Reset PKW
Treść
Zdjęcie: Andrzej Kulesza/ Nasz Dziennik
Mimo zapewnień przedstawicieli Państwowej Komisji Wyborczej o pełnej gotowości do wyborów system informatyczny znów zawiódł.
Wydarzenia ostatnich godzin pokazują, że Państwowa Komisja Wyborcza nie wyciągnęła żadnych wniosków z kolejnych informatycznych porażek systemu wyborczego. Ten nie po raz pierwszy w historii wyborów okazał się nie tylko niewydolny, ale i niekompletny.
Problemy zaczęły się w niedzielną noc wyborczą, ok. godz. 23.00, kiedy komisje obwodowe zaczęły wysyłać pierwsze protokoły. Okazało się wówczas, że występują problemy z logowaniem do systemu, a jego niedoskonałość odczuwał co drugi-trzeci jego użytkownik. Serwery zostały wyłączone, ponownie skonfigurowane i po północy system zaczął lepiej funkcjonować.
– Specyfika oprogramowania tego typu wyborów jest taka, że w bardzo krótkim czasie jest przesyłana bardzo duża liczba małych plików. Serwer bazy danych być może był źle skonfigurowany, na inne typy przyjmowania danych – tłumaczył Romuald Drapiński, wicedyrektor zespołu prawnego i organizacji wyborów Krajowego Biura Wyborczego, odpowiedzialny za obsługę informatyczną wyborów.
W efekcie serwer „nie wytrzymał takiej dużej liczby przesyłań”. – Oczywiście na testach mieliśmy podobne przepustowości i te konfiguracje się sprawdzały – tłumaczył Drapiński. Jak dodał, w praktyce wyniki głosowania w obwodach można było sporządzać i wysłać, a dopiero po godz. 00.27 były one weryfikowane i zatwierdzane w systemie centralnym, bo właśnie ten system się zatrzymał.
Kiedy już wydawało się, że wybory pójdą „z górki”, pojawiły się problemy z drukowaniem generowanych elektronicznie protokołów. Jak jednak zaznaczała PKW na konferencji ok. godz. czwartej wczoraj rano, występujące problemy mogły tylko „nieco opóźnić” wyniki wyborów, ale opóźnienia miały być „nieistotne”. Niestety skończyło się na zapewnieniach, a w kilku komisjach, m.in. w Koszalinie, Sieradzu, Łomży, Białymstoku, przer- wano prace do godzin popołudniowych. Wczoraj w południe PKW miała podać dalsze informacje, w tym o postępach prac informatyków. Konferencję jednak odwołano, co mogło oznaczać, że system wciąż nie działa jak trzeba.
Programiści czy dyletanci?
Jak tłumaczył producent oprogramowania, problem polegał wyłącznie na druku protokołów w komisjach terenowych, bo dane dochodziły, były analizowane, ale efektów nie dało się przelać na papier (komisja terytorialna – gminna, powiatowa i wojewódzka – drukuje protokół na podstawie wyników ze swojego terytorium i przekazuje go właściwemu komisarzowi wojewódzkiemu, który następnie sporządza zbiorcze wyniki z województwa).
– Tu chodzi wyłącznie o to, że członkowie terytorialnych komisji wyborczych nie widzą wyników obliczenia. Te obliczenia są cały czas prowadzone, te protokoły są cały czas akceptowane, ta liczba rośnie, z tej liczby mamy chociażby wyniki cząstkowe. Jest problem z zobaczeniem tego, co jest wyliczane – wyjaśnia Maciej Cetler, wiceprezes firmy Nabino, która dostarczyła PKW system do podliczania wyników głosowania.
Z kolei Drapiński zapewniał, że tego rodzaju błędy podczas testów systemu wychodziły i były poprawione, a problem z wydrukami to kolejna usterka, nad którą musieli pochylić się informatycy.
Co ciekawe, producent oprogramowania wprost przyznał, że nie był przygotowany na problemy z wydrukiem protokołów i – o zgrozo – bardziej obawiał się, że pojawią się kłopoty z serwerami!
– Bardzo ciężko przewidzieć działania systemu informatycznego o tak dużej złożoności. Nie spodziewaliśmy się wystąpienia takich problemów, które dotyczyłyby rzeczy związanych z wydrukiem. Spodziewaliśmy się dużo większych problemów w zakresie spływów protokołów w zakresie wydajności – tłumaczy Cetler.
Takie wyjaśnienia wskazują, że system nie tylko nie był w pełni przygotowany na wybory, ale też – wbrew zapewnieniom – nie został właściwie przetestowany, a przynajmniej nie zrobiono tego na poziomie komisji terytorialnych. W przeciwnym wypadku problemy z wydrukami zostałyby odpowiednio wcześniej zidentyfikowane.
Jakie państwo, taka informatyzacja
Wczoraj Stefan Jaworski, szef PKW, wskazał, gdzie leży problem kolejnych niepowodzeń przy informatyzacji wyborów. – Problem polega na tym, żeby właściwe organy państwa w odpowiednim momencie zadysponowały odpowiednimi środkami, jak też wprowadziły takie regulacje prawne, które dają nam możliwość pewnych usług, jak i zakupu sprzętu, na zasadach ustalonych w tego typu przedsięwzięciach, czyli byśmy nie byli zdani na łaskę i niełaskę tzw. przetargów publicznych – powiedział Jaworski.
Szef PKW, pytany o ewentualną kontrolę działań Komisji przez ABW, przyznał, że „dostrzega konieczność kontroli organu, który odpowiada za bezpieczeństwo państwa”. Dodał jednak, że nie ma to przełożenia na funkcjonowanie systemu.
Najwyższa Izba Kontroli już zapowiedziała kontrolę wydatkowania publicznych pieniędzy na system informatyczny Państwowej Komisji Wyborczej. – Kontrolerzy Izby sprawdzą, czy pracownicy Krajowego Biura Wyborczego budowali system informatyczny w sposób zgodny z prawem, rzetelny, celowy i gospodarny – powiedział Paweł Biedziak, rzecznik prasowy NIK. Kontrola rozpocznie się na początku stycznia 2015 roku. Taka zapowiedź to jednak tylko medialna zagrywka Izby, bo – jak mówił Jaworski – tego rodzaju kontrola w KBW jest co roku i zazwyczaj trwa właśnie od początku stycznia do końca marca.
Z kolei Jarosław Kaczyński, prezes PiS, zaznaczył, że problemem powinien zająć się parlament. – Jeżeli chodzi o to, że PKW nie ma do siebie żadnych pretensji, to dobre samopoczucie tych pań i panów jest nam znane, tylko że fakty wskazują na coś takiego, co nie powinno jednak podtrzymywać tego dobrego samopoczucia. Zapowiedziana jest kontrola NIK, mówi się o kontroli ABW. Ja sądzę, że i parlament powinien się tym zająć – powiedział szef PiS. Jak dodał, jego klub złoży wniosek o powołanie w Sejmie specjalnej komisji.
Przedłużające się kłopoty spowodowały, że PKW po południu oświadczyła, że czeka na deklarację firmy informatycznej, czy jest w stanie usunąć usterkę, czy też trzeba będzie podsumowywać głosy ręcznie. Zapewniła jednak, że system działa, tyle że nie w pełni, co utrudnia prezentację cząstkowych wyników wyborów. Po godz. 15.00 wciąż prowadzono naprawy, a PKW, obawiając się zarzutów o późną reakcję, zdecydowała o uruchomieniu alternatywnego, ręcznego wyliczania podziału mandatów. – PKW podjęła decyzję, że niezależnie od funkcjonowania systemu informatycznego, który pracuje, chociaż niezbyt wydajnie, i nie zawsze liczy w całości to, co nas interesuje, wprowadzamy pewne alternatywne sposoby podsumowywania wyników wyborów – zaznaczył Jaworski. Jak dodał, na szczeblach komisji obwodowych system działa, stąd PKW ma nadzieję, że uda się usunąć usterki, a jeśli nie, podział mandatów zostanie wyliczony tradycyjną metodą.
Wczoraj Komisja nie miała sobie nic do zarzucenia. Jak wyjaśniał Drapiński, błędy powstały po stronie wykonawcy. – Myślę, że dołożyliśmy wszelkich starań, testy były realizowane przez bardzo dużą liczbę operatorów obwodowych komisji i komisji terytorialnych, trwały około 10 dni – powiedział. Jak zaznaczył, wybrana w przetargu firma wykazała odpowiednie doświadczenie w dużych projektach i spełniła wymogi dotyczące m.in. „wolumenu i czasów reakcji”. Firma Nabino była jednak jedynym wykonawcą, jaki stanął do przetargu. Za jej usługi PKW miała zapłacić 429 tys. złotych. W ocenie PKW, taka sytuacja niczego nie usprawiedliwia, ale wiele wyjaśnia.
Stary scenariusz
Problemy z informatyzacją wyborów to nie nowość. Ostatnio system zawiódł na początku września br. w czasie wyborów uzupełniających do Senatu i był to poważny dzwonek alarmowy dla Komisji. Niemniej historia informatycznych porażek ciągnie się już za PKW od kilkunastu lat, a bodaj najgłośniejsza afera informatyczna związana z obsługą wyborów miała miejsce w 2002 roku. Wystąpiły wówczas problemy już na etapie logowania się do sytemu przez obsługę informatyczną w poszczególnych komisjach. Problem był znany przed wyborami, bo ułomność systemu wykazały testy. Uznano jednak, że usterka zostanie poprawiona, a serwery będą wzmocnione. Wskazywano też, że w rzeczywistości operatorzy poszczególnych komisji nie będą logować się jednocześnie, więc problem nie powinien być dotkliwy. Stało się inaczej. W świetle takich doświadczeń przygotowania do wyborów samorządowych w tym roku nie napawały optymizmem. W czwartek Drapiński zapewniał, że system informatyczny jest gotowy, a przeprowadzony test wykazał błędy, które zostały poprawione. Pojawiały się wówczas problemy z dostępnością systemu dla pełnomocników komisji terytorialnych. Komisje obwodowe mogły przesyłać dane. Zdecydowano jednak, że kolejnego testu nie będzie. Dodano tylko kolejne serwery, choć wskazywano, że do takich obciążeń jak podczas testu w trakcie wyborów nie dojdzie. Jak się okazało, niewydolny system w noc wyborczą trzeba było jednak zresetować i niestety był to najmniej dotkliwy problem.
Marcin AustynNasz Dziennik, 18 listopada 2014
Autor: mj