Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rosyjscy "przyjaciele" nie dopisali

Treść

To nie tak miało być. Premier Donald Tusk po wysłaniu w połowie grudnia uwag rządu do raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego miał spokojnie oczekiwać, aż Rosjanie, po zaakceptowaniu postulatów rządu, sformułują ostateczny raport w sprawie katastrofy smoleńskiej. Od jednego z polityków z obozu Donalda Tuska dowiedzieliśmy się, iż premier otrzymał od strony rosyjskiej zapewnienie, że uwagi strony polskiej zostaną uwzględnione, dlatego spokojnie mógł pojechać z rodziną na urlop.
Uwagi do raportu MAK nie dość, że zostały zignorowane, to dodatkowo kpiący z Polaków i upokarzający nas raport przyjaciele Rosjanie przedstawili bez konsultacji terminu ze stroną polską, gdy premier przebywał na urlopie. Szef rządu zapowiedział wczoraj wystąpienie do Rosjan o uzgodnienie wspólnej wersji raportu. Stwierdził, iż nie podważamy jego treści, lecz podnosimy kwestie pewnych braków i uchybień. - My tę część odpowiedzialności za przyczyny katastrofy będziemy brać na siebie - mówił premier, nie wykluczając, że polskie ustalenia pokażą jeszcze trafniej te uchybienia, które były po polskiej stronie. Lecz, jak zaznaczył, "druga strona też powinna mieć odwagę i gotowość do pokazania całości obrazu". Tusk zapowiedział ujawnianie wszystkich materiałów, którymi dysponuje strona polska.
Premier stwierdził, iż w raporcie MAK i w pracach nad nim zabrakło rzetelności, która umożliwiłaby stwierdzenie faktu, że "co najmniej okoliczności, jeśli nie przyczyny", są również po stronie rosyjskiej. - Mówię o lotnisku czy wieży kontrolnej - sprecyzował Tusk.
Szef rządu ubolewał, że Rosjanie ogłosili raport bez uprzedzenia. Zaznaczył, że jeśli nie będą zainteresowani konsultacjami nad raportem, to Polska odwoła się do instytucji międzynarodowych. Rząd ma rozważać możliwość - zgodnie z konwencją chicagowską - wystąpienia o arbitraż do Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ICAO).
Prawo i Sprawiedliwość złożyło wczoraj wniosek o pilne zwołanie specjalnego posiedzenia Sejmu, w czasie którego omówiono by raport MAK, a na pytania posłów w tej sprawie odpowiedziałby premier Donald Tusk. Marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna zapowiedział, że dziś takiego posiedzenia na pewno nie będzie, a czy w ogóle dojdzie do jego zwołania, zdecyduje po konsultacji z rządem. W normalnym trybie Sejm zbierze się na posiedzeniu w najbliższą środę. PiS wnioskuje także o uchwałę Sejmu w sprawie odrzucenia raportu MAK. Posłowie tej partii wystąpili na konferencji prasowej na tle wyświetlonych na monitorze fragmentów dzisiejszych publikacji w sprawie raportu MAK w największych zagranicznych dziennikach. Sprowadzały się one, zgodnie z podaną przez Rosjan wersją, do konstatacji, że "pijany dowódca Sił Powietrznych doprowadził do katastrofy lotniczej".
Posłowie PiS zwracali uwagę, iż po ogłoszeniu raportu MAK nie było natychmiastowej reakcji polskich władz. Głosu nie zabierali ani premier, który wypowiedział się dopiero wczoraj późnym popołudniem, ani prezydent. - Podobno prezydent jest chory, ale to go nie usprawiedliwia, że milczy wtedy, kiedy Polska jest hańbiona - ocenił szef klubu PiS Mariusz Błaszczak.
- Chciałabym zapytać premiera o to, dlaczego nie dołożył wszelkich starań, aby Polska uzyskała protokoły sądowo-lekarskie z badań biochemicznych i toksykologicznych załogi Tu-154M i osób przebywających w kokpicie samolotu - mówiła Beata Kempa (PiS). To mogłoby pomóc zweryfikować prawdziwość informacji, jakoby we krwi generała Andrzeja Błasika stwierdzono obecność alkoholu.
Oświadczenie w sprawie treści raportu MAK wydała wdowa po generale Andrzeju Błasiku. - Mój Mąż, pierwszy pilot RP, przygotowywał mnie, że nić jego życia może zostać przerwana w wyniku katastrofy lotniczej. Raport MAK traktuję jako haniebną próbę szkalowania pamięci mojego Męża gen. Andrzeja Błasika - mówiła Ewa Błasik.
Jak podkreśliła, w dostępnym i znanym materiale dowodowym nie ma żadnej przesłanki wskazującej na zawartość alkoholu we krwi gen. Błasika w momencie katastrofy. - Nie ma również dowodów, że mój mąż w jakikolwiek sposób wywierał pośredni czy bezpośredni nacisk na pilotów - zauważyła.
Ewa Błasik jest przekonana, że rząd powinien bronić godności polskich oficerów, w tym godności jej męża - szczególnie w sytuacji, gdy oni sami tego już nie mogą uczynić. - W sprawie tragedii smoleńskiej zawiodły władze państwa polskiego. Liczę jednak, że nie zawiodą Polacy i będą do końca upominać się, by prawda o katastrofie smoleńskiej została ujawniona - zaapelowała.
Artur Kowalski
2011-01-14

Autor: jc