Przedsiębiorcy lawinowo pozywają banki
Treść
Rusza lawina pozwów przeciwko bankom, z którymi przedsiębiorcy zawarli kontrakty na opcje walutowe. Klienci banków podnoszą, że zostali wprowadzeni przez nie w błąd, że nie zadziałały bariery ograniczające ich straty, że banki nie dotrzymały umówionych terminów albo też rozliczając opcje - samowolnie ściągnęły pieniądze z konta firmy.
Składając pozwy przeciwko bankom, z którymi zawarli kontrakty na opcje walutowe, przedsiębiorcy powołują się m.in na to, że zostali wprowadzeni w błąd co do charakteru transakcji, że transakcje zawarte zostały z naruszeniem warunków określonych w tzw. umowach ramowych, że mimo zaistnienia czynnika wyłączającego transakcję (osiągnięcie lub przebicie bariery) bank dalej żądał lub żąda realizacji transakcji, iż bank nie dotrzymał terminu zawiadomienia o zamiarze skorzystania z opcji albo też samowolnie ściągnął pieniądze z konta klienta. Wartość przedmiotu sporu w poszczególnych procesach może wynosić od kilkuset tysięcy do kilkuset milionów złotych.
- Najpóźniej w piątek firma KRAM skieruje do sądu pozew przeciwko bankowi ING - poinformował główny udziałowiec przedsiębiorstwa Zbigniew Przybysz, szef Stowarzyszenia Obrony Polskich Przedsiębiorstw. Kilka dni temu o złożeniu pozwów przeciwko Bankowi Millennium poinformował także zarząd ABM Solid. W pozwie powołuje się m.in. na wprowadzenie w błąd co do charakteru transakcji. W listopadzie pozew przeciwko ING Bankowi Śląskiemu w związku z transakcjami opcji złożył Katowicki Holding Węglowy, zarzucając bankowi niestaranność w przygotowaniu umów oraz wprowadzanie w błąd pracowników spółki. Spółka zdementowała podaną przez media informację, że jej straty na opcjach sięgają 600 mln złotych.
- Bank Millennium może się spodziewać dalszych kilkunastu pozwów ze strony członków stowarzyszenia, będą też pozwy przeciwko ING, Raiffeisen Bank i innym bankom - zapowiada Przybysz.
Według Jerzego Bielewicza, szefa Stowarzyszenia Przejrzysty Rynek, duża część umów na opcje z przedkryzysowego 2008 roku została przedsiębiorcom niejako narzucona przez banki, czasem w złej wierze. Instytucje finansowe zachęcały do zakupu i wystawiania opcji agresywnym marketingiem i wizjonerskimi prognozami kursów, które - jak się okazało - z rzeczywistością niewiele miały wspólnego. Według eksperta dr. Pawła Karkowskiego, kontrakty na opcje często tak konstruowano, że klient z góry stał na przegranej pozycji.
Jak firmy zabrnęły w długi?
Można to prześledzić na przykładzie spółki KRAM. Pod koniec września 2008 r. nabyła ona od banku ING opcje typu put na kwotę 1 mln euro i wystawiła w zamian na rzecz banku opcje typu call na kwotę 2 mln euro. Chciała w ten sposób zabezpieczyć opłacalność eksportu w warunkach umacniania się złotego. KRAM jest jedynym w naszej części Europy producentem specjalnej folii spożywczej do pakowania tacek z produktami żywnościowymi, o rocznych obrotach ok. 60 mln zł, przy czym znaczna część produkcji trafia na eksport (m.in. do Kuwejtu, Arabii Saudyjskiej, Hiszpanii, Niemiec). Zatrudnia 106 pracowników w zakładach w Pasłęku i Dzierzgoniu.
Bank zobowiązał się zakupić od firmy 1 mln euro po 3,50 zł, a w zamian KRAM rok później miał sprzedać bankowi 2 mln euro po 3,0 zł, o ile nie zostanie przebita w dół bariera 3,345 zł za euro (owa "bariera" to kurs graniczny, po którego przebiciu bank automatycznie tracił uprawnienie do odkupienia waluty po 3,00 zł za euro). W chwili zawierania transakcji rynek wyceniał euro na ok. 3,38 złotych.
- Do oferty bank dołączył prognozę, która przewidywała stopniową aprecjację (tj. umocnienie) złotego w nadchodzących miesiącach, od 3,17 zł za euro w październiku 2008 r. do 3,1 zł za euro w styczniu 2009 r. - referuje główny udziałowiec firmy KRAM. W lipcu 2009 r., tuż przed możliwą realizacją opcji call przez bank, złoty miał się - wedle prognozy - osłabić do ok. 3,30 zł za euro. - Bank zaoferował nam opcje put bezpłatnie w zamian za wystawienie opcji call. Twierdził, że nic nie stracimy, bo prognozy wskazują, że kurs przebije barierę 3,34 zł za euro i umowa na opcje call automatycznie ulegnie rozwiązaniu - wyjaśnia Przybysz.
Niestety, prognoza kursów okazała się funta kłaków nie warta. Niemal natychmiast po dobiciu umowy złoty nie poszybował w górę, lecz pikował w dół.
Winna prognoza?
- Nie skorzystaliśmy z opcji put, bo złoty osłabił się powyżej 3,50 zł za euro - mówi Przybysz.
Tymczasem opcja call przysługująca bankowi spoczywała spokojnie, czekając na rozwój wydarzeń. Jej termin zapadalności wyznaczono na 29 września 2009 roku.
Złoty, po rekordowym osłabieniu do ok. 4,70-4,90 za euro w lutym 2009 r. - zaczął się znów stopniowo umacniać, nie na tyle jednak, by pozbawić banki zarobku z tytułu różnic kursowych. W rezultacie przedsiębiorcy, wezwani przez bank z tytułu opcji call do "podstawienia pieniędzy", zmuszeni byli sprzedawać bankowi walutę po kursie znacznie niższym od rynkowego, tracąc na tym gigantyczne pieniądze. Ale zarobek banku wcale nie ograniczał się do zysków z handlu walutą. Jeszcze bardziej intratnym przedsięwzięciem był handel samymi opcjami.
- Bank zarabiał już w momencie zawarcia transakcji, ponieważ zamiast premii za opcję call "płacił" bezwartościową, jak się później okazało, opcją put - tłumaczy szef Stowarzyszenia Obrony Przedsiębiorców.
- Po wystawieniu przez przedsiębiorcę opcji call banki natychmiast ją sprzedawały dalej z wielkim zyskiem. Duża ilość opcji trafiła najprawdopodobniej w ręce wielkich banków inwestycyjnych, takich jak Goldman Sachs czy JP Morgan - mówi Jerzy Bielewicz, szef Stowarzyszenia Przejrzysty Rynek.
Nie jest tajemnicą, że międzynarodowe instytucje finansowe dysponujące ogromnym kapitałem, operując na rynku walutowym, mogą wpływać na kursy walut. Opcje call w ich ręku są więc niczym weksel in blanco.
W przypadku firmy KRAM feralnego dnia bank po prostu ściągnął pieniądze z konta firmy, a konkretnie z udzielonego jej kredytu obrotowego. To właśnie o zwrot tych środków - 2 mln 400 tys. zł plus odsetki - pobranych przez bank z tytułu opcji przedsiębiorstwo zamierza walczyć przed sądem.
- Złożymy pozew w sądzie powszechnym, bo sprawa nie dotyczy umowy opcji, lecz czynu niedozwolonego, tj. bezprawnie zabranych z konta pieniędzy - zapowiada Przybysz. - Bank nie miał tytułu egzekucyjnego potwierdzonego klauzulą wykonalności - dodaje.
Gdyby banki chciały grać naprawdę fair play z polskimi firmami, powinny zamknąć transakcję opcji po wyczerpaniu limitu skarbowego wobec przedsiębiorstwa (tj. bariery, do jakiej bezpiecznie firma może się zadłużać). Mogły to zrobić, gdy kurs wynosił 3,70 zł za euro. I tak by zarobiły. Nie zrobiły tego, czekając, aż złoty osłabi się jeszcze bardziej.
Małgorzata Goss
Nasz Dziennik 2009-12-10
Autor: wa