprzed Pałacu Prezydenckiego, gdzie "krzyż był profanowany, byli bici ludzie, miały miejsce fakty gaszenia papierosów na szyjach modlących się kobiet, oddawanie moczu na palące się znicze, które miały uczcić poległych w katastrofie smoleńskiej, w tym szczególnie znienawidzonego prezydenta". Prezes PiS stwierdził, że nie reagowali na to funkcjonariusze policji i ABW, a przecież wszyscy obywatele mają równe prawo do ochrony. - Policjant ma obowiązek interweniowania w takiej sprawie. Jeżeli nie interweniuje, to znaczy, że ma odpowiedni zakaz. Ten, kto zakaz wydał, dopuszcza się przestępstwa - uważa Kaczyński. W jego ocenie, tragedia w Łodzi wynika właśnie z tej kampanii, która jest prowadzona przynajmniej od pięciu lat.
Podobną wersję, jak przedstawiona w informacji rządu, powielał prezydent Bronisław Komorowski. - Zbrodnię popełniono na działaczu PiS, ale przecież równie dobrze mogła to być zbrodnia popełniona na każdym innym polskim polityku. No bo mamy do czynienia z szaleńcem - mówił prezydent w wywiadzie dla TVN. Bronisław Komorowski zapowiedział, że wykona "jeszcze jeden gest pod adresem Jarosława Kaczyńskiego", deklarując, że być może zadzwoni do prezesa PiS. Jarosław Kaczyński nie przybył do Pałacu Prezydenckiego na zaproszenie prezydenta Komorowskiego, który na wczoraj zaprosił szefów największych partii, by porozmawiać o "ograniczeniu agresji w polityce". W tym czasie Kaczyński uczestniczył w debacie nad informacją rządu. Zamiast prezesa PiS na spotkanie z prezydentem udali się: wiceprezes partii Beata Szydło i szef klubu PiS Mariusz Błaszczak. Prezydent jednak ich nie przyjął, ale zaproponował inne godziny spotkania z Jarosławem Kaczyńskim, który już zadeklarował, że na spotkanie z Bronisławem Komorowskim się nie wybiera. - Wyraziłem swój pogląd po sprawie krzyża na temat mojego stosunku do prezydenta i sprawa się nie zmieniła - mówił Kaczyński.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 2010-10-22
Autor: jc