Rząd się nie zamieni
Treść
Rząd nie przewiduje wystąpienia o zamianę terminu polskiego przewodnictwa w Unii Europejskiej. Polskie przewodnictwo przypada na drugie półrocze 2011 roku. Wtedy też będzie w naszym kraju dość gorący okres, gdyż na jesień 2011 roku przypadają następne wybory parlamentarne. W listopadzie rząd przyjmie projekt przygotowań do polskiej prezydencji. Jej organizacja kosztować ma 330 milionów złotych. Sejm wysłuchał wczoraj informacji rządu w sprawie przygotowań do objęcia przez Polskę przywództwa w Unii Europejskiej. Sekretarz stanu w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej Mikołaj Dowgielewicz poinformował, że wstępna dyskusja o priorytetach polskiej prezydencji odbędzie się w pierwszym półroczu przyszłego roku. A na przełomie 2009 i 2010 roku mogłyby zostać sformułowane uzgodnienia projektów, jakie Polska podczas swojego półrocznego przewodniczenia Unii będzie chciała przeprowadzić. Dowgielewicz wyraził nadzieję, że debata nad priorytetami polskiego przywództwa będzie miała ponadpartyjny charakter. Trwają przygotowania logistyczne do organizacji przywództwa. Wiąże się ono bowiem z przygotowaniem wielu międzynarodowych spotkań np. unijnych ministrów, a także nieformalnych szczytów unijnych. Polską bolączką jest jednak brak odpowiednich centrów konferencyjnych wysokiej klasy. Według Dowgielewicza, trwają "zaawansowane prace" nad lokalizacją spotkań w Warszawie. Dla regionów ma być ogłoszony konkurs na miejsca tychże spotkań, które odbędą się także poza stolicą. Do ich obsługi szkoleni będą też polscy urzędnicy. W przyszłym roku na przeszkolenie 1,2 tys. osób zarezerwowano 8 milionów złotych. Brak centrów konferencyjnych z prawdziwego zdarzenia to nie jedyna niemerytoryczna trudność, która może zaszkodzić w spokojnym zorganizowaniu polskiego przywództwa w Unii Europejskiej. Kalendarz wyborczy wskazuje, że na jesieni 2011 roku przypada termin kolejnych wyborów parlamentarnych. A okres kampanii wyborczej jest u nas zwykle bardzo gorący i korzystnie na sprawowanie przez Polskę przewodnictwa raczej nie wpłynie. Nieoficjalnie pojawiały się już pomysły, aby z tego powodu wybory przełożyć. Jednakże zdaniem Karola Karskiego (PiS), pomysł wydłużenia kadencji, aby rząd Donalda Tuska sprawował władzę do końca przewodnictwa Polski w Unii, a więc również w okresie, w którym na rządzenie nie będzie już miał mandatu społecznego - to kuriozum. Z drugiej strony - skrócenie kadencji może być tratowane jako "próba wcześniejszej ucieczki rządzących przed odpowiedzialnością za to, co narobili". Karski pytał Dowgielewicza, czy rząd rozważa zamianę z innym krajem np. na późniejszy okres przewodnictwa. Tym bardziej że analogiczny manewr przeprowadziły w 2006 roku Niemcy, którzy z powodu przypadających u nich wyborów zamieniły się okresem przewodnictwa w UE z Finlandią. - Rząd Donalda Tuska zdecydował, że nie zamienimy się na prezydencję z nikim innym. Uważamy, że dla skutecznego przeprowadzenia prezydencji, dla skutecznego realizowania naszych priorytetów obecny układ kalendarzowy jest najlepszy - mówił Dowgielewicz. Jak argumentował, wystąpienie o przełożenie prezydencji prowadziłoby do tego, że "oddalibyśmy w ten sposób pewien kapitał polityczny, który zyskujemy, i w związku z tym nie mamy zamiaru tego zrobić". Artur Kowalski "Nasz Dziennik" 2008-11-07
Autor: wa