Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Reforma bez strategii

Treść

Centralizacja szkolnictwa wyższego, wprowadzanie niepotrzebnej biurokracji, zaniżanie rangi tytułów naukowych i konieczność opłaty za drugi kierunek studiów - to tylko niektóre z bardziej kontrowersyjnych założeń rządowej nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym, której procedowanie rozpoczęło się w Sejmie. Większość parlamentarzystów uważa, że to przedwczesne, bo dyskusje nad ostatecznym kształtem projektu powinny być jeszcze w fazie konsultacji.
W uzasadnieniu Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego proponowana ustawa "wynika z potrzeb dostosowania naszego systemu szkolnictwa do skali zadań", a przewidywane rozwiązania mają podnieść jakość i efektywność szkolnictwa wyższego. Wszystkie kluby parlamentarne są jednak zgodne, że w obecnym kształcie ustawa nie może zostać przyjęta z powodu wielu budzących wątpliwości zapisów. Poseł Andrzej Smirnow, przewodniczący sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży, w imieniu Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej pozytywnie zaopiniował rządowy projekt. - Przewidujemy, że prace nad ustawą będą przebiegały dosyć długo, ponieważ jest to bardzo złożona ustawa - zawartych jest w niej aż 151 poprawek. Platforma będzie wnioskować o wysłuchanie publiczne ustawy - zadeklarował poseł Smirnow. Przedstawiciel PSL, poseł Tadeusz Sławecki, wiceprzewodniczący sejmowej komisji, zwrócił uwagę na to, że w projekcie ustawy są zapisy, które mogą stanowić zagrożenie dla wyższych szkół zawodowych, poza tym kwestia odpłatności za drugi kierunek studiów i możliwość studiowania na dwóch kierunkach tylko dla najzdolniejszych również budzi kontrowersje. Sławecki ma też zastrzeżenia do kategoryzacji uczelni wyższych. W jego ocenie, w projekcie brak dookreślenia w tej materii, co może prowadzić do umniejszania rangi niektórych uczelni, szczególnie wyższych szkół zawodowych. O wysłuchanie publiczne projektu postulowała również Krystyna Łybacka z SLD.
Według Ryszarda Terleckiego (PiS), istnieje obawa, że tak szybkie wejście ustawy pod obrady sejmowe, pomimo jeszcze niezakończonych dyskusji nad jej kształtem, to element ofensywy legislacyjnej zapowiadanej przez PO. - Co znamienne, strategia rozwoju szkolnictwa wyższego cały czas jest dyskutowana, a przecież logiczne byłoby, gdyby nowelizacja ustawy o szkolnictwie wyższym była poprzedzona przyjęciem strategii. Poza tym w ustawie są liczne zapisy kontestowane przez związki zawodowe, czego świadectwem były pikiety podczas inauguracji na niektórych uczelniach - zauważa parlamentarzysta. I wytyka, że projekt zakłada rozrost biurokracji na uczelniach, ponieważ wprowadza ona ocenę okresową (co dwa lata) pracowników, którzy nie mają tytułu profesora. Terlecki obawia się, że ustawa zostanie zbyt szybko przyjęta, co będzie z jednej strony chwytem kampanijnym partii rządzącej, a z drugiej - zablokuje możliwość dalszego procedowania i po prostu poprawienia projektu.
Poseł Artur Górski (PiS) dostrzega, że poprzez forsowanie tych zmian "rząd zmierza do zwiększenia ingerencji w funkcjonowanie szkolnictwa wyższego, co grozi istotnym ograniczeniem autonomii uczelni wyższych choćby w obszarze postępowania habilitacyjnego czy nadawania tytułu profesora". - Z hucznych zapowiedzi głębokiej reformy szkolnictwa niewiele zostało. Pewne kwestie, owszem, wymagały nowych regulacji, ale niektóre zaproponowane rozwiązania budzą zdziwienie i niepokój - stwierdził w Sejmie Górski. Jak podkreślił, to Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów będzie powoływała większość członków komisji habilitacyjnej i jeśli powstanie rozbieżność między opinią komisji a stanowiskiem rady uczelni, to będzie ona mogła cofnąć tej jednostce organizacyjnej uprawnienie do nadawania stopnia naukowego doktora habilitowanego. Ponadto, jak zauważył parlamentarzysta, w przypadku postępowania o nadanie tytułu profesora Centralna Komisja będzie mogła wybierać recenzentów nie tylko z grona kandydatów zaproponowanych przez uczelnie, ale także spośród innych osób, bez określonych kryteriów. Posła Artura Górskiego najbardziej zaniepokoił fakt zwiększenia kompetencji i pola uznawalności w działaniu Centralnej Komisji, która przecież już dziś budzi kontrowersje.
Zaniepokojeni zmianami proponowanymi w ustawie są również reprezentanci środowiska naukowego. - Zmiany zawarte w ustawie dotyczą w pierwszym rzędzie habilitacji. Mam tu na myśli nowość forsowaną w projekcie przez obecną panią minister, a mianowicie, aby habilitacja stała się dziełem tak naprawdę Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów. Członkiem komisji - zgodnie z projektem nowej ustawy - powinien być profesor o największym autorytecie naukowym, ale jednocześnie aktywny naukowo, który w ocenianych latach opublikował jeden artykuł w wyróżnionym przez premiera czasopiśmie lub też jeden do trzech w czasopiśmie recenzowanym - wyjaśnia rektor Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu o. dr Krzysztof Bieliński. - Do tej pory członkiem Centralnej Komisji mógł zostać profesor o olbrzymim dorobku naukowym. Oznacza to, że dokonałaby się znów centralizacja władzy i centralizacja wybieranej przez rządzących komisji, która będzie nadawała habilitacje - dodaje.
Zarówno o. dr Krzysztof Bieliński, jak i wielu innych przedstawicieli środowiska naukowego zwracają uwagę na to, że centralizacja ta staje się jeszcze bardziej widoczna, jeżeli wziąć pod uwagę założenia reformy dotyczące profesury. Pod płaszczykiem konieczności odmłodzenia zespołu profesury proponuje się pięciu recenzentów wniosków o nadanie tego tytułu. Rada naukowa uczelni wybranej przez starającego się o profesurę ma przesyłać do komisji nazwiska dziesięciu kandydatów na recenzentów. Komisja ma wyznaczać pięciu, ale nie jest zobowiązana do przyjęcia kogokolwiek z tych proponowanych. - W ten sposób nowe prawo miałoby gwarantować "obiektywność" oceny? - pyta nasz rozmówca.
Pomysłem, który budzi wiele niepokoju jest również to, że profesorowie będą oceniani na podstawie dwóch nowych kryteriów, czyli zdobywania funduszy na badania, czego konsekwencją będzie, w ocenie o. dr. Bielińskiego, to, że profesor musi stać się ekonomistą zbierającym pieniądze, a to nie jest powołaniem naukowca. Tym drugim niepokojącym kryterium jest atak na dotychczasową autonomię uniwersytetów, tzn. proponowany stały "monitoring" wykładających, skutkujący także ewentualnym "wyrzuceniem z pracy". Według założeń reformy minister Barbary Kudryckiej, także studenci będą opiniować profesorów. - W efekcie zaprowadzi to do studentokracji. Młodzież akademicka otrzyma zbyt dużą władzę, co skutkować może tym, że niekoniecznie wymagający profesor, czyli ten, który nauczy, będzie dobrze oceniany przez studentów - podkreśla o. dr Krzysztof Bieliński.
W ocenie naszego rozmówcy, sam projekt został napisany językiem nieprofesjonalnym i życzeniowym oraz obciążony jest wadami koncepcyjnymi, czyli ekonomizacją i degradacją dziedzin humanistycznych, a to prosta droga do uśmiercenia życia naukowego uczelni.
Paulina Jarosińska
Nasz Dziennik 2010-10-08

Autor: jc