Przestępstwo "Gazety Wyborczej"
Treść
Plagiat, naruszenie praw autorskich, kradzież cudzej własności intelektualnej i skrajne naruszenie zasad etyki dziennikarskiej - tak specjaliści z dziedziny mediów oceniają sobotnią publikację dziennikarzy "Gazety Wyborczej": Piotra Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego. Tego dnia "Gazeta Wyborcza" zamieściła "wywiad" z ojcem Tadeuszem Rydzykiem, dyrektorem Radia Maryja. Rzecz w tym, że takiej rozmowy nigdy nie było. Dziennikarze "GW" wykorzystali - wyrwane z kontekstu - wypowiedzi o. Tadeusza Rydzyka udzielane innym mediom oraz nieprawdziwe materiały zamieszczane przez jeden z portali internetowych, by opublikować spreparowaną "rozmowę" z dyrektorem Radia Maryja. - Złamano cudze prawa autorskie, prawa cywilne ojca Tadeusza Rydzyka, prawa cywilne dziennikarzy - autorów wywiadów, których fragmenty ukradziono. Za to może być zasądzona dotkliwa kara finansowa. Sprawa powinna trafić do sądu. Choćby dlatego, żeby uzmysłowić ludziom, jak dalece "Gazeta Wyborcza" potrafi dokonywać przestępstw medialnych - twierdzi Anna Pietraszek, członek Rady Etyki Mediów (REM), zasiadająca również w zarządzie Polskiego Radia. Przed kilkoma miesiącami środowiskiem dziennikarskim w Stanach Zjednoczonych wstrząsnęło wyznanie dziennikarza jednej z największych amerykańskich gazet, który przyznał, że większość publikowanych przez niego wywiadów i artykułów prasowych była sfingowana, zaś materiały wykorzystywane przez niego pochodziły z publikacji innych autorów, znalezionych w internecie. Dziennikarz manipulant został natychmiast zwolniony z pracy, a gazeta przeprosiła swoich czytelników. Co jednak w Stanach Zjednoczonych zostało ocenione bardzo surowo - jako przestępstwo i niedopuszczalne złamanie zasad etyki dziennikarskiej - w Polsce uchodzi za dopuszczalne. Przynajmniej w środowisku "GW", która w minioną sobotę zamieściła rzekomy wywiad z ojcem Tadeuszem Rydzykiem, dyrektorem Radia Maryja, zatytułowany "Poraził mnie jasny błysk". Wywiad zmanipulowany i sfingowany, nigdy bowiem jego autorzy: Piotr Głuchowski i Marcin Kowalski, rozmowy z dyrektorem Radia Maryja nie przeprowadzili, a wykorzystane w nim wypowiedzi zostały zaczerpnięte z wywiadów udzielanych innym mediom, wyrwane z kontekstu i dostosowane do tendencyjnych pytań przygotowanych przez dziennikarzy "GW", z których wyłania się intencja oczernienia założyciela Radia Maryja. Specjaliści od kampanii nienawiści - Zapisy prawa prasowego zapewniają rozmówcy prawo do autoryzacji wywiadu, przygotowywanie natomiast sfingowanej rozmowy na podstawie oderwanych wypowiedzi dla innych mediów bez wiedzy i zgody osoby zainteresowanej jest po prostu zaprzeczeniem podstawowych zasad pracy dziennikarza. "Gazeta Wyborcza" złamała więc prawo i zasady etyki dziennikarskiej - podkreśla prof. Krystyna Czuba, medioznawca z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego i ekspert prawa prasowego. Piotr Głuchowski i Marcin Kowalski to specjaliści "GW" od ataków wymierzonych w Radio Maryja i jego założyciela. Dali się już poznać wcześniej z publikacji, w których pod z góry założoną tezę dokonywano celowej manipulacji, mieszając fakty z półprawdami i przekłamaniami. Tylko w tym roku opublikowali szereg takich artykułów, m.in.: "Co ojciec Rydzyk zrobił z pieniędzmi na stocznię" (18.02), "Giełdowe gry Radia Maryja" (10.04), "Przyboczny Rydzyka stracił na giełdzie miliony" (8.04) czy "Radio Maryja wzięło pieniądze dla siebie" (13.04), w których bezpodstawnie zarzucano o. Tadeuszowi Rydzykowi finansowe nieprawidłowości, sugerowano wyłudzenie pieniędzy na Stocznię Gdańską i rzekome malwersacje finansowe. Cel tej zmasowanej kampanii nienawiści był oczywisty - przedstawić dyrektora Radia Maryja jako oszusta i doprowadzić do wszczęcia przeciwko niemu prokuratorskiego postępowania. Sęk w tym, że prowadzone na bezpośrednie polecenie ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry prokuratorskie śledztwo całkowicie zdezawuowało doniesienia dziennikarzy "GW" jako nieprawdziwe. Identyczne zresztą wyniki przyniosło znacznie wcześniejsze śledztwo prowadzone przez prokuraturę w okresie kadencji SLD. Również wówczas prokuratura stwierdziła jednoznacznie: "w działalności Radia Maryja i o. Tadeusza Rydzyka nie zachodzą znamiona przestępstwa". Oznaczało to zarazem, że publikacje dziennikarzy "GW" były kłamliwe i przygotowane z pogwałceniem rzetelności dziennikarskiej. Sfingowany wywiad Nie inaczej jest z sobotnią publikacją Głuchowskiego i Kowalskiego - sfingowanym wywiadem z ojcem Tadeuszem Rydzykiem, zatytułowanym "Poraził mnie jasny błysk". Autorzy wywiadu przyznają w słowie wstępnym, że taka rozmowa nigdy się nie odbyła, a wypowiedzi dyrektora Radia Maryja zaczerpnęli, bez jego wiedzy i zgody, z wypowiedzi udzielanych innym mediom, m.in. "Naszemu Dziennikowi", oraz z książki "Tak-tak. Nie-nie" autorstwa Stanisława Krajskiego. "Formę wywiadu przyjęliśmy bez zgody naszego rozmówcy po to, by dobrze uporządkować wątki" - kuriozalnie tłumaczą dziennikarze "GW". Problem w tym, że żadnego rozmówcy nie było, dyrektor Radia Maryja nie zgodził się bowiem na rozmowę z Głuchowskim i Kowalskim, wypowiedzi zaś zaczerpnięte czy też - jak twierdzi członek REM - ukradzione z innych publikacji zostały wyrwane z kontekstu i umieszczone pod przygotowanymi przez gazetę "pytaniami". W rzekomym wywiadzie wykorzystano też informacje, często niezgodne z prawdą, pochodzące z antyradiomaryjnego serwisu internetowego, który z samym Radiem ma tyle wspólnego, ile Głuchowski i Kowalski z rzetelnością, czyli nic. Mamy do czynienia z bardzo wyrafinowaną techniką manipulacyjną. W podobny sposób można by wykorzystać fragment Psalmu 14: "Mówi głupi w swoim sercu: Nie ma Boga", wycinając z niego fragment: "Mówi głupi w swoim sercu", i na tej podstawie udowadniać, że nawet Pismo Święte twierdzi, że Boga nie ma - uważa Jan Maria Jackowski, były przewodniczący sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu. "Wyborcza" przed obliczem Temidy Zdaniem Anny Pietraszek z Rady Etyki Mediów, sobotnia publikacja "Gazety Wyborczej" to "przekręt na przekręcie", a sprawa powinna znaleźć swój finał na sali sądowej. To zresztą w przypadku Głuchowskiego i Kowalskiego nie byłoby żadnym novum. W październiku 2006 r. prezes Stoczni Gdańsk Andrzej Jaworski zapowiedział wystąpienie z pozwem przeciwko "Gazecie Wyborczej" i roszczeniem odszkodowawczym w wysokości 100 mln złotych. Skarga prezesa Jaworskiego ma związek z publikacją tychże dziennikarzy "Filia Gułagu w kolebce Solidarności", w którym sugerowano, jakoby robotnicy z Korei Północnej wykonywali w stoczni niemalże niewolniczą pracę za "psie pieniądze". Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2006-12-11
Autor: wa