Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Redukcja CO2 kosztem najuboższych

Treść

(FOT. R. SOBKOWICZ)

Choć jesteśmy jednym z najbogatszych w surowce krajów Unii Europejskiej, wleczemy się w ogonie outsiderów zagrożonych ubóstwem energetycznym. Obok braku narodowej polityki energetycznej dobija nas uleganie europejskim naciskom i partycypacja w utopijnej polityce klimatycznej Unii. Płaci za to ogół Polaków krociowymi rachunkami za energię, ale największy ciężar ponoszą najuboższe polskie rodziny, emeryci i renciści.

Utopia polityki klimatycznej

Pierwszy pakiet klimatyczno-energetyczny, zwany w skrócie „pakietem 3x20”, zakłada 20-procentową redukcję emisji gazów cieplarnianych, zwiększenie efektywności energetycznej o 20 proc. oraz zwiększenie wykorzystania energii ze źródeł odnawialnych (OZE) do 20 procent. Wszystko to ma się dokonać do roku 2020 w imię przeciwdziałania jeszcze niedawno „ociepleniu klimatu”, a po zdemaskowaniu związanych z tym pojęciem nadużyć naukowych – „zmianom klimatycznym”, jak określa się obecnie w unijnej nowomowie cel tych posunięć.

Jak dotąd większość redukcji emisji gazów cieplarnianych w UE w ramach tego pakietu została osiągnięta w nowych krajach członkowskich, gdyż kraje tzw. starej Unii dokonały modernizacji swoich systemów energetycznych znacznie wcześniej. Polska jest szczególnie dotknięta polityką klimatyczną Unii, ponieważ polski sektor energetyczny generuje ok. 90 proc. energii w wysokoemisyjnych elektrowniach węglowych, które są w ramach polityki klimatycznej Unii w dłuższej perspektywie praktycznie skazane na likwidację. Co prawda Polska w wyniku transformacji i likwidacji szeregu gałęzi swojego przemysłu zmniejszyła emisję CO2 aż o 35 proc., jednak unijni decydenci, wbrew wcześniejszym ustaleniom, nie zaliczyli do „pakietu 3x20” redukcji gazów dokonanych przed wstąpieniem Polski do UE, co naraża polski przemysł na miliardowe inwestycje.

Choć nikt już nie wierzy w skuteczność wpływu tych zabiegów na globalny klimat, gdyż jest on zależny od ludzkich działań w niewielkim stopniu, a najwięksi emitenci dwutlenku węgla, jak USA, Chiny, Indie, Brazylia czy Rosja, nie są nimi specjalnie zainteresowani, za miesiąc Rada Europy ma podjąć decyzję w sprawie jeszcze „ambitniejszych” wymogów polityki energetyczno-klimatycznej. Komisja Europejska proponuje, aby każde z unijnych państw do 2030 roku dokonało 40-procentowej redukcji emisji dwutlenku węgla oraz uzyskało 27-procentowy udział w produkcji energii niezwykle drogich odnawialnych źródeł energii (OZE).

Eksperci alarmują, że wymogi nałożone na Polskę w związku z realizacją pierwszego pakietu klimatycznego podkopują nasze bezpieczeństwo energetyczne, a wprowadzenie pakietu drugiego całkowicie zniweczy szanse na istotne zmniejszenie dystansu dzielącego nas od bogatych krajów tzw. starej Unii przez utratę konkurencyjności wielu sektorów naszego przemysłu.

Ubóstwo energetyczne

Wielu polskich naukowców i szereg instytucji od lat wskazuje na grożące Polsce na skutek wprowadzania wymogów unijnej polityki energetyczno-klimatycznej postępujące ubóstwo energetyczne. Terminem tym jest określany brak środków wystarczających na zakup energii zaspokajającej podstawowe potrzeby gospodarstwa domowego. Przyjmuje się, że do takiej sytuacji dochodzi wtedy, gdy gospodarstwo wydaje na energię elektryczną, gaz i inne paliwa (ale niezwiązane z celami transportowymi) ponad 10 proc. swojego dochodu.

W opracowaniu pt. „Czy grozi nam ubóstwo? Analiza potencjalnych skutków unijnej polityki walki z globalnym ociepleniem dla gospodarstw domowych w Polsce” prof. Leszek Jurdziak z Wydziału Geoinżynierii, Górnictwa i Geologii Politechniki Wrocławskiej wskazuje na rosnące w szybkim tempie od czasu wejścia Polski do UE ceny nośników energii. Ceny gazu zwiększały się w tempie 12,3 proc., a energii elektrycznej – 5 proc. rocznie. Znacznie wolniej, bo w tempie 0,9 proc. rocznie, rosło zużycie energii elektrycznej w gospodarstwach domowych.

Okazuje się, że po uwzględnieniu niewielkiej siły nabywczej polskich zarobków nośniki energii w Polsce są obecnie jednymi z najdroższych w Europie. Jeszcze drożej jest w zaledwie czterech państwach UE, a unijna średnia cena tych nośników jest względnie niższa niż w Polsce o blisko 22 procent. Nic dziwnego, że konsumpcja energii elektrycznej w przeliczeniu na osobę jest w Polsce dwa razy mniejsza niż średnia w Unii Europejskiej.

– Po prostu nas na nią nie stać – konkluduje prof. Jurdziak.

Jak wynika z danych GUS, średnie wydatki na nośniki energii w Polsce już kilka lat temu przekroczyły 12 proc. dochodu przypadającego na statystycznego Polaka i wykazują tendencję wzrostową. Przy uwzględnieniu niesymetrycznego rozkładu dochodów już teraz zdecydowaną większość gospodarstw domowych w Polsce można określić jako dotkniętych ubóstwem energetycznym. Jest to szczególnie widoczne w budżetach emerytów i rencistów, u których udział wydatków na energię stanowi od 15,7 do 17,2 proc. wszystkich wydatków.

Do podobnej konkluzji dochodzą autorzy opracowania Instytutu Ekonomicznego Narodowego Banku Polskiego pt. „Krótkookresowe skutki makroekonomiczne pakietu energetyczno-klimatycznego w gospodarce Polski”. Wskazują oni, że w latach 2013-2014 najsilniej ubóstwem energetycznym dotknięte będą biedne gospodarstwa domowe stanowiące ok. 70 proc. całej kategorii, w tym w szczególności emeryci i renciści oraz utrzymujący się z niezarobkowych źródeł.

– Wprowadzenie pakietu klimatycznego, które przełoży się na wzrost cen energii, zwiększy liczbę gospodarstw domowych o wydatkach na energię większych niż 10 proc. dochodu o blisko 2 proc. – wskazują specjaliści z NBP.

Zdaniem związkowców z „Solidarności”, w dłuższej perspektywie pakietu 2030 za realizacje polityki klimatycznej zapłacimy nawet trzykrotnym wzrostem cen energii.

Przedwyborcze dopłaty do energii

Gospodarstwa domowe to ostatni sektor branży energetycznej, gdzie ceny reguluje państwo. Dzięki temu podwyżki rachunków za prąd nie szybują w górę, ale pełzną podwyższane co roku o kilka procent. Ale i tak stanowią zbytnie obciążenie najsłabiej sytuowanych gospodarstw domowych, dlatego niezbędna jest pomoc państwa.

Rządząca od siedmiu lat Platforma Obywatelska dopłaty do rachunków za elektryczność i gaz dla najuboższych zaczęła obiecywać jeszcze przed poprzednimi wyborami samorządowymi. Michał Boni zapewniał, że ustawa regulująca tę pomoc ma wejść w życie od 1 stycznia 2010 roku. Później obietnicę tę systematycznie podtrzymywano i przesuwano w czasie, wykorzystując w kolejnych kampaniach. Ostatecznie doczekała się ona spełnienia w 2014 r., ale i tak z falstartem.

Według obowiązującej od 1 stycznia nowelizacji ustawy Prawo energetyczne, rodzinom, w których dochód na głowę nie jest wyższy niż 1039 zł brutto, a więc rodzinom uprawnionym do tzw. dodatków mieszkaniowych, przysługuje również tzw. dodatek energetyczny. Na dodatki dla ok. 400 tys. takich rodzin rząd wyasygnował 115 mln zł, co opozycja uznała za kwotę śmiesznie małą.

Istotnie, dodatki nie porażają wysokością. Jeżeli gospodarstwo domowe jest prowadzone przez osobę samotną, to dodatek wynosi 11 zł 36 gr miesięcznie, gdy składa się z 2 do 4 osób wzrasta do 15,77 zł, a gdy liczy co najmniej 5 osób, to jego kwota osiąga 18 zł 93 grosze.

Okazało się, że dodatek energetyczny w tej wysokości nie budzi wielkiego zainteresowania. Przez pół roku w Łodzi skorzystało z niego 2,2 tys. osób na ponad 13 tys. uprawnionych, w Krakowie 1,3 tys. na 21,7 tysiąca. W Lublinie do końca sierpnia przyznano 3237 dodatków energetycznych przy ponad 6 tys. dopłat do mieszkania.

– Problemy zrodziły się stąd, że ustawodawca nie zwolnił tych wnioskodawców od opłaty skarbowej, gdy tymczasem przy dodatku mieszkaniowym takie zwolnienie przy składaniu wniosków było – tłumaczy początkowe niewielkie zainteresowanie dopłatami Grażyna Zioło, dyrektor wydziału mieszkaniowego Urzędu Miejskiego w Lublinie. Poza tym kwoty tych dodatków energetycznych nie są duże. Ostatecznie 13 lutego br. Ministerstwo Finansów wydało rozporządzenie „w sprawie zaniechania poboru opłaty skarbowej…”, zwalniające z konieczności zapłacenia przy złożeniu wniosku 10 zł, a więc kwoty nieomal równej miesięcznemu dodatkowi dla samotnych osób.

Zdaniem ekonomisty posła Zbigniewa Kuźmiuka, dodatek energetyczny to wstęp do planowanego przez rząd uwolnienia cen energii elektrycznej dla gospodarstw domowych, co będzie nieuniknione w miarę realizowania wytycznych polityki energetyczno-klimatycznej UE.

„Tak więc zaprojektowanie symbolicznego wsparcia finansowego w postaci dodatku energetycznego dla mniej więcej 400 tysięcy rodzin w Polsce pozwoli na znaczące podwyżki cen energii elektrycznej dla milionów Polaków” – pisze na swoim blogu poseł Kuźmiuk.

Adam Kruczek
Nasz Dziennik, 20 września 2014

Autor: mj